Ano istnieje.
W okolicach gdzie mieszkam, sarny sobie spokojnie spacerują po drodze, a rondo sobie szczególnie upodobały.
To można jakoś znieść, kiedy jedzie się za dnia, ale w nocy może się to zakończyć tragicznie.
Pomna swojej przygody z sarenką, niestety nie patrze na to rozrywkowo. Mam traumę po-sarenkową.
Do dzisiaj unikam wieczornych jazd jak mogę. A kiedy już jadę, kiedy jest ciemno, to staję się najnormalniej w świecie - ZAWALIDROGĄ.
Kiedyś dostawałam cholery na takie ZAWALIDROGI, dzisiaj rozumiem, dlaczego niektórzy jadą baaaaardzo ostrożnie. Zapewne w przeszłości doświadczyli albo wypadku, albo karambolu, albo spotkania z sarenką.
Ja sarenkę zabiłam na miejscu. Długo borykałam się z poczuciem winy. Nie mogłam zrozumieć dlaczego tak z nagła wyskoczyła na drogę, prosto pod moje auto. W końcu zrozumiałam co się stało.
Minęłam wioskę i włączyłam długie światła. Biedna sarenka ogłupiała i wpadła w jakiś szok i biegła gdzie popadło... i niestety wyskoczyła mi pod koła.
Skąd wiem, że zmiana świateł i tym samym oślepienie zwierzaka wprowadza go szok i chaos działania? Ano, któregoś dnia jechałam nocą i włączyłam długie. Sarenki które pasły się przy drodze zaczęły latać jak pokręcone.... Na szczęście byłam juz po traumie i jechałam 50 km/godzinę.
Tak po prawdzie można jazdę w nocy traktować jako polskie safari... gdyby nie śmiertelne przygody, która niestety mogą się przytrafić. No, tak własnie wygląda polskie safari.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za zamieszczenie komentarza. Twój komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora.
Tymczasem, poczytaj sobie małe co nieco, albo poszukaj... innego bloga, odpowiedniego dla Ciebie w treści i formie.
Cieplutko pozdrawiam