środa, 13 kwietnia 2011

FENG SHUI - Strefa pomocnych ludzi i podróży

Wzmocnienie tej strefy pozwala uzyskać pomoc z każdej strony i podróżować w nasze ulubione miejsca. 
Strefa pomocnych ludzi i podroży
Poprawiając tę strefę uzyskamy: 

FENG SHUI - Strefa zdrowia

Poprawienie tej strefy pomoże:

FENG SHUI - Strefa kariery i drogi życiowej

Ezoterycznie i nie tylko,
Wzmacniając tą strefę, możemy:

FENG SHUI - Strefa umiejętności i wiedzy

Uaktywnianie wszystkich sfer życia właściwie należy rozpocząć od tej strefy. To od tej strefy zależy właściwa ocena sytuacji, ludzi. To właśnie ta strefa ma wpływ na nasze decyzje. Dlatego też należy poświęcić jej najwięcej uwagi.
Ezoterycznie i nie tylko

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Czy Polacy zdradzają swoich partnerów

Wpadł mi dzisiaj w ręce poradnik psychologiczny  Polityki tom 4. Przeczytałam w nim rozmowę z bardzo znanym doktorem nauk medycznych Zbigniewem Liberem. Mój autorytet powiedział:
„Myślę, że jeśli ludzie szanują się nawzajem, to problem zdrady nie istnieje. Ktoś kogoś zafascynuje, przeżywa cudowną chwilę, ona się kończy i tyle – byle tylko partner się nie dowiedział”.
I dalej na pytanie – Zdrada nie musi prowadzić do emocjonalnej ruiny związku? - odpowiedział:
„Nie musi. To coś, co każdemu może się zdarzyć – nie należy dramatyzować, choć też nie należy do tego podchodzić zbyt swobodnie. Podobnie jak z innymi pokusami – im bardziej coś jest zakazane, tym bardziej kusi. Jeśli partner jest wobec nas czuły, serdeczny, miły – to z czego robić problem. Czego chcieć więcej?”
Zasępiłam się. Pomyślałam - może jestem zbyt zaściankowa, nie dzisiejsza, czasy się zmieniają… a ja kurczowo trzymam się przestarzałych poglądów. Może czas je zrewidować?
Ale tak naprawdę gdzieś tam w środku czułam dyskomfort i wewnętrzną niezgodę.
Bo jak to, zdrada nie jest żadnym problemem? Partner nas zdradza, a przy tym szanuje? Jest miły, serdeczny, czuły? I czegóż chcieć więcej? I najważniejsze, żebym się nie dowiedziała?
Żeby mówić o zdradzie, musi istnieć między partnerami więź emocjonalna, w której istnieje zasada wierności, lojalności i uczciwości. Decydując się na związek z druga osobą oczekujemy od niej dokładnie tego – wierności, lojalności i uczciwości. I nie jest ważne czy zalegalizowaliśmy związek czy też nie.
To prawda, zmienia się mentalność ludzi, dlatego też świadomi zmian zachodzących w świecie, czy w samym związku,  partnerzy zakładają możliwość rozwodu w przypadku, gdy ich małżeństwo się nie uda, gdy partner, któremu zaufali nie dotrzymuje danej obietnicy.
Statystycznie ilość rozwodów ciągle wzrasta. I tak np. w 2000 roku było ich 43 tysiące, w roku 2009 już 72 tysiące. Nie mam danych dotyczących związków nie zalegalizowanych.
Zdrada jako powód rozwodu, plasuje się na wysokiej pozycji, tuż za niezgodnością charakterów i alkoholizmem partnera. Wskazuje to na to, że partnerzy wciąż przykładają wielką wagę do wierności jako podstawowego elementu przysięgi małżeńskiej. I nadal oczekują jej od partnera, z którym decydują się na wspólne życie.
W religii rzymsko-katolickiej zdrada uznawana jest za jeden z ciężkich grzechów, na równi z grzechem kradzieży, zabójstwa czy nienawiści. I stosując analogię do słów doktora: ukradnij, zabij – byleby tylko nikt się o tym nie dowiedział? To tak ma być?
Wierzę głęboko w Boga, chociaż starannie oddzielam go od kościoła. Ale nie kradnę, nie morduję, obce mi jest uczucie nienawiści i … nie zdradzam, chociażby z szacunku dla drugiego człowieka, który mi zaufał.
Popełniając grzech cudzołóstwa nie liczymy się z uczuciami drugiego człowiekiem, z jego godnością. A to oznacza brak szacunku dla niego.
Fakt, że na szacunek trzeba zapracować, nie jest on nam dany raz na zawsze. Ale jeśli „szacunek to uznanie godności drugiej osoby, poważanie, uszanowanie, poszanowanie, respekt, atencja, estyma, pokłon,  a atencja to okazanie komuś specjalnych względów, traktowanie z nadzwyczajna uwagą” – to jak się ma zdrada do wzajemnego szacunku? Partner nie zapracował na szacunek? Czy z szacunku zdradzamy? Zupełnie nie rozumiem współistnienia szacunku wraz z dokonanym aktem zdrady?
Faktem jest, że i sam grzesznik doprowadza się do stanu winy i wewnętrznego cierpienia. (Pomijam tu przypadki socjopatyczne, którym obce jest współodczuwanie czy wina).
Być może takie postawienie tematu zdrady jest koniecznością, po to, żeby człowiek jej się dopuszczający poczuł się lepiej? Wszak kościół, również dopuszcza pokutę za popełnione grzechy i odpuszczenie winy.
Oczywiście jest zasadnicza różnica pomiędzy grzechem zabójstwa, kradzieży, a grzechem cudzołóstwa. Ale czasem zdrada zwyczajnie emocjonalnie... zabija.
Zgadzam się, są inne czasy, wiele się zmienia, obyczaje się rozluźniają, dawny grzech zdrady, nie jest już ciężkim grzechem, staje się drobnym wykroczeniem.
Partner jest czuły, serdeczny… czegóż chcieć więcej? Naprawdę tylko tyle powinniśmy oczekiwać od  naszego partnera? Żeby był miły, serdeczny, czuły? I dyskretny, gdy zdradza?
Dla mnie to trochę za mało. Jeśli jestem z kimś, otwieram się przed nim, powierzam mu swoje tajemnice, ufam bezgranicznie… a on mnie po prostu zdradza, bo powodowało nim chwilowe zauroczenie. Cóż za nie lojalność. I mam tak po prostu nie robić problemu? Jak mam mu ponownie zawierzyć?
Nie wykluczone, ze stałoby się to po wielu miesiącach czy latach terapii.
I jeśli twierdzi, że mnie kocha, a przy tym zdradza, to cóż to za miłość? Płytka, powierzchowna, nic nie warta. Uważam, że kochający partner, który nas szanuje  - nie zdradza nas nigdy.
„Miłość silna i głęboka jest nacechowana szacunkiem. Taka miłość uwzniośla. Osoby, które budzą tej miary uczucia, stymulują nas: obcowanie z nimi skłania, byśmy stawali się lepsi, pełniej wykorzystywali własne możliwości i wznosili się ponad własną słabość.” – ja chcę tak właśnie kochać i tak chcę być kochana. A kiedy mnie zdradzi, mam czuć się winna… bo nie wzbudziłam w nim takich uczuć, które wyniosły go ponad słabości?
Mój ulubiony Wojciech Kruczyński tak napisał o zdradzie:
"Niewiele jest przykrzejszych rzeczy na tym świecie, niż zdrada najbliższej osoby. W ciągu kilku sekund twój uporządkowany, bezpieczny świat wali sie w gruzy - pozornie szczęśliwa, wspólna przeszłość staje pod znakiem zapytania, rozpadają się plany na przyszłość, a nad tym wszystkim góruje dotkliwy ból zawiedzionego zaufania. W jednej chwili stajesz sie najbardziej samotną osobą na świecie".
" Zdrada zwykle nie zdarza się z dnia na dzień. Jest raczej zwieńczeniem stopniowo narastającej nudy, braku bliskości i akceptacji. Pojawienie sie tej drugiej osoby, która trafia w niezaspokojone pragnienia miłości, uznania i zrozmienia, twoje lub twojego Partnera, może tylko zdradę przyśpieszyć - nie jest jednak jej przyczyną. Nie zdradzamy osób, które w pełni zaspokajają nasze potrzeby. Wtedy zdrada staje sie sposobem na podtrzymanie iluzji idealnej miłości, bez której trudno nam żyć. Staje się sposobem na uniknięcie samotności w związku".
"Zdrada może uleczyć związek" - strzeż się tego przekonania. W rzeczywistości zdrada powiększa problem. Jedyną "zaletą" jest to, że przynajmniej wydobywa go na światło dzienne. Często właśnie dlatego zdzradzamy - umęczeni brakiem ciepła lub nudą, chcemy wstrząsnąć związkiem. Co bedzie to będzie. Niestety taki wstrząśnięty związek często rozpada się na kawałki nie do posklejania. Zbyt wiele zawodu, wstydu i gniewu".
"Jesli ci sie uda stworzyć z partnerką wasz własny, intymny świat pełen zaufania i bliskości, zdrada wyda ci sie kiepskim interesem. Nawet jak taki pomysł przemknie ci czasem przez głowę (pokusy są wśród nas), nie będziesz chciał sprzedać swego doświadczenia bliskości za kilka upojnych chwil i poczucie triumfu z powodu nowej zdobyczy. I odwrotnie - jeśli zdrada jest dla ciebie czymś tak atrakcyjnym, że jesteś dla niej w stanie zaryzykować to, co jest między tobą a twoją Partnerką, oznacza, że dotąd nie odnalazłeś z nią (i z nikim innym) prawdziwej bliskości, że wciąż jesteś samotny, choć może nie zdajesz sobie z tego sprawy".
Pokusy czyhają na każdego, ale wielu z nas potrafi się im oprzeć. Chyba różnimy się trochę od zwierząt? Myślimy, analizujemy, mamy wyobraźnię i zdolność empatii.
Nie spłycajmy miłości, czy prawdziwego związku. Szanujmy partnera. I jeśli nam związek nie odpowiada – popracujmy nad nim, albo odejdźmy. Nie  upokarzajmy partnera, kogoś kto nam bezgranicznie  uwierzył i zaufał.

autor - Elżbieta Kmiciewicz

Cytaty:
Poradnik psychologiczny polityki tom 4 – rozmowa z doktorem
wikipedia – szacunek, atencja.
„Siła emocji – zrozumieć uczucia pokonać problemy” – Michelle Larivey
„Wirus samotności” – Wojciech Kruczyński

niedziela, 10 kwietnia 2011

Przepisy na dobrą kawę

moja ulubiona poranna kawka
Smak kawy zależy przede wszystkim  od dobrego ziarna i świeżej wody. Z racji tego, że kawa łatwo chłonie obce zapachy, musi być przechowywana w szczelnie zamkniętym naczyniu, najlepiej w chłodnym miejscu.
Ważne jest właściwe dozowanie kawy. 
I tak na normalną filiżankę (150 ml) bierzemy 6 - 9 g kawy sypanej, 2 g kawy rozpuszczalnej. Należy pić wyłącznie świeżo zaparzoną kawę, ponieważ szybko traci aromat i gorzknieje. 
Kawa zawiera kofeinę, kwasy, oleje, składniki zapachowe, śladowe ilości wapnia, magnezu i minerałów. Bez mleka i cukru - prawie nie ma kalorii.


Kilka przepisów na dobrą kawę:

Espresso
7 g kawy mielonej espresso,
25 ml wody.
Przygotowanie tej kawy wymaga odpowiedniego sprzętu. Jeśli nie mamy ekspresu ciśnieniowego, równie dobrze możemy ją zaparzyć korzystając z ekspresiku do kawy na gaz (jest zdecydowanie tańszy). Dobrze przygotowane espresso ma na wierzchu warstewkę pianki w kolorze cynamonu. Jest bazą wyjściową do Caffe Latte i  Caffe Mocca.
Caffe Latte:

1 część podwójnego lub mocniejszego espresso,
1 część gorącego mleka lub trochę spienionego mleka.
Gorące mleko wlewamy do espresso. Na wierzch możemy dodać trochę pianki z mleka. Możemy również dodać więcej spienionego mleka lub syropu (sosu) waniliowego.

Caffe Mocca

1 część gorącego espresso,
1 część gorącego mleka,
1 część kakao.
Do Caffe Mocca potrzebna jest wysoka szklanka, w której zmieszczą się wszystkie trzy składniki. Przygotowujemy kawę, kakao, spieniamy mleko. Kolejno wlewamy do szklanki. Na wierzchu możemy posypać kakao lub sosem czekoladowym.

Cappuccino

1 część gorącego espresso,
1 część ciepłego mleka,
1 część pianki z mleka
ewentualnie kakao w proszku, cynamon do posypania.
Najpierw wlewamy do szklanki espresso, następnie ciepłe mleko, potem piankę z mleka. Na wierzch posypujemy kakaem lub cynamonem.

Espresso Macchiato

1 gorące espresso,
pokrywa ze spienionego mleka.
Espresso wlewamy do szklanki, następnie wlewamy spienione mleko.

Latte Macchiato

1 gorące espresso,
200 ml spienionego mleka,
do posypania kakao w proszku.
Latte Macchiato powinno składać się z trzech warstw, które nie powinny się ze soba mieszać: na spodzie gorące mleko, w środku espresso, a z wierzchu pianka z mleka.  Mleko podgrzewamy do tem. 60 stopni, spieniamy, odstawiamy na 1 minutę, aby utworzyła się piana. Wlewamy je do wąskiej szklanki, a nastepnie bardzo ostrożnie wlewamy espresso, tak aby powstały warstwy. na koniec możemy posypać kakao.

Kawa na opak

1/3 espresso,
2/3 spienionego mleka.
W tej kawie jest więcej mleka niż kawy. Wypełniamy filiżankę spienionym mlekiem, nastepnie wlewamy espresso. Na wierzchu posypujemy kakao lub cynamonem. Bardzo smaczna!

Mokka

7-8 g mokki lub kawy drobno mielonej,
220-250 ml wody
3-4 łyżeczki cukru.
W małym dzbanku zagotowujemy kawę z cukrem 3 razy.  Wlewamy do filiżanki. W Turcji zamiast cukru używa się kardamonu.

Co dłonie mówią na temat charakteru człowieka

  • Dłonie mocno złożone i ze splecionymi palcami znamionują zadowolenie i pewność siebie
  • Dłonie złożone,ale palce nie splecione,oznaczają impulsywność,naturę gracza i pyszałka
  • Dłonie, stykające się tylko końcami palców świadczą o niestałości, uleganiu wpływom, skłonności do przekazywania steru kobiecie.
  • Dłonie oparte lekko jedna o drugą to wspaniałomyślność.
  • Dłonie złożone pustym wnętrzem do siebie, skąpstwo.

O czym mówi ułożenie ciała podczas snu?

Ponieważ człowiek podczas snu (kiedy świadomość jest wyłączona) reaguje podświadomie na swoje ciało i ducha, jego ułożenie jest symptomatyczne dla korzystnych i niekorzystnych procesów zachodzących w ciele, dla zaburzeń, które śpiący stara się podświadomie ominąć.
Teoretycznie można powiedzieć, że pozycja całkowicie wyciągnięta i lekko przechylona na jedną stronę nie utrudnia obiegu krwi i nie powoduje naprężenia kręgosłupa i napięcia mięśni. Inne pozycje ciała we śnie pozwalają na wyciągnięcie następujących wniosków:


Pozycja embrionalna - czyli z nogami podciągniętymi w sposób przypominający ułożenie embriona, wskazuje na naturę nieśmiałą, strach przed życiem i nieuniknionymi trudnościami dnia powszedniego. Zalety i wady zdrowotne pozycji embrionalnej budzą spore kontrowersje.
Płasko na plecach - umożliwia dobry obieg krwi, ale jeśli jest wyraźnie preferowane, świadczy o przebiegłości, nerwowości, często też o nadmiernej pobudliwości, zwłaszcza jeśli śpiący lekko podciąga uda.

SEKRET

Ezoterycznie i nie tylkoSekret - to prawo przyciągania! 
         
Poproś, uwierz, otrzymaj...

CYTATY Z KSIĄŻKI:

„Wypełnij tablicę swego życia wszystkim, czego pragniesz. Jedyne, czego teraz potrzebujesz, to czuć się dobrze. Im pełniej wykorzystujesz swoją wewnętrzną siłę, tym więcej jej przyciągniesz. Czas, by objąć w pełni swoją wielkość, jest teraz, w tej chwili.
Jesteśmy w samym środku olśniewającej epoki. Uwalniając się od ograniczających myśli, doświadczymy prawdziwej wielkości rodzaju ludzkiego, w każdej dziedzinie tworzenia. 

Rób, co kochasz. 

Jeśli nie wiesz, co przynosi Ci radość, spytaj: „Czym jest moja radość?”. W miarę oddawania się swojej radości będziesz przyciągał strumień tego co radosne, ponieważ promieniejesz radością. 

Jak bezpiecznie przejść przez rozstanie?

„Czy jesteś kobietą, czy mężczyzną - życie twe nie będzie nigdy zupełne, nigdy nie odbudujesz się w mocy ku mocy, jeżeli nie spotkasz i nie poznasz duchem swego drugiego "ja", swego dopełnienia z drugiej płci. A po takim poznaniu rozłąki nie ma.” - Prentice Mulford 

Decyzja o rozstaniu jest zawsze trudna. Nie podejmuje się jej pochopnie pod wpływem chwili. Poprzedza ją wiele wątpliwości,  analiz i rozmyśleń. Wszak połączyliśmy swoje życie z osobą, którą obdarzyliśmy uczuciem, albo przynajmniej wydała się nam intrygująca, czy dawała nam wtedy, w naszym przekonaniu, gwarancje bezpiecznego i spokojnego życia.
Po latach wspólnego życia, często pełnego udręki, niespełnienia czy cierpienia, dochodzimy do wniosku, że może lepiej się rozstać, może lepiej byłoby nam żyć samotnie. Zapomnieliśmy co to znaczy się śmiać, cieszyć chwilą, kumuluje się w nas niechęć, a nawet złość na partnera, która z czasem przemienia się w złość do całego świata. Na naszych twarzach maluje się smutek, żal…. Stajemy się zgorzkniali, pełni wściekłości, nienawiści. Zaczynamy chorować, całe nasze ciało woła o ratunek. Choruje nasza dusza.
Kobieta i mężczyzna w prawdziwym małżeństwie są jako oko i ręka – Prentice Mulford
Nie możemy pozostawać w związku, który nie zaspokaja wszystkich naszych potrzeb, w związku, który jest źródłem cierpienia. Tkwiąc w nim popadamy w apatię lub nawet w depresję i… wegetujemy, licząc na cud, że groźny i nieprzewidywalny partner nagle się  zmieni i zrozumie…. Że dostrzeże nasz stan, nasze niezadowolenie, nasz ból.
Wielu z nas tkwi w martwym związku, bo nie chcemy przyznać sami przed sobą, że miłość, która kiedyś nas łączyła z partnerem odeszła bezpowrotnie i nigdy nie wróci.
A im szybciej podejmiemy decyzje o rozstaniu, tym szybciej damy sobie szanse na poznanie kogoś, kto niewykluczone zaspokoi wszystkie nasze potrzeby. Ale skąd mamy mieć tą pewność, czy gwarancję, że kolejny partner, spełni nasze oczekiwania, będzie osobą, na którą czekaliśmy całe życie? Takiej gwarancji nikt nam nie da!!!
„Otwarcie się na bliskość naraża twoje serce na zranienia..  pogódź się z tym smutnym faktem. W paradoksalny sposób, każdy kolejny partner, który zawiódł twoje zaufanie, wzmacnia twą odporność …. Nabywasz ostrożności, mądrości, uczysz się odróżniać ziarna od plew. W ten sposób nabywasz innego rodzaju zaufania - zaufania do siebie; do swych wyborów, do swych umiejętności lokowania uczuć w odpowiednich osobach.” Wojciech Kruczyński
Jedno jest pewne, to w naszych rękach spoczywa nasz los, tylko my sami możemy zmienić swoje życie, możemy dać sobie szanse na prawdziwą, pełną miłości relacje.
Zakładam, że wyciągniemy obiektywne wnioski z przeszłych zdarzeń, nauczymy się rozpoznawać nic nierokujące osobniki, nauczymy się chronić siebie.
Zdarza się oczywiście, że partner otworzy się na nas i na nasze potrzeby. Bywa, że kryzys jest chwilowy i zasygnalizowanie partnerowi, że jesteśmy nieusatysfakcjonowani związkiem, pobudzi go do działania i pracy, skłoni do zmiany. Pamiętajmy jednak, że nie możemy drugiej osoby zmienić, możemy jedynie dać jej bodziec do pracy nad sobą.
Kiedy już podejmiemy ostateczną decyzję o zerwaniu związku, pojawia się wiele nieprzyjemnych odczuć, przede wszystkim strach, niepokój, niepewność, wątpliwości, wyrzuty sumienia, poczucie bezradności, rozczarowanie, złość, gniew.
Są to jak najbardziej normalne odczucia, zdajemy sobie przecież sprawę, że kończymy ważną relacje z drugim człowiekiem, mamy świadomość, że ponieśliśmy w pewnym sensie porażkę, że łamiemy daną umowę. I nie ma tu żadnego znaczenia, czy nasza decyzja jest w pełni uzasadniona i że to my postanowiliśmy odejść. Musimy mieć świadomość, że każdy normalny człowiek takich uczuć doznaje. W rzeczywistości właśnie te uczucia pomagają nam przetrwać psychicznie i wrócić do normy, a że nie są przyjemne… cóż, żeby zacząć funkcjonować na nowo, po prostu musimy je przeżyć.
Przeżywanie straty ( w każdym wypadku) dzieli się na kilka etapów:
1.   W pierwszym rzędzie pojawia się etap zaprzeczania. Czujemy się zagubieni, bezradni wobec zdarzenia… przerasta nas ono. Usilnie staramy się nie myśleć… ale myśli powracają …wciąż na nowo…
2.   Potem pojawia się etap gniewu i pytania dlaczego? Po co ja to zrobiłam, a może to ja popełniłam błąd, może to ja jestem winna? Rozpamiętujemy przeszłe zdarzenia, pojawia się złość… ale rozumiemy już, że zaprzeczanie nie ma najmniejszego sensu.
3.   Kolejnym etapem jest tzw. Negocjacja. Na tym etapie wydaje się nam, że jesteśmy w stanie coś zrobić, żeby odwrócić sytuację. Często mówimy: oddam wszystko, żeby tylko mój ukochany wrócił, zrobię co będzie chciał, zmienię się, dostroję… dam mu szansę…
4.   Kiedy uświadomimy sobie, że nic już nie możemy poradzić pojawia się etap depresji. Nie widzimy sensu życia, bo nam się nie udało, zastanawiamy się po co żyć dalej. Pojawia się głęboki smutek, żal. Nic nas nie cieszy, zapadamy się w sobie, często izolujemy od innych.
5.   Ostatnim etapem przeżywania straty jest akceptacja. No cóż jakoś musimy żyć dalej, świat się przecież nie kończy. Z czasem pojawia się spokój i zrozumienie. Uświadamiamy sobie, ze nie jesteśmy w stanie niczego zmienić, jedyne co możemy to zaakceptować odejście i …żyć dalej. Wielu  z nas zaczyna dostrzegać nowe szanse i możliwości.
Faktem jest, że każdy z nas ma inną konstrukcję psychiczną i inaczej przechodzi przez kolejne etapy godzenia się ze stratą. Nie wszyscy przechodzą płynnie przez kolejne etapy. Niektórzy powielekroć wracają do wcześniejszych etapów, zanim całkowicie sobie ze stratą poradzą. Ten proces u każdego przebiega inaczej. Błędem jest jego przyśpieszanie, każdy musi stratę przeżyć po swojemu.
Tak naprawdę przed dokonaniem zmian w naszym życiu, blokują nas wyłącznie nasze lęki psychiczne, nie zaś faktyczna sytuacja. Dzwoni nam w uszach: jak sobie poradzę finansowo, gdzie zamieszkam, jak na moją decyzje zareagują dzieci, co ze mną będzie…. Na wszystko znajdzie się rada, musimy jednak na nasz problem spojrzeć z boku, dystansując się od niego.
Najważniejsze jednak, żebyśmy pozrywały łączące nas z partnerem więzi: emocjonalną, psychiczną i fizyczną.
Najłatwiej jest zerwać więź fizyczną – możemy się wyprowadzić, zmienić miejsce zamieszkania, wrócić do rodziców. Oczywiście jest cała gama zależności mieszkaniowych, ale i te można prędzej czy później rozwiązać.
Znacznie gorzej jest z więziami psychicznymi, często bardzo trudno je zerwać, ale też często właśnie decyzje o rozstaniu podejmujemy, bo ta bardzo znacząca więź, już od dawna zanikła, czujemy emocjonalną pustkę… a z partnerem pozostajemy z obowiązku, dla dobra dzieci i z wielu innych, usprawiedliwiających brak naszego działania, powodów. Niestety, bywa też często, że pomimo iż od dawna mieszkamy sami, nie widujemy partnera, ma on trwałe miejsce w naszych myślach, marzeniach, wracają obsesyjne wspomnienia. To dowód na to, jak trudno tą więź zerwać.
Najtrudniej jednak jest zakończyć więź emocjonalną, sex, bliskość fizyczna bardzo mocno scala związek. Dlatego właśnie, zdrada tak bardzo boli.
Istotną informacją powinno dla nas być to, jak odbieramy zbliżenia seksualne. Jeśli przestały one sprawiać nam przyjemność i robimy wszystko, aby nie doszło do zbliżenia – to oznacza to prawdziwy koniec związku. I nawet jeśli mieszkamy pod jednym dachem, emocjonalnie jesteśmy bardzo daleko od siebie.
Jak sobie poradzić z negatywnymi odczuciami, takimi jak lęk, smutek, gniew, zaniżonym poczuciem własnej wartości, samotnością?
Przede wszystkim musimy je rozpoznać i uświadomić sobie, że są one naturalnymi reakcjami naszego organizmu na przeżywanie straty, a tym właśnie jest zakończenie bliskiej relacji z partnerem. Nie możemy uciekać od tych uczuć, ani nie możemy im zaprzeczać.
Jeśli partner skutecznie oddzielił nas od znajomych, od świata i ludzi, zacznijmy powoli budować, swoja małą zżyta społeczność, wyjdźmy do ludzi. Znajomi, bliscy, przyjaciele potrafią być ogromnym wsparciem w trudnych chwilach, a taką jest bez wątpienia odejście od partnera. Jeśli nie znajdziemy wsparcia w rodzinie, szukajmy go poza nią. Czyż nie jest to cudowne móc w każdej chwili, o każdej porze dnia i nocy zadzwonić do przyjaciela, który nas pocieszy, wesprze czy choćby wysłucha. Jego sympatia i zrozumienie jest źródłem wielkiej siły, bo jak mówi Mulford: sympatia to siła.
Generalnie, nigdy, ale to przenigdy, choćby nasz partner był ideałem, nie rezygnujmy ze swoich pasji, przyjaciół, realizujmy się zawodowo, dbajmy o własny rozwój osobisty.
Jest rzeczą zrozumiałą, że odczuwamy gniew czy złość. Pojawienie się tych uczuć świadczy o tym, że ciągle liczymy na zmianę czy poprawę partnera, że związek jeszcze całkiem nie umarł. Złościmy się, bo w związku jest nierównowaga, niesprawiedliwość, bo nasze potrzeby są ignorowane i niezaspokajane. Kiedy już stracimy wszelką nadzieję na polepszenie relacji i zaakceptujemy sytuację, te uczucia miną bezpowrotnie.
Samotność ma ścisły związek z brakiem zaspokojenia podstawowej potrzeby przynależności, z nudą, smutkiem, niespełnieniem. Jedynym ratunkiem jest wyjście do ludzi, nawiązanie z nimi pozytywnych relacji, żeby ustrzec się przed depresją, która w konsekwencji prowadzi do alienacji i negatywnych uczuć: cynizmu, drażliwości, poczucia bezsilności itp. Pokochajmy siebie takimi jakimi jesteśmy, zaakceptujmy siebie. I nie bójmy się wyjść naprzeciw ludziom czy kolejnej miłości…
I tu ponownie radzę, nie oddalajmy się od ludzi, towarzystwa, nie skupiajmy się jedynie i wyłącznie na partnerze, nie ograniczajmy swojego świata jedynie do niego.

Poczucie własnej wartości często uzależniamy od tego co mówią czy myślą o nas inni ludzie, nasz partner. Pamiętajmy jednak, że są to ich subiektywne oceny. Każdy człowiek ma inne potrzeby, inne wartości, inne zasady, a te niekoniecznie muszą być takie same jak nasze. Jeśli mamy problem z szacunkiem do siebie samych, popracujmy nad naszym charakterem, ale nie po to, żeby zmienić się dla innych, lecz dla siebie, dla swojego lepszego samopoczucia. Nie krytykujmy siebie, wspierajmy na każdym kroku, dajmy sobie prawo do błędów i omyłek.
 Nie obwiniajmy siebie za wszystko, ale też nie spychajmy winy na innych. Starajmy się być obiektywni, ale pełni miłości dla siebie. Bądźmy dla siebie wyrozumiali.
A jeśli nie potrafimy sobie poradzić, skorzystajmy z pomocy psychologa czy terapeuty.
Budujące jest to, że prędzej czy później wszelkie te negatywne uczucia miną, pozostawimy je za sobą, zapomnimy o nich, pozostawimy też za sobą nierokujący, fatalny czy wyniszczający nas związek.
Chciałabym zwrócić uwagę, że poza wymienionymi negatywnymi uczuciami pojawia się cała gama uczuć pozytywnych i na nich powinniśmy się skupić: czujemy się z siebie dumne, że w końcu podjęłyśmy właściwa decyzję, że stawiłyśmy czoła trudnej sytuacji, i jak mówi Wojciech Kruczyński: odzyskujemy szacunek i zaufanie do siebie, zaufanie do swoich wyborów.
„Aby być szczęśliwym, potrzebujesz ogniska domowego. Bez niego jesteś zagubiony w labiryncie życia. W domu znajdujesz spokój, gdy jesteś zmęczony. W domu znajdujesz zrozumienie, gdy cię przygniata zmartwienie. W domu znajdujesz ciepło i przywiązanie, gdy życie stanie się twarde i bezwzględne. Przy ognisku domowym spoczywa ciche, zadziwiające szczęście, którego nigdzie nie znajdziesz.”
Te piękne słowa Phila Bosmansa uświadamiają nam jak wielkie znaczenie dla naszego życia ma szczęśliwy, pełen miłości dom. A dom, to też partner, który ma ogromny wpływ na nasze samopoczucie, na odbieranie przez nas otaczającej rzeczywistości….
A naszym obowiązkiem wobec nas samych jest zrobić wszystko, abyśmy byli szczęśliwy, żeby nasz dom był pełen miłości, żeby był bezpieczny. Naszym obowiązkiem jest troszczyć się o siebie, walczyć o swoje szczęście, o szczęśliwy dom. A to niestety, często oznacza rozstanie z nieodpowiednim partnerem, na przeżywanie negatywnych odczuć… przez krótki moment, w skali całego naszego życia.
Ten artykuł jest napisany z myślą o osobach, których związki nie są oparte na współ-uzależnieniu.  Te wymagają większej uwagi, a już na pewno ogromnego wsparcia bliskich i często długotrwałej terapii.
Ale to temat na zupełnie inny artykuł.

Czasem trzeba się rozstać

Z tym, że  Miłość jest największą rzeczą na świecie” zgodzi się chyba każdy. Ten cytat biblijny trafnie określa jakie priorytety powinniśmy ustalić w swoim życiu.
Nie ma przecież nic piękniejszego niż kochać i być kochanym.
Miłość dodaje nam energii do życia, uskrzydla, sprawia, że chce nam się śpiewać, tańczyć, że widzimy jedynie pozytywne aspekty życia.
Najważniejsze jednak to kochać siebie. Kochanie siebie, to dbanie o siebie, o swoje potrzeby.  Związek ze sobą jest najtrwalszym związkiem jaki mamy – to związek na zawsze. Dlatego też o ten związek musimy dbać szczególnie. To my sami, jesteśmy dla siebie najważniejsi, przynajmniej powinniśmy być. 
Nie ma to nic wspólnego z egoizmem. To po prostu normalny przejaw Miłości własnej.
Przez całe życie tworzymy różne relacje międzyludzkie, czasem są to związki na chwilę, czasem na dłużej, czasem na zawsze - do końca życia, do śmierci.
Marzymy o wielkim uczuciu, o idealnym dla nas partnerze, ale nie zawsze udaje nam się takiego znaleźć i nie zawsze udaje nam się stworzyć satysfakcjonujący nas związek.
Bywa, ze błędnie oceniamy partnera, mylimy się co do jego intencji wobec nas, jego charakteru, wartości moralnych, jego widzenia świata.
Bywa, że osoba z która weszliśmy w związek, z czasem okazuje się kimś zupełnie innym. Wspaniały, cudowny mężczyzna zamienia się w tyrana, brutala, manipulanta, okazuje się uwodzicielem, kobieciarzem, najważniejsza dla niego jest praca, a partner potrzebny mu jest jedynie do wzorowego prowadzenia domu, czy przedłużenia gatunku, ba bywa, że związek jest dla niego zwyczajnie alibi.
A jaki powinien być ten idealny dla nas partner? To osoba, która sprawia, że czujemy się lepiej, nie próbuje nas zmienić, kocha nas takimi jakimi jesteśmy, akceptuje nas w pełni.  I jeśli taki stan trwa niezmiennie – to znaczy, że dokonałyśmy właściwego wyboru.
Zbyt często jednak podejmujemy decyzje o wejściu w związek, czy nawiązaniu dłuższej relacji na etapie zakochania. A zakochanie to jeszcze nie miłość, to jedynie wstęp do niej.
I podejmujemy naszą decyzję zbyt szybko i prędzej czy później widzimy, że popełniliśmy błąd.
I często trwamy w takim nietrafionym związku, bo pojawiają się dzieci, bo co powiedzą znajomi, rodzice… bo nie poradzimy sobie materialnie…. I z czasem zamieramy duchowo i emocjonalnie.
Moja serdeczna przyjaciółka Jola od wielu lat trwa w takim nietrafionym związku.
Kiedy ją pierwszy raz zobaczyłam była gruba, bez makijażu, ubrana w zupełnie nie twarzową sukienkę przypominającą worek, która miała zamaskować jej otyłą sylwetkę. Pomyślałam sobie: cóż za zgorzkniała, niemiła i odpychająca kobieta.
Po kilku latach zbiegiem różnych okoliczności zaprzyjaźniłyśmy się. Ale wtedy zobaczyłam zupełnie inną kobietą. Tryskała energią, wyszczuplała, była ubrana według najnowszych trendów mody.
Co za zadziwiająca przemiana, co się stało w twoim życiu, co się zmieniło? – zapytałam.
Wiesz, poznałam kogoś i sama nie wiem co się za mną dzieje. Wiele lat katowałam się różnymi dietami bez skutku. Teraz jakoś schudłam sama, dziwne zjawisko. Wiesz, myślałam, że już nie jestem kobietą i myślałam, że tak już będzie do końca mojego życia. Jola opowiedziała mi dzieje swojego związku z Michałem.
Poznała go wiele, wiele lat temu. I wcale nie pokochała, związała się z nim z rozsądku. Twardo stąpający po ziemi mężczyzna dawał jej gwarancje opieki, troski i materialnego wsparcia. A, że nie ma żadnych zainteresowań, nie czyta książek, ot prosty, ale szczery, uczciwy człowiek – to wtedy nie miało znaczenia. Najważniejsze to wychować dziecko, utrzymać dom. Sama nie dałabym sobie rady, co miesiąc musiałam opłacać rachunki, na zimę kupić drzewo, węgiel. A remonty? Na to też potrzebowałam pieniędzy, no i męskiej ręka. I Jola podjęła decyzję, Michał zamieszkał u niej.
Z czasem zaczęłam czuć, że się zapadam, owszem wszystko było  zapięte na ostatni guzik, było jedzenie, popłacone rachunki, węgiel na zimę, drzewo i …nic więcej. I poczułam, że z czasem już nie tylko moja dusza chorowała, ale i ciało. Chodziłam od lekarza do lekarza, dolega mi chyba wszystko. Ale wiesz, kiedy wyjeżdżałam z domu i go nie widziałam, jakoś dziwnie zdrowiałam.
Ale już nic nie zmienię w swoim życiu, za dużo zależności… i nie mam już na to siły. I gdybym zdecydowała się na rozstanie, co będzie z Michałem? Poświęcił mi całe swoje życie. Teraz oboje jesteśmy starzy, jak tu zaczynać od nowa, przejść przez rozwód, podział majątku?
Po wielu latach trwania w tym związku, poznała Adama. Adam to przeciwieństwo Michała, inteligentny, oczytany, wykształcony. Wiesz, nigdy nie znałam takiego uczucia. Myślałam, że już umarłam jako kobieta … on obudził we mnie coś co było gdzieś tam głęboko ukryte, czuję się szczęśliwa. Te krótkie chwile razem dają mi siłę, by przetrwać, znosić te moje smutne życie. Każdy jego telefon dodaje mi energii, to znak, że jest, że myśli i tęskni tak samo jak ja. I w stosunku do Michała się zmieniłam. Dobrze, że jest, że dba o dom. Doceniam to. Ale tęsknię za Adamem codziennie i myśl, że go zobaczę dodaje mi sił żeby przetrwać.
Jola wybrała mniejsze zło. Jej miłość przyszła do niej trochę za późno. Oboje są związani, odpowiedzialni za swoich partnerów, nic nie zmienią w swoim życiu. Będą się spotykać czasami, ukradkiem. I te chwilowe spotkania muszą im dostarczyć energii na długo, na tyle, żeby przetrwać w swoich związkach.
Może to i nie jest moralne, ale nie wiesz jaka jestem szczęśliwa, chociaż toczę ogromną walkę ze sobą, są chwile, że chciałabym to wszystko rzucić, zacząć od nowa, ale musze akceptować taki układ … z odpowiedzialności za Michała, za żonę Adama.
Tak, nie ma co moralizować i osądzać Joli. Owszem poszła za głosem serca (to stwierdzenie często usprawiedliwia wszystkie amoralne postawy życiowe), ale nie wprowadziła brutalnych zmian do swojego życia, które mogłyby skutkować negatywnie dla Michała i pewnie dla niej samej. W jej związku nigdy nie było miłości, przynajmniej z jej strony. Michał zapewne ją kochał i kocha nadal – na swój sposób. Ale czy fakt, ze jesteśmy przez kogoś kochani, nas uszczęśliwia i sprawia, że jesteśmy spełnieni?
A co jest w przypadku, gdy nasz cudowny mężczyzna zamienia się w tyrana czy brutala? Powoli, acz sukcesywnie zaczyna dominować w związku, robi z małżonki podnóżek, który służy jedynie do zaspokojenia jego potrzeb fizycznych i emocjonalnych. I jeśli ona ich nie zaspokaja, karze ja wymierzając ciosy psychiczne i fizyczne. Jak postąpić w takim wypadku?
Jeśli choć trochę kochamy siebie – musimy odejść.
Inaczej nasze życie będzie się toczyć po równi pochyłej.  I nie możemy szukać dla brutala usprawiedliwień, nie może być dla nas ważne, że on kiedyś był bity przez ojca, że miał fatalnych rodziców… że jest w nim tłumiona złość, i że odreagowuje ją na osobie słabszej, którą kiedyś obiecywał chronić, troszczyć się o nią i po prostu kochać. To nie powinno być dla nas ważne w żadnym wypadku.
Wiem, że trudno jest odejść, bo są dzieci, czasami nie mamy pracy (pan despota życzył sobie, żebyśmy skupiły się na domu), żadnych środków do życia, nasz kontroler odsunął nas od znajomych. Jesteśmy osamotnione, zdominowane, często nasz stan psychiczny jest taki, że nie możemy znaleźć w sobie odwagi by odejść. A znikąd wsparcia.
Wiele lat temu moja przyjaciółka, po wielu latach udręki i upokorzeń zdecydowała się odejść od swojego męża. Troje dzieci, żadnej pracy i żadnych perspektyw. Upodlona do granic możliwości, przerażona przyszłością, a właściwie jej brakiem zwierzyła mi się – wiesz, tyle dla niego znaczyłam co nic, dzwonił przy mnie do kochanki – powiedziała. I co ty na to, rozbiłaś mu wazon na głowie? Zrobiłaś dziką awanturę? Bezczelny typ!!! Ja bym mu pokazała - krzyknęłam oburzona. Nie zrobiłam nic, zupełnie nic, coś dziwnego się ze mną stało, wiesz, nic nie czułam – jakbym umarła, taka bezdenna pustka. Zwróciłam się do rodziny o wsparcie, powiedzieli, że skoro go wybrałam to mam z nim być, że jestem dorosła i ze swoimi problemami mam sobie radzić sama. Jest źle pomyślałam, Musisz odejść, musisz się ratować – powiedziałam, po prostu musisz. Tak, tak powiedziała bez przekonania. Byłam zdziwiona, gdy kilka miesięcy później, zakomunikowała mi stanowczo, że odchodzi od niego. Znalazłaś w sobie siłę i odwagę, brawo. Zamurowało mnie zupełnie, jak to, znikąd wsparcia i pomocy, a jednak…. Mam wsparcie – przerwała mi, to znajomy męża – wiesz, czasem wpadnie, zadzwoni, doradzi co robić – to dla mnie tak wiele. Komuś na mnie zależy, ktoś się o mnie martwi. Nawet nie wiesz, jak wiele.
Iza dzisiaj mgliście pamięta te zdarzenia i swój stan psychiczny. Teraz jest szczęśliwa przy boku wspaniałego człowieka, który ją szanuje, kocha. I ona kocha go bardzo. I chyba to jest najcudowniejszy związek jaki kiedykolwiek widziałam w życiu. Długo na niego czekałam – mówi Iza, kilka razy się pomyliłam, ale już było łatwiej odejść. Miałam już wprawę, dodaje żartobliwie.
Jeśli kochamy siebie musimy odejść, aby się chronić. Nikt tego za nas nie zrobi.
Jest bardzo wiele książek, które pomagają zrozumieć, kiedy trzeba koniecznie odejść. Czasami czujemy to wewnętrznie, wiemy dokładnie, że związek jest chybiony  i wtedy potrzebna nam jedynie odwaga do zakończenia niesatysfakcjonującej relacji. Czasem musimy przejść piekło, żeby zrozumieć, że tak dalej być nie może, że musimy coś dla siebie zrobić, ratować swoją godność, nasze ja. A warto, bo odchodząc robimy w swoim sercu miejsce dla prawdziwej miłości. Czasem musimy odejść fizycznie, czasem wystarczy psychiczne oddalenie od partnera.
O tym jak sobie poradzić i w miarę bezboleśnie przejść przez etap rozstania, napiszę w kolejnym artykule….
Wszystkim zainteresowanym tematem,  polecam szczególnie książki: Susan Forward – „Dlaczego on nie kocha, a ona za nim szaleje”, Robin Nerwood – „Kobiety, które kochają za bardzo”,  Patrici Delahaie - „Jak uniknąć toksycznych związków”,  i bardzo ciekawą pozycję, niewznawianą od lat Dr Richarda Silvestri i Bryny Taubman – „Jak się odkochać i mocno stanąć na nogach”
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...