Cassate z termoforem

Taka jestem szalona, że niezależnie od pogody, chętnie raczę się swoimi ulubionymi lodami. Lody cassate, zjem o każdej porze roku, nawet w zimie. Nie ważne, że mnie wychłodzą, to nie ma żadnego znaczenia, w końcu KTOŚ po COŚ, wymyślił termofor. 😄

Dzięki cassatom odkryłam uroki termofora. Chyba też niestety, starość mnie dopada... ale jak  to przyjemnie położyć się do nagrzanego łóżeczka i rozgrzać zimne nóżki!!!
I wychłodzona lodami i ogrzana termoforem zaczęłam sobie spokojnie analizować miniony tydzień. Czy był dokładnie taki, jak mówiły karty?

1. PUSTELNIK 2. walet kielichów 3. KSIĘŻYC 4. IX kielichów 5. AS kielichów 6. IV kielichów 7. MAG 8. RYDWAN 9. V kielichów 10. X kielichów 11. Królowa kielichów RAK 12. Król mieczy WODNIK 13. X denarów

Chyba, nie do końca. DOBRY NAŁOGOWIEC, którego uznałam za pomocnika, niczego nie wywinął. Pomagał mi jak mógł. Powycinał stare jabłonie i to bez żadnego obocznego problemu i żadnej szkody!!! Wkopał na swoje docelowe miejsce, gruszki, które cały rok, przesiedziały w donicach. 

I ja również, trochę udzielałam się na ogrodzie. Pogoda przez kilka dni, była całkiem do rzeczy, więc, spokojnie mogłam sobie powalczyć z ziemią i cebulkami. 

Lubię prace w ogrodzie... ale najbardziej lubię - zmiany, jakie widać i z których, nie ukrywam - jestem bardzo dumna. Przywrócić dobry wygląd zaniedbanemu ogrodowi, to naprawdę ciężkie zadanie... a ja już tak walczę od dłuższego czasu. Progres jest, to najważniejsze!!!

Czy spędziłam tydzień samotnie i na wyalienowaniu? Też nie do końca, bo wciąż COŚ dla KOGOŚ robiłam. A to, jednemu znajomemu modziłam pismo do sądu, drugiemu z kolei tłumaczyłam niemieckie dokumenty. Wizyty i telefony krótkie i konkretne, ale mojej pracy - całkiem sporo. 

Wybrałam się też w drogę - z wnioskiem o przeliczenie lat pracy w Niemczech... całe 34 km od mojego miejsca zamieszkania. Przy okazji, polatałam trochę po sklepach... Promocje, wyprzedaże, bo zapowiadał się czarny piątek.
A tak poza tym, to cichutko i spokojniutko. Tak trochę na PUSTELNIKU, ale jedynie trochę.

Oczywiście, WODNIK jak najbardziej - nie odpuszczał. I chyba się na mnie trochę obraził. Kiedy po raz nie wiadomo który usłyszałam, że ma depresję, odpowiedziałam: powinnaś do mnie przyjechać, dostałabyś łopatę do ręki, przekopałabyś mi cały ogródek i od razu depresja by Ci przeszła. Z łopatą przesadziłam, bo jestem szczęśliwą posiadaczką glebogryzarki.  Póki co, jeszcze nie miałam jej w ręku. Jak dotąd, używała jej moja PYSIA, ale... napracowałam się przyglądaniem, jak ona świetnie sobie z nią radzi!!!

A tak poza tym, to oczywiście: karty, tarot i wróżenie. Co prawda, bardzo mało rozkładów pojawia się na blogu, ale karty codziennie grzeją mi się w ręku. 
Tak przy okazji, MOJA ANGLIA postawiła mi karty i znowu nabiła mi głowę bzdurami. 
Jak wspominałam wielokrotnie: nie mam zamiaru ciężko pracować, jedynie raz na jakiś czas, dla podreperowania budżetu domowego, wyruszyć na miesiąc na opiekę. Ona mi opieki nie wieszczy, ale prace w większej grupie, żeby nie powiedzieć - w fabryce. I powrót gościa z przeszłości i miłość przy pracy. Hmm, nie wiem czy nie czyni tego z przyzwyczajenia? 
W podobnym tonie wypowiada się OLA. Tyle, że minęło już tyle lat, a ich proroctwa się nie sprawdziły. Wsadziłam je do worka bzdur i odłożyłam na półkę. 
Cóż, karty kartami, ale żyć trzeba realnie: tu i teraz.
Z końcem tygodnia ujrzałam wnusia, co jest balsamem na moje serducho. 
Niedzielę zakończyłam na telefonach i... ogarnianiu domku.
Nie wiem jak można się nudzić. Już nie pamiętam jak to jest: leżeć i pachnieć...
Może jest tak jak mówi DOBRY NAŁOGOWIEC: Ty za bardzo dokręcasz śrubę. Może, ale mam plany, mam wizje, mam marzenia. I myślę, że gdyby mi tego zabrakło, to byłoby zupełnie tak, jakbym żyć przestała.