czwartek, 19 listopada 2015

NIEMCY I ARTROZA

W październiku jeszcze napisałam post, który długo siedział w roboczych (sporo mam takowych). Opisywałam swoją pracę. Jakieś luźne dywagacje tam się pojawiły i też rozkłady kart na tą akurat pracę. Oto co pisałam:
"Pracuję w Niemczech. To już kolejna firma w której pracuję. Przyglądam się zakładom, ludziom i panującym w zakładzie relacjom... Całej strukturze. W obecnym zakładzie królują Litwini. Są tak zaangażowani w pracę, że graniczy to wręcz z jakąś choroba psychiczną. "Księżniczka Diana" na przykład jest dumna z tego, że kierownik zmiany stwierdził, że ona jest szybka. Dumna, blada i szczęśliwa, bo jest najszybsza... rypie na automacie jak dziki wół. No, uczciwie powiem: maszyna jest imponująca, chociaż nie każdy potrafi z niej wykrzesać to co najlepsze.  Trzeba się na niej po prostu znać. Kolejna Litwinka "Wielkie Czoło" wrzeszczy, krzyczy, ciągle podminowana, przeżywająca każdą krzywą etykietkę, prawie jak jakiś psychol... po prostu, cała sobą żyje tą pracą całkowicie.  Całkiem ciekawe studium psychologiczne, różnych portretów ludzkich.
I tak z każdego zakładu coś wynoszę. Po co? Pojęcia nie mam. Obserwuję, przyglądam się... Oczywiście również pracuję. Nie pozwalam sobą pomiatać, absolutnie. Wczoraj na przykład, pracowałam na owym imponującym kombajnie z... tępym operatorem. Co za kaszana była... Szkoda gadać... Jakiś kierownik zmiany mówi do mnie, że trzeba cak, cak, cak... Cokolwiek to znaczy... Wkurzyłam się i powiedziałam, że to niby ma być full automat, a ja mam tylko dwie ręce i 10 palców i nie dam rady wpychać każdą kiełbasę do dziurki.  Wystarczy uregulować maszynę i byłoby ok, ale ten z którym pracowałam wyraźnie się na niej nie znał... Huknęłam ostro... i kierownik zmiany zaczerwienił się i jakoś od biedy: podreperował maszynę. Po prostu, produkcja ma iść, a najmniej ważne jest to, że co chwile przychodzą zwroty do przepakowania. A Polacy? Muszę powiedzieć, że spoko, naprawdę spoko. W poprzednich miejscach, nie byli niestety fajni. Oj, mam złe doświadczenia, bardzo złe. Tutaj raczej są ok. Początkowo zdystansowani, ale z czasem coraz bardziej otwarci i wychodzący naprzeciw. Poza tym mili. To rzadkość. Nie ma w nich jakiejś skłonności do niegodziwości, jak to u Polaka do Polaka zagranicą. I miło jest usłyszeć: laska jak tam? Umówmy się na kawę, na pogaduchy. Jak dzisiaj Ci leci?  Zabieram cię do siebie... maszynę popsuje i będziesz pracowała ze mną. - takie małe coś, a cieszy. Uczciwie powiem, że mimo wszystko nie czuję, żeby tu było moje docelowe miejsce. Nie mogę powiedzieć: relatywnie fajnie... coraz bardziej mi się podoba, ale od wejścia powinnam poczuć: TO JEST MOJE MIEJSCE. I na tle całokształtu zadałam kartom pytanie:
Jak długo popracuję w obecnej firmie?
1. III kielichy 2.III pałki 3. MAG 4. VI mieczy 5. VI pałek 6. KOŁO FORTUNY 7. Rycerz kielichów RYBA 8. AS pałek 9. Król mieczy WODNIK 10. IX denarów 11. AS kielichów 12. III mieczy 13. walet mieczy
No cóż, wiele zależy od losu....  Na razie czuję się dobrze.  Patrzę na wszystko ze zdziwieniem, bo jest dziwnie fajnie. Pomimo różnych tajemniczych rzeczy, które się dzieją. Po prostu czuję się dobrze wśród ludzi tutaj. Skupiona jestem na pracy, staram się, jak zwykle.  Muszę, powinnam postarać się być cierpliwa, spokojna, nie unosić się... Dlatego też, dyscyplinuję swoją koleżankę, żeby mnie nie nakręcała negatywnie, a robi to świetnie. Mistrzostwo świata po prostu. Ma do tego talent ogromny.  Staram się  rzeczywiście nikogo nie sprowokować... Nie chcę się poddać emocjom i nie chce, żeby mnie nikt niczym nie sprowokował... A łatwo u mnie o  wybuch... Ja jestem Marsowo - Uranicznym typem, niestety. Pracuję dzielnie i właściwie powinnam pracować jedynie na swoje konto, co też czynię. Trochę przeraża mnie ten real i stabilizacja, bo w moim życiu ciągle są jakieś przymiarki, jakieś próby, jakieś życie na chwilę, na jakiś czas. Tu zaczynam i nie widzi mi się, tam się przenoszę i znowu nie jest mi, jak u siebie. A tu jest całkiem sympatycznie. Dużo ludzi młodych, spontanicznych, ale fajnych, miłych. Normalnych.. No może nie chcą się zbytnio przepracować, ale pracują. Pytanie brzmiało: jak długo tu popracuję. KOŁO FORTUNY mówi, że tak naprawdę nie wiadomo... Wszystko w rękach losu.... Nic nie jest pewne. Więc, powiedzieć, że w ogóle popracuję dłużej byłoby poważnym nadużyciem.Niespodziewanie pojawi się jakaś RYBKA lub ktoś o takiej osobowości.
Co się stanie? Jak mi się rozwinie w tej pracy?
1. KOŁO FORTUNY 2. WIEŻA 3. UMIAR 4. Rycerz kielichów RYBA 5. AS pałek 6. KOCHANKOWIE 7. II pałki 8.  V kielichów 9. Rycerz pałek STRZELEC 10. V denarów 11. WISIELEC 12. SIŁA 13. II miecze
Zmiennie... I nie wiadomo w jaką stronę to pójdzie... Ja jestem na szczycie góry. W jaką stronę polecę? W jaką stronę się potoczę? Sama nie wiem... "
Oczywiście, nie skończyłam opisu ostatniego rozkładu. Pewnie dlatego post utkwił w roboczych, no a potem doszedł brak internetu. Nie wiem jakbym w ostateczności zinterpretowała przekaz kart powyżej. Dzisiaj z perspektywy czasu, kiedy już wiem jak potoczyła się sprawa mojej pracy, zapewne ponaciągałabym wymowę kart...
Cóż... żeby nie przeciągać: JUŻ TAM NIE PRACUJĘ. Dlaczego? Już opisuję co zaszło. Pracowałam dzielnie, poddawałam się oczekiwaniom przełożonych. Pracowałam tam, gdzie mi kazali.  Nie powiem, żebym była przodownicą pracy, ale szło mi jakoś. I tak jak w cytowanym poście: pomiatać sobą nie dałam. W ostatnim tygodniu pracy przyszło mi pracować na jednym stanowisku z koleżanką, którą zabrałam ze sobą do Niemiec. O niej nie będę się rozpisywała. W każdym razie, pewnego dnia, a właściwie nocy obudziłam się z potwornym bólem ręki. Trwał gdzieś około 2 godzin. Rozmasowywałam rękę, jakoś przechodziło i szłam do pracy. Myślałam, że spałam na niej i mi po prostu, ścierpła. I tak właściwie było już codziennie. W ubiegły czwartek, ból obudził mnie już o 23.00. Był nie do zniesienia. Tak, do rana cierpiałam katusze... W końcu zdecydowałam, że pójdę do lekarza po jakieś leki. Ile można? - pomyślałam. Jest coraz gorzej, coraz mocniej. No i tu zaskakująca "naoczna" diagnoza. Pani Arztin stwierdziła, że to artroza, że nie wystarczą 2 dni leczenia. I dała mi zwolnienie do 20 listopada. Dała też skierowanie na badanie rentgenowskie, zapewne w celu potwierdzenia "naocznej" diagnozy. Oczywiście, poinformowałam o wszystkim pracodawcę, który stwierdził, że mnie przeniesie do innego zakładu, gdzie będzie cieplej. Ucieszona wzięłam leki i poszłam spokojnie spać. Moja koleżanka oczywiście, również podpisała się pod przeniesieniem. Następnego dnia, około 11-tej pracodawca zadzwonił do mnie i zaproponował: zakończenie współpracy za porozumieniem stron, bo... nie mają zakładów, gdzie byłoby ciepło, no i stawki nie miałabym tak fajnej, jak w obecnym zakładzie. 
Cóż, RAKIEM jestem, ale z silnie obsadzonym znakiem LWA. Więc, jak NIE TO NIE, nie będę skamlała, ani się korzyła. Pracodawca zaproponował też takowe porozumienie mojej koleżance. Znając ją (w cytowanym powyżej poście jest trochę o jej narzekaniach), zadzwoniłam do niej i powiedziałam jak się sprawy mają. Jak chcesz pracować dalej to dzwoń do pracodawcy.  
Około 15.00 przyjechał jakiś obcy mi zupełnie przedstawiciel firmy z papierami do podpisu. Oczywiście, podpisałam bez mrugnięcia okiem.  PRZEDSTAWICIEL PRACODAWCY coś bąkał, że on inaczej załatwiłby temat ze mną... ale nie dałam mu się wypowiedzieć do końca. Przerwałam mu, jego dziwne wywody i powiedziałam, że suma summarum nie mam diagnozy, ale przyjmuję ich decyzję, bo pi....dolę ich zgniłym kalafiorem.  Widok jego miny - bezcenny.  Oto, szacowna kobieta i taki prymitywny tekst. Prymitywny, nie prymitywny, ale adekwatny do sytuacji.
Równocześnie działa się sprawa z LWICĄ, o czym więcej w poście LEW ZARYCZAŁ. LWICA zaskoczyła przedstawiciela i wraz ze swoim synem zrezygnowała z pracy.  Na godzinę przed pójściem pracy!!!  Miałam zawieźć LWICĘ z LWIĄTKIEM do pracy, a pojechałam jedynie odebrać koleżankę WODNICZKĘ. Ta, w ogóle się nie zainteresowała tym, że przyjechałam sama, ani tym, że wyjeżdżam, do domu!!! Cóż za egoizm!!! Gdy tylko weszła do domu i zobaczyła PRZEDSTAWICIELA, tak zaczęła skamleć i się płaszczyć, że musi pracować, bo ma zobowiązania itp. itd. Nie będę opisywała tego co poczułam...  ale wszystko to, co zjadłam, podeszło mi do gardła. Wspomnę jeszcze tylko, że wkrótce pojawi się na blogu post "TROCHĘ O LWACH" i post "TROCHĘ O WODNIKACH" . Opisy tych znaków zodiaku, wiele wyjaśnią i zapewne zaskoczą niektórych.
No i jak wspomniałam w poście o LWICY, rezultat był taki, że moja już była firma kontrakt straciła...  Ja wraz z LWICĄ i jej LWIĄTKIEM wyjechałam do domu kilka godzin później. Koleżanka natomiast wylądowała w innym zakładzie, gdzie jest... cieplej.
 Mój artretyzm okazał się "zwykłym zapaleniem" spowodowanym kontaktem z przemrożoną za bardzo kiełbasą. I tak, jak w czwartek cierpiałam z bólu, tak w sobotę po cierpieniu nie było śladu. Dwie tabletki zdziałały cuda.
Ale wracając do rozkładu.  W odpowiedzi na pytanie: jak długo popracuję na wyniku mamy KOŁO FORTUNY. Oznacza ono sytuację nie przewidywalną, trudną do określenia. Wiele się może zdarzyć i może iść w każdą stronę. Dosłownie. KOLO FORTUNY zmienia sytuację o 180 stopni. Moją zmieniło.
III kielichów była karta jak najbardziej pozytywną?!?!?  Natomiast III pałek mówi dokładnie:

Przez swoja niecierpliwość, nabuzowanie i niewyładowane skłonności do buntu gotów jesteś ściągnąć na swoja głowę nieszczęścia, a także czyjąś wrogość lub może nawet słusznie należną karę! Masz przewrotną ochotę sprowokować czyjąś agresję, zwiększyć dawki używek - albo po prostu jeszcze raz włożyć (przysłowiowy) palec między drzwi.

Tym mogło być moje pójście do lekarza. Ale musiałam, nie miałam wyjścia. Ja cierpiałam po prostu. Nad całym rozkładem góruje III mieczy. Ciężka i mało przychylna karta. Wielu tarocistów mówi: CIOS W SERCE. Ja na nią, aż tak źle nie patrzę, ale umówmy się, że tak czy siak nie jest pozytywna. Natomiast walet mieczy dla mnie osobiście jest brzydką kartą, żeby nie powiedzieć bardzo brzydką. Oznacza intrygi, zamęt, niepokoje. Brr, nie fajna karta.  I mogła ta karta, mieć w rozkładzie swoje uzasadnienie. 
Tak rzeczywiście się stało. Zamęt, intryga, podłe działania. Każdy kto pracuje w Niemczech wie, że niemiecki pracodawca może zwolnić pracownika na chorobowym. Czyni to jednak wtedy, gdy pracownik jest na chorobowym ponad 6 tygodni. I stan jego zdrowia nie rokuje. 
Co prawda, mój były już pracodawca wyszedł z propozycją rozwiązania umowy za porozumieniem stron, którą przyjęłam (godność, duma i inne takie tam)... mimo wszystko, jego wizerunek nie rysuje się w żadnym razie pozytywnie. Wręcz moralnie nagannie. Ale jaki  przyzwoity i normalnie myślący człowiek chciałby łączyć swój los z takim pracodawcą?
Z kolei w pytaniu jak mi się rozwinie w tej pracy, właściwie WIEŻA w negatywie nie pozwalała mieć żadnych wątpliwości, że praca się zakończy!!! WIEŻA jest czynnikiem zewnętrznym, który spada na nas z niespodziewanie i COŚ rozwala. Przynajmniej dla mnie. Choroba spadła na mnie nagle, zaskoczyła mnie samą... Na wyniku, mamy natomiast kartę KOCHANKOWIE.  Wskazywałaby raczej na powiązanie losów z pracodawcą, nawet na dłużej. Może ona oznaczać tylko tyle, że wracając do Polski w końcu poczułam się szczęśliwa i nie cierpiałam wcale z powodu utraty pracy. Wręcz przeciwnie - ulżyło mi, bo tak naprawę: NIE CZUŁAM ani pracy, ani zakładu, ani firmy. 
Stałym elementem była V kielichów, karta ogromnych emocji, złości, zazdrości itp. Również straty. Dokładnie:
Należy się liczyć z czyjąś zazdrością, pomieszaniem, skłonnością do paniki - że komuś puszczą nerwy.

Jedno jest pewne, nie czułam tamtego miejsca, cierpiałam tam i może mój "artretyzm" mnie  zwyczajnie i po prostu - wyzwolił?
A swoja drogą ciekawe, jak wtedy zinterpretowałabym ostatni rozkład? Zapewne podobnie, bo WIEŻY nijak pozytywnie zinterpretować się nie da.

PODPIS

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za zamieszczenie komentarza. Twój komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora.
Tymczasem, poczytaj sobie małe co nieco, albo poszukaj... innego bloga, odpowiedniego dla Ciebie w treści i formie.
Cieplutko pozdrawiam

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...