piątek, 31 marca 2017

WÓZKI WIDŁOWE


Czasem wystarczy 1 telefon i jest..... praca. Tak to też się stało w moim przypadku. 
Pani werbującej do pracy, chyba bardzo zależało na "sztuce", bo z miejsca mnie do pracy przyjęła. I to do... najłatwiejszej. Coś wstępnie bajdurzyła o uprawnieniach na wózek, ale zaznaczyła, że można je w necie bez problemu kupić, a jeździć wózkiem, to żaden problem!!! Robota prosta: weźmiesz sobie na paletę dwie doniczki, jedno krzesełko i tyle. Brzmiało fajnie, a ja namawiana przez córkę, bez mrugnięcia okiem powiedziałam: OK i wyjechałam w ubiegły piątek do pracy. 
Co zobaczyłam? Wielki magazyn ogrodowych rzeczy:  stoły, krzesła, doniczki, piaskownice dla dzieci, baseniki, drzewka itp. Same ogromne paczki i widlak na widlaku... mijają się we wszystkich możliwych kierunkach. 
Od wejścia poczułam, że znalazłam się w nie swojej bajce, ale co tam, umowę podpisałam więc, ostro wzięłam się do pracy. Wózek opanowałam w miarę szybko, ale też i dobrego nauczyciela miałam. Faktem jest, że on szybko się zorientował, że żadnych uprawnień na wózek widłowy nie mam. Od podstaw tłumaczył jak ruszać, jak skręcać. Przyznam uczciwie, że po pierwszym dniu pracy, zniechęcona nie byłam. Nawet pojawiła się we mnie chęć perfekcyjnego opanowania widlaka. W poniedziałek już pracowałam sama i niekoniecznie mi się spodobało ściąganie palet z wysoka, dźwiganie fury doniczek, krzesełek w kosmicznych ilościach i odwożenie palet w ściśle określone miejsce. Faktem jest, że nie musiałam się śpieszyć, a z niewiadomych powodów zasuwałam równo.  Jeden z kolegów zdyscyplinował mnie ostro: po co tak zapieprzasz, tutaj nie ma akordu, po co bierzesz tyle krzeseł na raz, bierz po 2 sztuki. Miej wyj...bane. Faktycznie, gość nie zasuwał, robił sobie spokojnie, po 2 krzesełka brał.  Kiedy zabrakło towaru, to sobie stał i spokojnie czekał. Zresztą wszyscy czekali, gadali i mieli wszystko w nosie. Trochę dziwnie mi się na to patrzyło, ale co tam, taki rodzaj pracy: na paletę ustawiało się pozycje według kolejności, więc, trzeba było czekać. Najgorsze okazało się owijanie folią palety. Manualne, czyli trzeba było zahaczyć folię o dół palety i kręcić się dookoła niej jak idiota. Coś jak w kawale o tym jak Niemcy wymieniają przepaloną żarówkę: jeden staje na taborecie, a dwóch kolegów obraca taboret. Nie ma bata, żeby się nie zakręciło w głowie. 
Po pierwszym dniu samodzielnej pracy, pojawiały się we mnie dziwnie negatywne uczucia. Kurcze, pomyślałam, czy rzeczywiście mam ochotę tu pracować? Co prawda nie ma akordu, nie muszę się śpieszyć, ale czy mam ochotę utkwić w tym miejscu? Opanowywać widlaka, komisjonować wielkogabarytowe rzeczy? I dojeżdżać z wynajętego mieszkania 45 km do miejsca pracy? Chyba nie. 
Po pracy poinformowałam werbującą, że robota mi nie leży. Ta tylko powiedziała: dasz radę, wdrożysz się.  Nie chodziło mi o to, że się nie wdrożę, bo żaden problem opanować i taką robotę, ale czy ja w ogóle chcę się wdrażać i na stare lata zdobywać kolejną umiejętność? 
Na jaką cholerę mi uprawnienia do jeżdżenia widlakiem? W moim wieku?
Z rana obudziłam się z postanowieniem: jadę do domu, odchodzę. Koniec i kropka. Bez odwołania.  
Pani werbującej, niekoniecznie podobała się moja decyzja o rezygnacji z pracy, ale uczciwie powiedziawszy, dokładnie jak  Rhetta Butlera nic mnie to nie obchodziło.


Faktem jest, że w razie "życiowej" konieczności, to już sobie widlakiem pojadę bez problemu, tylko czy kiedykolwiek zajdzie taka potrzeba?
I tak zakończyła się moja przygoda z wózkiem widłowym. Cóż, nie wdrożyłam się. Trudno. 
W każdym razie, wózkom widłowym mówię stanowcze NIE !!!!!




PODPIS

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za zamieszczenie komentarza. Twój komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora.
Tymczasem, poczytaj sobie małe co nieco, albo poszukaj... innego bloga, odpowiedniego dla Ciebie w treści i formie.
Cieplutko pozdrawiam

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...