środa, 21 lutego 2018

Praca OLI

Ostatnio często mi się zdarza... zafilmić. Zapominam wtedy o Bożym świecie. Śmiesznie brzmi - "zafilmić", ale jak określić zatracenie się w oglądaniu serialu? Nie, żebym w tym czasie NIC nie robiła. A to pomaluję akrylem stare puszki, a to dokręcę pomponów... i zanim się obejrzę jest 22.00.  Czasem oderwie mnie od filmów jakiś zbłąkany telefon, czasem wizyta DOBREGO NAŁOGOWCA.  
Najgorzej jest jak zadzwoni OLA. Nie ma umiaru w swojej upierdliwości. I męczy mnie o karty równo, gadzinami w kółko pyta o to samo. chociaż daleko jej do MOJEJ ANGLII, która zawodową wróżką jest. Dlaczegóż tak mnie piłuje? Ano, zawisła nad nią groźba utraty pracy. Ta groźba wisiała nad nią od dawna, właściwie od chwili, kiedy Niemcy zmienili swoje przepisy dotyczące pracowników tymczasowych. Oczywiście, co tydzień, w niedzielę, kładłam jej karty na pracę, na przeniesienie i inne takie około pracowe pytania... aż do znudzenia. Wciąż, w kółko - to samo: przeniosą? zwolnią? 
Swego czasu, usłyszałam od niej, że jest bardzo dobrym, cenionym pracownikiem o ustalonej i mocnej pozycji zawodowej i, że na kontrakt bezpośrednio do zakładu nie przejdzie, bo... nie ma prawa jazdy, poza tym musiałaby wynająć mieszkanie... Jednym słowem - same górki, ale pracownikiem jest wzorowym. 
Na spokojnie kładłam jej karty, chociaż chwilami lekko szło mi ciśnienie w górę. Pytania padały w najprzeróżniejszych konfiguracjach i odnosiłam wrażenie, że OLA koniecznie chce, usłyszeć COŚ, co jej odpowiada po prostu. Faktem jest, że ja i owszem: widziałam jakieś zmiany, ale utraty pracy - nie widziałam.
Ostatnio jednak, wyszło na jaw, że zakład w którym osadziła ją agencja, z którą ma zawartą umowę jako pracownik tymczasowy, jej najnormalniej w świecie - NIE CHCE. Opiekun czy koordynator (w sumie nie wiem, jaka jest jego funkcja), obiecał pogadać z dyrektorem, a gdyby NIC sensownego z rozmowy z nim nie wyszło, to spróbuje OLE gdzieś przenieść, co będzie trudne, bo w żadnym zakładzie nie mają wolnych miejsc.
Panika OLI sięgnęła zenitu. I już nie co niedzielę, ale codziennie dzwoniła i musiałam mielić karty. Absolutnie nie przyjęła do wiadomości, że jej kochane sery, nie chcą takiego wspaniałego pracownika jak ona. Tu musi być jakiś przekręt. Na pewno chodzi o to, że dałam kosza kierownikowi zmiany, który do mnie uderzał. Może i tak, może jest jakiś przekręt, ale to nie zmienia postaci rzeczy, że widmo utraty pracy, zawisło i to bardzo nisko.
Oczywiście, grzałam po raz nie wiadomo który karty, w najprzeróżniejszych konfiguracjach... nerwy miałam napięte, bo ile można pytać o to samo!!?!?! Stres, stresem, nerwy nerwami, widmo, widmem... ale ile razy można pytać o to samo! Codziennie?  Ciśnienie poszło mi równo, kiedy w środku nocy wysłała mi smsa, żebym sprawdziła w kartach, czy ją gdzieś przeniosą, bo bardzo o to prosiła.  Najpewniej uderzyła gdzieś wyżej, już nie do opiekuna i koniecznie chciała potwierdzenia, czy jej prośba wywarła odpowiedni skutek. Nie położyłam kart w nocy, bo najpewniej na podbitym z nerwów ciśnieniu, niekoniecznie pozytywnie i poprawnie odczytałabym karty. Temat sprawdziłam następnego dnia i wysłałam jej krótkiego smsa, że jak najbardziej - przeniosą ją gdzieś. Oto, jakie karty mi wyszły: 

1. IX kielichów 2. III denarów 3. WIEŻA 4. DIABEŁ 5 KSIĘŻYC 6. walet kielichów 7. VIII pałek 8. V pałek 9. II denarów 10. X pałek 11. Król monet BYK 12. IX pałek 13. KOŁO FORTUNY

Cóż, widać w kartach? Ano, na pewno gdzieś ją przeniosą i to w miarę szybko. Gdzieś się przeniesie, co widać w kartach, tyle, że ona właściwie powinna się wycofać z pracy w tej firmie. OLA tego nie zrobi, pójdzie tam, gdzie ją dadzą, bo bardzo zależy jej na pracy. Właściwie, to przeniesienie jest pewne, tyle, że zakończy się KOŁEM FORTUNY, co oznacza, że skoro ma pracę, to jej nie będzie miała, co zresztą potwierdza III denarów (karta pracy) w negatywie. Nie przełoży jej się owa zmian,a na finansową poprawę.  Na pewno, na jej rzecz zadziała osoba młodsza, tyle, że niekoniecznie ją lubiąca. Bardziej z musu lub z ludzkiej przyzwoitości, da OLI szansę i możliwość dalszej pracy.  Jej partnerów określiła karta KSIĘŻYC. NIC, dodać... NIC ująć? OLI nie lubią, niekoniecznie chcą, bardziej kierują się żalem i współczuciem, który nasycony jest złością i chwilami zawiścią nawet.
OLA prosząc o pracę, wysuwa ostre działa: samotna matka, jedyny żywiciel rodziny, pan EX mąż, nie płaci alimentów, córki się uczą itp. itd.  Z własnego doświadczenia wiem, że często taka skamląca postawa odbierana jest niekoniecznie pozytywnie. Pracodawca czuje się w jakiś sposób od presją i rodzi się w nim złość, a czasami wręcz wrogość do proszącego.  Każdy, kto pracuje zagranicą, ma jakieś ku temu konkretne powody: zaciągnięty kredyt, poważne zobowiązania, a jedynych żywicieli jest naprawdę dużo. Nikt nie zapieprza dla przyjemności, tak więc, OLA nie jest jedyna potrzebująca. Nie dziwi mnie więc, ów KSIĘŻYC na partnerskiej. 
Szczerze powiedziawszy, karty które kładłam jej poprzednio, cały czas mówiły, że pracy nie straci, że ją gdzieś przeniosą, ale TAM, niestety - długo się nie utrzyma. Ufam, że nie wyląduje w Sauelsie, bo tam na 1000% nikt jej długo trzymał nie będzie, niezależnie od tego, jak dalece opanowała obsługę wózka widłowego i nabrała przyśpieszenia. Tam, nie było zmiłuj się: nowe stanowisko, nikt nikogo nie przyuczał, masz stanąć i robić, jakbyś latami na danym stanowisku pracowała. Żadnego zrozumienia, niestety.
Trochę znam OLĘ, bo dość długo  z nią pracowałam. Kiedy swego czasu w 2011 roku, ściągnęłam ją do Niemiec, po długim i bez-efektywnym jej przyuczaniu, na prośbę współpracowników, musiałam odbyć z nią poważną rozmowę: albo się zepniesz, albo niestety, się pożegnamy. Ja nie wiedziałam, że jesteś taka flegmatyczna.
Było mi przykro, ale musiałam brać pod uwagę opinie ludzi i całokształt pracy. OLA jakoś się spięła, jakoś przyspieszyła, ale niestety opanowała tylko jedno, jedyne stanowisko. Dobre i to... Kiedy chwaliła się, jakim jest dobrym i cenionym pracownikiem, przy okazji dotknęła mnie do żywego: tam, to każdy powinien znać wszystkie miejsca pracy, a nie pracować tylko na jednym. Ja tutaj umiem pracować na każdym stanowisku, a tam... - i tu parsknęła z pogardą.  Ależ każdy znał!!! - oburzyłam się - poza Tobą. Bo nikt mnie nie rzucił na głęboką wodę.  - zaripostowała. Ręce opadają, jak to ludzie widzą sprawy inaczej... po jakimś czasie.  Poza tym, mówiąc to, co powiedziała, zdeprecjonowała mnie jako swojego, wtedy przełożonego. 
Nie było czasu, na przyuczanie OLI, a rzucenie jej na głęboką wodę, oznaczało: spadek produkcji minimum o połowę. Naraziłabym się tym samym, na pretensje szefa zakładu,  skazałabym się na krytykę i kto wie, może nawet na utratę pracy, ze względu na brak wyników. 
Dziwnie się poczułam, ale cóż... czasami trzeba przełknąć i takie gorzkie pigułki.
Zresztą, chyba niekoniecznie zawojowała swoje kochane sery, niekoniecznie ma mocną pozycję i niekoniecznie jest ceniona, skoro jej nie chcą. Może więc, jej opinia, jest jedynie jej opinią, której jej przełożeni, absolutnie nie podzielają. 
Wszyscy mamy swój ogląd świata, rzeczy i spraw, ale niektórzy są mistrzami w przekłamywaniu rzeczywistości. I najpewniej OLA do nich należy.
Mam nadzieję, że po przeniesieniu, da z siebie wszystko i osadzi się nowej pracy na długo, no przynajmniej na kolejne 9 miesięcy, które są zgodne z ową niemiecką ustawą. 


Powiązane posty:

PODPIS

1 komentarz:

  1. WIADOMOŚĆ OD OLI: zakład ją przeniósł na inny faktor. Popracowała całe... 3 dni. OLA nie przeszła podstawowego szkolenia na wózku widłowym. Nie dopuszczono jej do pracy, po prostu. Firma w której pokładała duże nadzieje, podziękowała jej za pracę. Papierek: dziękujemy pani bardzo i koniec. Paleciak a wózek widłowy elektryczny to są dwie różne sprawy. Sama pracowałam na wózkach widłowych całe 2 dni, uważam więc, że firma chciała jej się pozbyć, dlatego dali kobietę przed 60-siątką na wcale nie lekką pracę. OLA pozostaje w przekonaniu, że mimo to, firma może jej coś zaoferować. Uważam, że będą ją zwodzić, ale NIC jej nie zaproponują. Pracę załatwi jej kobieta i w tej pracy zatrzyma się na dłużej.
    Tak więc, moje proroctwo, że w pracy się nie utrzyma, jak najbardziej się sprawdziło. Nie sądziłam, że będzie pracowała aż tak krótko. Zresztą pracowała, to za dużo powiedziane: ona się uczyła obsługiwać wózek widłowy i nie przeszła pozytywie owego przyuczania.
    Uważam, że w miarę szybko podejmie pracę, chociaż chwilę sobie w domu posiedzi i odpocznie. Ogarnie ją panika, dopadnie kosmiczny dół, bo córki kasy potrzebują, a wymagania mają. Koniec, końców, nie wszystkie studiujące dzieci dostają 3 tysiące od matki, a od ojca 600 zł. W niejednej rodzinie tyle pieniędzy generują z pracy 2 osoby pracujące. 3600 zł - chciałabym mieć!!!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za zamieszczenie komentarza. Twój komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora.
Tymczasem, poczytaj sobie małe co nieco, albo poszukaj... innego bloga, odpowiedniego dla Ciebie w treści i formie.
Cieplutko pozdrawiam

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...