środa, 13 lutego 2019

Wąchajmy dokładnie...

MIŁOŚĆ jest czysto biochemiczną reakcją na drugą osobę. 
Pojawia się ktoś sensowny (często nam się jedynie tak wydaje) i wyzwalają się w nas najprzeróżniejsze reakcje  biochemiczne.

Decydujący wpływ na to, że się zakochujemy ma... zapach. Kto by pomyślał, a jednak! 

Obwąchamy sobie kogoś dokładnie na wszystkie strony i jak oszacujemy, że ów ktoś może być ewentualnie naszym partnerem, to nasze podwzgórze wydziela  fenyloetyloaminę z grupy amfetamin czyli tzw. miłosny narkotyk, potem wydziela się noradrenalina - miłosna substancja, na koniec dopamina, czyli hormon szczęścia i... 

jesteśmy zakochani na zabój.

Bardzo często piszę o zdesperowanych paniach, które usilnie szukają mężczyzny. 
Dlaczego? Bo, usilnie!!! chciałabym, aby zrozumiały, że nie tędy droga! 
Oczywiście, moje tłumaczenia są z góry skazane na niepowodzenie, bo potrzeba posiadania mężczyzny jest u nich, niestety - bardzo silna, zbyt silna, aby w swoich poszukiwaniach osłabły.



Do tematu wracam jak bumerang, ale to jedynie dlatego, że mam w swoim otoczeniu znajomą, która jest modelowym przykładem takiej zdesperowanej kobiety. 
Najpewniej, gdybym nie była zamieszana w jej emocjonalne perturbacje, temat by  w ogóle dla mnie nie istniał, ale niestety, wbrew własnej woli - uczestniczę w nich, bo kto wysłucha, kto zrozumie, jak nie ja?

Nigdy więcej płaczu, 😢 bo nie będę więcej kochać

         
Uczciwie muszę przyznać, że tak naprawdę, to jestem mało wyrozumiała. Właściwie, to nie mam w sobie ani za grosz zrozumienia!!! 
Staram się jak mogę wzbudzić w sobie współczucie dla znajomej, ogólnie dla zdesperowanych pań, ale przychodzi mi to z oporami... coraz większymi, niestety.
Głupio się przyznać, ale migam się jak mogę od rozmów z nią... Unikam dlatego, bo nie potrafię spokojnie słuchać o jej miłosnych wzlotach, a potem o porażkach, a tak się dzieje już od 3 lat. 
Faza ekstazy, podniecenia, potem znowu depresja, czy też bardziej  - przygnębienie.
Jej stany emocjonalne, spowodowane są pustką, której nijak nie jest w stanie zapełnić jakimkolwiek panem. Ba, nie jest w stanie wypełnić jej niczym innym.

Jej życie całkiem puste nie jest: dziewczyna pracuje, bywa wśród ludzi, ma dzieci. Fakt jest faktem, że w pracy niekoniecznie jesteśmy wśród bliskich i serdecznych sobie ludzi. Często nawet jesteśmy z wieloma osobami w poważnym konflikcie. Mimo wszystko, nijak powiedzieć, że jej życie jest przepełnione głęboką jak ocean samotnością.

Jej przygody działają na mnie bardzo negatywnie, w innej formie oczywiście, a już na pewno - nie depresyjnej, bardziej zniechęcającej, odpychającej czy nawet odrzucającej.  W każdym razie, na pewno  równie negatywnej.

Chwilami nie mam już siły na pocieszanie i z grubej rury walę: 

Zmiłuj się nad sobą!!! Na co Ci taki platfus!!! Po co Ci ćpun!!! Kogo Ty chcesz znaleźć w necie? 

Termin "platfus" zapożyczyłam od pewnej znajomej, która tak właśnie nazywała mało sensowne męskie egzemplarze. Każdego pana natomiast, który nie był nią zainteresowany nazywała: pedałem. Można i tak się pocieszać, a cio.

Z zasady nie określam panów brzydkimi terminami, ale znajoma tak podnosi mi ciśnienie, że zniecierpliwiona - jadę po bandzie.

 W odwecie na mój pełen zniecierpliwienia wybuch, broni dziewczyna swoich desperackich działań jak lwica, co bardziej przypomina jedno wielkie użalanie się nad sobą:
Ty tego nie zrozumiesz! Ja nie mam nawet z kim jechać na wczasy!
           Czasami mówię otwartym i absolutnie niczym nie zakamuflowanym tekstem: 
w sumie, jesteś dokładnie w tym samym punkcie, co ja. Kto wie, czy aby ja, nie ułożę sobie życia z jakimś panem, znacznie szybciej niż Ty.

Nadęta jak balon, odpowiada: daj Ci Boże.

Nie chodzi mi o udowodnienie jej, że ja też mogę, ale o delikatne zwrócenie uwagi, że żali się na swój samotny los, osobie, która również jest sama, aczkolwiek nie szuka nikogo... na siłę i nie cierpi z powodu samotności na depresję.

Kłamstwem byłoby powiedzieć, że tylko niektórym samotnym paniom brakuje miłości, czy bliskości. Brakuje jej każdej samotnej osobie. I panom również, jak najbardziej!!

Podziwiam ją za wytrwałość!!! 

Jakże trzeba być silną i nieugiętą kobietą, żeby po kolejnej porażce otrzepać się i szukać dalej?
Ja jestem zmęczona słuchaniem o jej negatywnych doświadczeniach, a co by było, gdybym chociaż połowę jej porażek zaliczyła? Najpewniej bym się do końca życia nie podniosła.

Szczerze powiedziawszy jest mi jej żal, naprawdę, ale nijak nie mogę jej wytłumaczyć, że usilne poszukiwanie partnera, najczęściej kończy się niespełnieniem, bólem i cierpieniem.
Dziewczyna niestety, trafia coraz gorzej i popada w coraz to większe przygnębienie. W jednej chwili potrafi się stać jedną wielką kupką nieszczęścia. 

Kwitnie gdy rysuje się randka, zapada się, gdy z nowej znajomości znowu NIC nie wynika. I tak w kółko.

W chwili, kiedy nie ma NIC sensownego do roboty, czytaj: nie ustawiła, żadnej randki, to jak najbardziej - szuka mojego towarzystwa. Nie istnieję dla niej, kiedy sobie elegancko ułoży jakieś spotkanie, ale niech tam jej będzie...
Kiedy doznaje kolejnej porażki, to oczekuje, że ją samotną i biedniutką pocieszę. Niby jak? Ujadaniem na faceta, który jej nie chce? 
Ma prawo gość nie czuć tego samego co ona. 
Tłumaczę jak dziecku, że nic na siłę, bo jedynie sama siebie unieszczęśliwia, a chwilowa euforia spowodowana zbliżającą się randką, nie jest warta jej późniejszego zdołowania. Ba, coraz częściej jej zdołowanie objawia się chorobą tj. przeziębieniem, a to już zabawne nie jest.

Szukanie MIŁOŚCI na siłę, powoduje dokładnie takie stany, jakich ona doświadcza. 
Polowanie na miłość nigdy nie daje właściwego partnera. Powoduje tylko tęsknotę i nieszczęście. Miłość nigdy nie jest poza nami. Miłość jest w nas.
Moją znajomą zawodzi najpewniej węch, bo nawet zwykły ćpun jadący maryśką, budzi w niej wspomniane wyżej, biochemiczne reakcje.

Być może, ona jest silnie uzależniona od doświadczania powyższych uczuć? Brakuje jej dopaminy najpewniej.

Ma dziewczyna prawo szukać, nie mam z tym żadnego problemu, to jej sprawa i w rezultacie - jej niespełnienie, jej cierpienie i jej ból. 

Tak sobie dziewczyna żyje w systematycznie działającym kołowrotku emocji; facet "zapachniał" i już się dzieje: pojawia się nadzieja... na doświadczanie biochemicznych reakcji. I znowu pach - porażka.
Najgorsze jest to, że jej  już prawie każdy facet  odpowiednio pachnie... 

Jej poszukiwania, to jej sprawa, jak najbardziej, tyle, że nie powinna oczekiwać, że ja jak ten przysłowiowy psycholog, będę ją wspierała i pocieszała po kolejnej omyłce. 
Mnie męczy coraz bardziej, ciągłe wysłuchiwanie jaką ma depresję, jaka jest przygnębiona... bo znowu się nie udało. 
Męczy mnie również ciągłe stawianie kart na byle faceta. Piszę: byle faceta, bo przecież wymiana kilku e-maili z jakimś panem, to jeszcze nie znajomość, o którą warto męczyć karty. 

Wiadomo, że każdego dopada przygnębienie czy niemoc, ale po jaki grzyb sobie powodów do przygnębiania dokładać? 

Coraz częściej rodzi się w mojej głowie, pytanie: skoro znajoma tak usilnie szuka, skoro tak często randkuje, dlaczego NIC z tych znajomości nie wynika?  Poza tym: dlaczego jej znajomości tak szybko się kończą? Źle trafia, czy też źle podchodzi do mężczyzn? Przez 3 lata usilnych poszukiwań, sądzę, że jakiś mniej lub bardziej udany egzemplarz powinien był się jej trafić. Czyżby w necie rzeczywiście ogłaszały się jedynie same trefne egzemplarze?

Myślę, że w dużej mierze problem tkwi w znajomej.  Według mnie, moja znajoma jest po prostu neurotyczką. Ma ogromny problem z zachowaniem emocjonalnej równowagi.

Jej usilne polowanie na mężczyznę ma na celu zaspokojenie ogromnych lęków jakie ją zżerają od środka. 

W ledwie zarysowującym się  związku, na fazie, że tak powiem - badania kto jest kim, już oczekuje konkretnej deklaracji i zapewnienia, poza tym jest zbyt zachłanna, zbyt niecierpliwa, oczekuje stałej uwagi, poświęcenia i pomocy. 
I zamiast kogoś do siebie przyciągnąć, chociażby przez swoją niedostępność czy tajemniczość, to najnormalniej w świecie - odpycha swoją nadgorliwością, stałą dostępnością, czy stałym zabieganiem o jej uwagę.
Każdy bywa chwilami samotny, ba często nawet jej potrzebuje. Dla niej samotność to  przerażający lęk, ba wręcz paniczny strach!!!
Stąd też, zaraz po zakończeniu jednej relacji, w zawrotnym tempie, wchodzi w drugą. Ciężko przeżywa porażkę, ale w zupełnie innym wymiarze. Dla niej to nie jest opcja odrzucenia, ale obawa, że ponowne wpadnie w czarną dziurę rozpaczy, w której  trzeba się zmierzyć z przerażającym potworem, jakim jest samotność.

Znajoma, nie jest w swoich usilnych poszukiwaniach mężczyzny, odosobniona. 

Swego czasu, gdy prowadziłam biuro matrymonialne, spotkałam wiele takich zdesperowanych pań. Ze smutkiem obserwowałam jak się zapadają, kiedy nikogo nie ma obok nich. Pisząc nikogo, mam oczywiście na myśli - mężczyznę. 

Sądzę, że  można w jakiś sposób przetransformować swoje odczucia i zająć się czymś zupełnie innym. Właściwie nie tylko można, ale nawet trzeba; żeby nie popaść w totalną depresję, żeby się przypadkiem nie załamać i nie skończyć ze sobą, bo i tak bywa.

Życie polega na związkach, ale najważniejszy jest nasz związek ze sobą.

Jest tyle innych znacznie pożyteczniejszych zajęć na świecie, zdecydowanie ciekawszych niż randkowanie z panami z neta. Tak mi się przynajmniej wydaje. 
Choćby czytanie książek? Choćby poszerzanie wiedzy w każdej możliwej formie? Choćby robótki na drutach, szydełkowanie, szycie, czyli ogólnie - tworzenie. Nie każdy ma co prawda talent, żeby COŚ tworzyć, ale zawsze można znaleźć jakieś sensowne, a odrywające myśli od panów, zajęcie.

Moja siostra na przykład, kobieta pracująca, prowadząca dom, wychowująca dzieci, dodatkowo studiująca, z powodzeniem znajduje czas na tworzenie świeczek.  Można się realizować? Można, o ile się chce. 
Drugi człowiek nie jest lekiem na całe zło tego świata!!!

Pewnie, że dobrze mieć obok siebie kogoś, kto nas wesprze, doda nam energii, pocieszy, pomoże, ale NIC na siłę. Niekoniecznie zaraz musi to być byle jaki ćpun, alkoholik, czy  lowelas... byle tylko był i poprawiał nastrój... na chwilkę. 
Po prawdzie, taki ćpun czy alkoholik więcej napsuje krwi, niż wniesie choćby ułamek pozytywnych odczuć. A poza tym, najczęściej cuchnie jak cholera.

Zapachy MIŁOŚCI

Z tym zapachem jest coś na rzeczy.
Pamiętam jak swego czasu jeden z moich pracowników, powiedział: pani Elu, pani tak pięknie pachnie... i patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. Nie, żeby zaraz zakochany był, ale wyraźnie było widać, że moje perfumy w połączeniu z dezodorantem naprawdę silnie na niego działają. I najpewniej, gdyby w ów zapach "ubrana" była młodsza dziewczyna, facet były ugotowany jak nic.
Szczerze powiedziawszy było to, naprawdę świetne zestawienie: magnolia JOVAN musk oil

Jedna z moich koleżanek, zakochuje się na zabój w... tancerzach. Nic w tym dziwnego, bo tańczący facet poci się przeokropnie... Najpewniej wydziela w tym momencie zdecydowanie intensywniejszy zapach. 
Uf, i wszystko jasne!!!

Istnieją kobiety, które bez mężczyzny nie żyją. Jak nie ma faceta obok, to ich zwyczajnie nie ma.
Z czego to wynika? Najpewniej z charakteru, również z wewnętrznego przekonania, że kobieta samotna, to kobieta nic nie warta. W dużej mierze również z niedowartościowania i poczucia, że bez mężczyzny każda kobieta jest gorsza. 

O tym, że rzeczywiście wiele kobiet, żyje w przekonaniu, że są wspaniałe, bo są z kimś, przekonałam się osobiście. Odwołuję się w tym miejscu, do pewnego zdarzenia z mojego życia. 

Otóż, swego czasu spotkałam podczas trwającego winobrania, swoją siostrę z koleżankami. Zaproszona, grzecznie się do nich dosiadłam, na małą chwilę. Jedna z koleżanek siostry od wejścia mnie zaatakowała: ja to mam wzięcie!!! Mam faceta i mam kochanka. Z wyraźną pogardą spojrzała na mnie, w poczuciu ogromnej przewagi nade mną, wyszczerzyła wyraźnie popsute zęby. Po krótkiej chwili, zataczając się, podszedł do niej szczerbaty facet. Klepnął ją po plecach i w pijackim bełkocie usiłował powiedzieć: chodź do domu. Bardziej z domniemania to wiem, niż ze zrozumienia. Dziewczyna z głową sięgającą chmur, poszła za nim chwiejnym krokiem, a ja zostałam taka poniżona, taka biedniutka i taka niechciana. Oczywiście, żartuję. 
Tak po prawdzie, było mi owej dziewczyny szczerze żal.  Czerpała bowiem swoje poczucie własnej wartości z wyjątkowo mało wartościowej rzeczy. 

Pewnie, że są najprzeróżniejsze układy. Bywa, że jest mąż, bywa, że jest kochanek, ale czy jest się czym chwalić? Naszą niemoralnością? Naszą zdolnością do kombinowania, czy też naszą przebiegłością? Cholera wie, o co chodzi.

I kończąc ten długaśny post, tak naprawdę moja znajoma nie jest aby nałogowcem MIŁOŚCI
Jedni piją alkohol, inni ćpają, a jeszcze inni szaleńczo i upierdliwie szukają... pachnącego mężczyzny.

8 komentarzy:

  1. KOchana ELLU nic nie piszesz, co się dzieje, a ja nie mam co czytać. Jutro 26-go trzymaj za mnie Przyjaciółko kciuczki po 11 rano, tak chcę aby już się skończyło moje procesowanie. Całuski. Cały czas myślę o Tobie. Aina

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochan Ellu naprawdę martwie się, że Ciebie Tu nie ma. Odezwij się Kochana. Alina

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana Przyjaciółko bardzo się martwię o Ciebie. Zniknęłaś, nic nie piszesz. Jestem z Tobą. Alina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana ALINKO. Naprawdę nie miałam czasu... dosłownie na NIC.
      Praca - dom, dom - praca.
      Nie bardzo umiem funkcjonować w takim trybie... Może z czasem mi się to uda jakoś ogarnąć.
      Potrzebuję totalnego wyluzowania, oddechu... wylegiwania się na kanapie do góry brzuchem.
      Mam nadzieję, że za małą chwilę tak będzie.
      Buziaki

      Usuń
    2. Kochana ELLU ja Ciebie stale pilnuję i jak znikasz to martwię się i proszę Pana Boga aby nic się Tobie złego nie przytrafiło. Alina

      Usuń
    3. Kochana ALINKO, znikam dlatego, że akurat teraz jest moment otwierania marketu, tego mojego docelowego. W sobotę wielkie otwarcie, a to znaczy, że pracy mamy po kokardkę. Od świtu do wieczora. I tak będzie najpewniej przez jakiś czas jeszcze, póki się nie unormuje.
      Cieszę się, że znajduję jeszcze siłę na rozpalenie w piecu, bo zimno... niestety. Wymarzam w sklepie, bo póki co - nie grzeją, a jedynym miejscem gdzie jest ciepło i można się ogrzać jest miejsce naszego spożywania posiłku.
      ALINKO, napiszę więcej za jakiś czas!!!
      Wciąż pamiętam o zaległych wróżbach, ale muszę mieć chwilę dla siebie... muszę po pracy wypocząć.

      Usuń
  4. Dzięki wielkie, uwielbiam czytać Twoje wpisy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się!!! Staram się pisać żartobliwie o... tak naprawdę poważnych zaburzeniach. Moja znajoma niestety, na takowe cierpi.
      Kochana Szkoło rodzenia - tona buziaków i pozdrowionka.

      Usuń

Dziękuję za zamieszczenie komentarza. Twój komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora.
Tymczasem, poczytaj sobie małe co nieco, albo poszukaj... innego bloga, odpowiedniego dla Ciebie w treści i formie.
Cieplutko pozdrawiam

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...