Za sprawą komentarza KAROLINY przeczytałam sobie posta, pod którym ona swój komentarz umieściła. Byłam w szoku, że kiedyś moim postom towarzyszyło poczucie humoru, chociaż problemy również przerabiałam i to całkiem spore.
Postanowiłam odkryć, cóż to też takiego się stało, co sprawiło, że się tak zmieniłam, że tak spoważniałam, a poczucie humoru uleciało.
Zasępiłam się przeogromnie, bo odkryłam, że od dawna się nie śmiałam. Odkryłam, że od dawna nie czułam luzu. Odkryłam, że od dawna nie czułam spokoju. Odkryłam, że nie przespałam spokojnie żadnej nocy. Odkryłam, że prace ogrodowe, które kiedyś sprawiały mi ogromną przyjemność zaczynają mnie męczyć, wkurzać i przerastać.
King Crimson - Epitaph
Rok obecny jest dla mnie wyjątkowo przykry. Przykry zarówno przez covidową sytuację, przez oszustwa i przekręty elit wobec których ja mały człowiek, którego ustawili w ostatnim szeregu, jestem kompletnie bezsilna. Przykry jest przez śmierć, która krąży w mojej przestrzeni. Przykry jest przez problemy, które nieustająco mnie tykają.
Karty, które sobie na ten rok postawiłam brzydkie nie były. Nie wieszczyły jakichś szczególnie wielkich tragedii. Nie mówiły co prawda, że rok będzie sielankowy, ale na pewno, nie tragiczny!
Już początek roku śmiercią zapachniał, bo zmarł dziadek u którego byłam na opiece, a którego naprawdę polubiłam. Smutno mi było już w styczniu, bo na moich oczach dziadek po chemii gasł w oczach. Śmierć już się czuło, przynajmniej ja ją czułam. I uczciwie przyznaję, że uciekałam w popłochu, aby świadkiem jego śmierci nie być. W ostateczności odszedł 3 tygodnie po moim wyjeździe, w lutym.
Krótką chwilę cieszyłam się z tego, że nie mieszkam w domu sama, ale już po Wielkanocy zostałam w tym ogromnym domu jedynie z kotem, którego w ostateczności pożegnałam w czerwcu. Wylałam morze łez, bo jakby nie było, żyła z nami przynajmniej 17 lat.
Potem wystrzeliła cała seria wioseczkowych zgonów, ludzi całkiem młodych, którzy mogliby sobie jeszcze spokojnie pożyć.
Wrzesień rozpoczął się równie smutno, co prawda nie zgonami, ale kumulacją pilnych wydatków. Wszystkie na cito. Wszystkie ważne i konieczne.
Kart na wrzesień dobrych nie miałam i nie mam, ale nie spodziewałam się, aż takich kłopotów.
ŚMIERĆ na partnerskiej (5-ta pozycja) jest już dla mnie w dużym stopniu wytłumaczalna, a to ze względu na trudność ze znalezieniem rynnowego fachowca. Rozumiem też już pojawienie się VII mieczy, bo grzebię w necie i nieustająco fachowców, którzy by się problemem zajęli, szukam. Jednym słowem zbieranie i szukanie sprawdza się perfekcyjnie.
Pomyślałam sobie, że przydałoby się sprawdzić, jak wytłumaczy to wszystko astrologia.
Posiadam profesjonalny program astrologiczny ASTROLOG, ale przy wykreślaniu tranzytów, skorzystałam z reklamowanej ostatnio przeze mnie strony ASTROSEEK.
Skupiłam się przede wszystkim na tranzytach planet, które działają przez dłuższy czas. Na pewno mniej znaczące w długofalowym działaniu będą aspekty planet wewnętrznych, czyli Słońca, Księżyca, Merkurego, Wenus i Marsa, niż planet zewnętrznych czyli Saturna, Jowisza, Neptuna, Urana i Plutona, które działają długofalowo.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to opozycja tranzytującego Saturna na moje urodzeniowe planety: Księżyc, Mars i Uran.
Cóż za kumulacja! Są to wyjątkowo przykre w odbiorze aspekty.
Aspekt Saturna do Księżyca skutkuje depresjami, przygnębieniem, czy ogólnie złym samopoczuciem psychicznym.
To oczywiście w żadnym razie nie tłumaczy owych śmiertelnych zdarzeń, ale w pewnym sensie tłumaczy moje podejście do nich. Tłumaczy moje przygnębienie i głębokie zapadanie się w sobie.
Saturn to jakby nie było planeta obowiązku i odpowiedzialności. Zmusza on do zajęcia się sprawami, które były przeze mnie zaniedbane. I nie dziwota, że w ostateczności się skumulowały. Koniec końców Saturn musiał mnie porządnie zdyscyplinować. Przy okazji tranzytuje mój 4-ty dom, czym zmusza mnie do naprawiania, remontowania domu i wszystkiego, co posiadam. Jednym słowem ostro wziął mnie w karby.
Z racji, że Saturn tyka również mojego Urana i Marsa, to problemy wyskakują jak króliki z kapelusza i to seryjnie!
W opozycji do mojego urodzeniowego Jowisza jest Neptun - wyjątkowy zaciemniacz.
Dodam też, że Jowisz ma do siebie to, że wszystko czego się tknie, to się rozrasta i pęcznieje. I nie wykluczam, że dzięki tranzytowi Neptuna wyolbrzymiam problemy. Pewnie gdyby nie ów tranzyt, problemy widziałabym zupełnie inaczej.
Tranzyty Jowisza, szczególnie te pozytywne potrafią dodać nam wiele nadprogramowych kilogramów.
Są osoby, które mają cudowne i wspaniałe aspekty Jowisza do planet urodzeniowych w swoim horoskopie natalnym i nieustająco są na... mało skutecznych dietach. Podziękować mogą za to właśnie Jowiszowi.
Trochę wspiera mnie tranzytujący Pluton, który jest w trygonie do mojego Jowisza. I to tylko tyle z jakiegokolwiek wsparcia.
Jednakże, to właśnie Pluton czyni wszystkie drobiazgi, problemami ciężkiej wagi.
Jednym słowem, przy takich aspektach, wesoło być nie może. Z astrologicznego punktu widzenia, czarna seria złych wydarzeń jest jak najbardziej wytłumaczalna. I moje przytłoczenie nimi, również.
W październiku Saturn odpuści już mojemu Księżycowi, ale na mojego Urana i Marsa wciąż będzie działał opozycją. Czyli jeśli coś wyskoczy, a na pewno wyskoczy, to się tym zajmę, bez jęczenia i użalania się nad swoim losem i bez jakiegokolwiek zapadania się w sobie: szybko i efektywnie, bo tak się składa, że mój horoskop natalny jest bogaty w koniunkcję Marsa z Uranem.
Z perspektywy lat, które już przeżyłam z tą przypadłością, oceniam go jako tzw. krótki lont. Potrafię w 3 sekundy się wkurzyć i niestety, ostro zareagować. Tyle, że ten aspekt jakby z czasem się przycierał, albo organizm się przystosował i nauczył się nad nim panować? Sama nie wiem. Faktem jest, że rzadziej zapala mi się ów loncik, a częściej wpadam w głęboki dół.
Podobnie będzie jeszcze w listopadzie, chociaż już Saturn będzie działał sekstylem na mojego urodzeniowego Saturna. Neptun już nie będzie działał na mojego urodzeniowego Jowisza, a tym samym NIC nie będzie ani zaciemniał, ani wyolbrzymiał.
Oczywiście i inne planety będą działały, ale ich wpływ będzie krótkotrwały i pewnie ledwie wyczuwalny.
W grudniu Saturn już mi całkiem odpuści, ale niestety ponownie uaktywni się Pluton i będzie w opozycji do mojej urodzeniowej Wenus. Równolegle będzie w trygonie do mojego Jowisza.
Pluton tak naprawdę działa na mnie cały rok, ale chwilami jakby trochę odpuszczał.
Te jego tranzyty mogą dotyczyć wielkich "reform" w moim życiu. I będą również tykały mojego podejścia emocjonalnego. Na szczęście Pluton będzie działał również trygonem do Jowisza i całkiem masakrycznie emocjonalnie nie będzie.
Tak więc, wszystko wskazuje, że ważne będzie moje podejście do problemów które sprowadzi Pluton, a będzie ono czasami wyjątkowo kiepskie za sprawą tranzytów Saturna na mój Księżyc. Te na szczęście szybciej miną, niż aspekty Plutona.
Jak widać astrologia świetnie wytłumaczyła wypadki tego roczne. To wina Plutona, który cały rok będzie działał opozycją na mojego Urana i moją Wenus. Kwestię przygnębienia i zapadania się w dół, można obarczyć tranzytującego mojego Księżyca, Saturna.
A numerologicznie jak to wygląda?
Jestem urodzeniową 3.
Faktem jest, że Gladys Lobos nie jest moim guru, wręcz przeciwnie, ale jak już wpadłam w szukanie i odkrywanie, to i jej obliczenia wzięłam pod uwagę.
Według Gladys Lobos jestem obecnie w 8 cyklu numerologicznym.
3 + wibracja danego roku (2021) 5 = 8
Wygląda więc na to, że póki co jestem w 8 cyklu numerologicznym, a z końcem października wejdę w 9 cykl numerologiczny. I od tego momentu, tak sobie naprzemiennie, przejściowo będzie działała na mnie wibracja 8 i 9, aż do końca roku.
Cykl numerologiczny 8 będzie okresem wymierzania sprawiedliwości. Może przynieść nieoczekiwane nagrody, zyski, awanse, sukcesy itp.
Nie rozumiem dlaczego akurat w październiku jest przejście w nowy cykl. Dałam wyraz swoim wątpliwościom w poście:
Według mnie, wydarzenia tego roku, absolutnie się nie pokrywają z tym, czym wibruje cykl 8. Bardziej pasuje mi to cyklu numerologicznego 7, jednakże obliczeniami kombinować się nie da.
lata osobiste obowiązują od 1 stycznia do 31 grudnia.
Obliczyłam dzielnie również swój rok osobisty. Oblicza się go w ten sposób, że do
KLUCZA WCIELENIA, czyli: dzień urodzenia + miesiąc urodzenia
29 + 6 = 11 + 6 = 17 = 8
dodaje się rok uniwersalny czyli sumę liczb aktualnego roku: 2021 = 5
KLUCZ WCIELENIA + ROK UNIWERSALNY = ROK OSOBISTY
8 + 5 = 13 = 4
Jednym słowem mój rok osobisty wibruje 4 do 31 grudnia 2021 roku.
Czym pachnie wibracja liczby 4?
Pracą i to często bardzo ciężką. I nierzadko nie przynoszącą natychmiastowych efektów. Konieczne jest kontrolowanie wydatków. Wydatki należy popełniać z myślą o przyszłości. Możliwe są problemy finansowe. Wskazana jest cierpliwość i powolne realizowanie wszelkich zadań. Generalnie straty, spłaty i opóźnienia.
Energia średnia z dużą tendencją do spadku. Napięcia, podenerwowanie, pesymizm.
Jednym słowem - rok mało budujący, chociaż najpewniej nie tragiczny w ostateczności, bo kiedyś tam zaprocentuje w perspektywie.
I to również się zgadza. Rzekłabym, że wręcz idealnie.
Jak więc nie wierzyć w astrologię, czy w numerologię.
Patrząc przez pryzmat SYMBOLU ROCZNEGO ROZWOJU wg Aleister'a Crowley'a wygląda na to w roku 2021 patronuje mi karta CESARZ.
Jak obliczyć SYMBOL ROCZNEGO ROZWOJU?
Podobnie jak ROK OSOBISTY, czyli
dzień urodzenia + miesiąc urodzenia + aktualny rok
29 + 6 + 2021 = 35 + 2021 = 2056 = 13 = 4
Właściwie to, SYMBOL ROCZNEGO ROZWOJU jest rokiem osobistym, z tą jedynie różnicą, że nie sumujemy liczb do liczby jednocyfrowej w przedziale od 10 do 21, czyli do ilości ARKAN WIELKICH, których jak wiemy jest dokładnie 21.
Symbol CESARZA akurat wskazuje na zamiany. Na możliwość i opcję korzystania ze swoich przywódczych zdolności. Można spokojnie zaczynać nowe projekty, podjąć się nowych obowiązków. Można wyruszyć w podróż. Można również rozwiązać stare sprawy i zacząć nowe. Można również zainteresować się nowymi sprawami.
Ta karta wskazuje na to, że często zdani jesteśmy na siebie, na swoją kreatywność i swoje suwerenne decyzje.
Życzyłabym sobie wrócić do dawniejszego postrzegania rzeczywistości, nawet tej trudnej i problematycznej. Życzyłabym sobie dystansu do wszystkiego, który kiedyś towarzyszył mi w każdym momencie, w każdej chwili.
Życzyłabym sobie, aby paskudny Saturn już się przesiadł na kogoś innego i dał mi święty spokój.
Życzyłabym sobie aby Pluton już mi nie reformował życia, ani emocjonalnego, ani żadnego innego. Życzyłabym sobie...
Pewne jest jedno, że wszystkie złe tranzyty, kiedyś odpuszczą. Energia liczby 4 również kiedyś przestanie na mnie działać. Za parę miesięcy zacznie działać na mnie energia 5.
A to oznacza zmiany, zmiany, zmiany. Oby na lepsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za zamieszczenie komentarza. Twój komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora.
Tymczasem, poczytaj sobie małe co nieco, albo poszukaj... innego bloga, odpowiedniego dla Ciebie w treści i formie.
Cieplutko pozdrawiam