wtorek, 12 września 2017

mam tak samo jak ty...

Dzisiejszego posta zacznę od podziękowań za pamięć, wsparcie, trzymanie kciuków. I zaglądanie na mojego bloga. Niektórym odpisałam króciutko, ale nie wszystkim. Wczoraj podczas bezsennej nocy, nawet próbowałam napisać komentarz, ale zbyt górnolotny był, więc, z niego zrezygnowałam.  
O cierpliwość i wyrozumiałość dla moich kłopocików, proszę tych, którym obiecałam rzucić karty. I ZUZIĘ i POGUBIONEGO. Ogarnę się, odeśpię i jak obiecałam: sprawdzę to, co mam sprawdzić. I tak trochę, pokrótce, odniosę się do minionego tygodnia.
Cóż, mogę powiedzieć, kłopoty mam jak każdy z was. Umiejętność czytania kart, kłopotów nie odsunie w niebyt. To jest po prostu - nie realne. Może czasami, zupełnie bez sensu je zapowie... ale co to da? Nie znikną, bo są jakby wpisane w nasz los, w nasze życie. Bo życie, to tak sinusoida zdarzeń i dobrych i złych. Tyle, że - źle jest jak się kumulują i tworzą jeden wielki i nieustający ciąg. Jakby niekoniecznie jest to, nam do szczęścia potrzebne.

Podobno, każdy ma problemy na swoją miarę, tyle ile może udźwignąć. Może, ale ja chwilami odnoszę wrażenie, że już się wyeksploatowałam i niekoniecznie fajnie przechodzę nawet te drobne kłopociki. Już nie ten wiek zapewne i nieustająca walka z nimi, już mi dostatecznie obrzydła. Chciałabym już mieć spokój i ciszę, a nijak się nie da. Obok toczy się życie.  Nie żyjemy przecież w próżni. A poza tym... jesień idzie.
Przed wyjazdem toczyłam walkę z piskiem w samochodzie. Mechanik nawymieniał kupę części (oczywiście, nie za darmo!!), a pisk nie ustawał. W końcu umęczona bezustannymi reklamacjami, zmieniłam mechanika. Wyszło, że problem był malutki, jakiś zacisk przy tylnym lewym kole. Na nic się zdały pocieszenia znajomego, że zmienione bezsensownie tarcze i klocki przednie,  będą funkcjonowały wiele lat i ich wymiana się przyda. Tylko, że one mogłyby dać o sobie znać za rok, może za dwa dopiero? Po co je było wymieniać teraz, w momencie, kiedy były po prostu dobre? Mechanik miał auto do dyspozycji i szokujące jest, że nie oszacował nawet z której strony piszczy. Postawił na przód, a piszczał tył. Na skutek jego trefnych napraw, czyli przetoczenia tylnych tarcz hamulcowych, a właściwie przeszlifowania zwykłą szlifierką, konieczna okazała się wymiana tarcz i klocków z tyłu samochodu. Dość powiedzieć, że mechanik "pożarł" wszystkie moje pieniądze odłożone na zakup drzewa na opał. Jest się z czego cieszyć? No chyba, że z tego, że mam wymienione tarcze i klocki zarówno przednie jak i tylne - prewencyjnie, na zaś. 
Kiedy już się wyciszyłam po piskowych bojach i prawie spokojna wyjechałam do pracy na swoją Stellę, wyskoczył jakiś przeciek przy chłodnicy i zdychający, wcale nie tak znowu stary akumulator. Dzisiaj długowiecznych akumulatorów już nie ma. Nowe, starczają na 2-3 lata, a reklamacji - nie uwzględnia się. Zwyczajowo. Ot,  wszystko w temacie.
Na dokładkę,  mój wiekowy już tata, wylądował w szpitalu i różnie być może. Wiek, rozrusznik, wszystko to razem, nie napawa optymizmem... raczej dobija do spodu. Bo jakby wiadomo, bo jakby za chwilę i jakby nie długo. Co prawda, lekarz prowadzący, jeszcze taty nie przekreśla, ale...
Nie, żebym się nad sobą rozczulała, ale kiedy jest się daleko od domu, takie rzeczy odbiera się podwójnie ciężko.  
I kiedy znajoma, świadoma, że jestem na obczyźnie i w dodatku w pracy, świadoma tego, że mój tata jest w kiepskim stanie, pyta o 9-tej godzinie rano: już wstałaś, co robisz, ja kawę piję, mam strasznego doła... mogłabyś mi zobaczyć w kartach... A na moje słowa, wiesz, nie mam teraz głowy, poza tym jakby - w pracy jestem... opowiada: los Ciebie nie oszczędza, tak jak mnie... i tu następuje cała litania jej wielkich problemów. Wtedy, dosłownie ręce mi opadają, a ciśnienie skacze w kosmos. Można się pochlastać normalnie. Brak wyczucia czy skrajny egoizm? W każdym razie zero empatii i zrozumienia.
Na pewne rzeczy czy sprawy nijak się przygotować, kiedy się zadzieją - zawsze zaskakują, choć jakby wiadomo, że nastąpią.  I jak mówi moja młodsza i bardziej rozwinięta siostra (to od BASIU): trzeba robić swoje po prostu. Nie myśleć za dużo. Nic to nie wnosi. Trzeba iść do szpitala, zawołać pogotowie, to się robi.
To prawda, święta prawda, tyle, że ja wciąż jestem gdzieś daleko i nie jestem w stanie nic zrobić, ani pomóc... 
Kiedyś ktoś zdalnie załatwił przegląd techniczny samochodu, a ja TU - nie jestem w stanie NIC zrobić zdalnie... Dziwnie się z tym czuję... jakby cała w wyrzutach, a kiedy na dokładkę słyszę: dziękuję kochanie, że zadzwoniłaś - to wymiękam. Przez całe swoje długie życie, nigdy nie usłyszałam takich słów. I nie ważne, że mogła być to jedynie grzecznościowa forma, ale było - kochanie.


PODPIS

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za zamieszczenie komentarza. Twój komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora.
Tymczasem, poczytaj sobie małe co nieco, albo poszukaj... innego bloga, odpowiedniego dla Ciebie w treści i formie.
Cieplutko pozdrawiam

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...