czwartek, 20 października 2022

Gdy COŚ nie pozwala spokojnie żyć...

Słabo  było ostatnio z tym moim blogowaniem. Czuję się usprawiedliwiona, bo zaraz po moim zjeździe ze schodów, gdy tylko poczułam się trochę lepiej, musiałam ostro wziąć się do roboty.
Oczywiście, zabierałam się czasami za posty, jak najbardziej, tyle, że żaden z nich na blogu się nie ukazał. 
Opisałam sierpień, opisałam wrzesień, odpowiedziałam dziewczynom, które niecierpliwie czekały na kart, jednakże żadnego z postów nie dokończyłam, żadnego nie opublikowałam. 
Prozaiczny powód: zmęczenie, przepracowanie i cała masa odciągaczy. 

Jak już wspominałam,  trapi mnie, mam nadzieję, że forma przeszła dokonana jest bardziej na miejscu i obaw mogę powiedzieć: trapił mnie problem dachowo rynnowy. 
Dwie firmy już na moim dachu grzebały, ale nie zamknęły sensownie problemu, niestety. Co gorsze, każdej firmie płaciłam i to wcale nie małe pieniądze!
Względny spokój miałam przez całe lato, a to jedynie dlatego, że właściwie nie padało. Dlaczego względny? Ano dlatego, że karty zamknięcia problemu nie pokazywały. 

Z końcem sierpnia popadało i dachowy problem początkowo delikatnie i nieznacznie rozchylał swoje usta w ironicznym uśmiechu, aż w końcu wyszczerzył swoje paskudne zębiska.
Poetyckie porównanie, ale jakże pasujące do sytuacji. 
Oczywiście, w tempie allegro zadzwoniłam z reklamacją, ale nikt już mojego telefonu nie odebrał. Zablokowana nie byłam, ale najpewniej wpisana byłam pod nazwą: POD ŻADNYM POZOREM NIE ODBIERAĆ!

Taka jakaś dziwna moda panuje dzisiaj: coś tam zrobić - byleby było, skasować i zniknąć. I zostaje taki jeden z drugim klient z ręką w nocniku, chociaż zapłacił i to nie mało.
Z rozrzewnieniem wspominam czasy, kiedy wykonywanie tego typu usług poprzedzone było szkoleniem, zdobywaniem papierów czeladnika, a potem mistrza. 
Dzisiaj niestety, każdy kto trochę przyuczy się dekarstwa u kogoś, bez żadnych problemów otwiera działalność, a potem na oględzinach mówi z rozbrajającą szczerością: nie wiem jak to zrobić. Tacy fachowcy. 

Podłamana i naprawdę mocno rozsierdzona, wzięłam się za ponowne szukanie fachowca. 

Rejon w którym mieszkam obfituje w fachowców, ale z wieloma już rozmawiałam i nikt nie chciał się usunięciem problemu podjąć. A to się narobi i nic nie zarobi, a to nie wie o co chodzi, a to pierdołami się nie zajmują. I tak w kółko. 
Niestety, ta pierdoła nie pozwala mi spokojnie spać po nocach, bo szkody czyni przeogromne.  I na moje nieszczęście, ta moja desperacja popchała mnie w ręce krętaczy, oszustów, wyłudzaczy, czy też nieznających się na rzeczy pseudo-fachowców. 

Kiedyś zadzwoniłam do takiego jednego, z pobliskiej miejscowości, to mi powiedział, że mój problem jest powszechnie znany, ale przyjedzie i zobaczy tak przy okazji, bo ma w mojej miejscowości inną robotę. Byłam zaskoczona faktem, że mój problem jest POWSZECHNIE ZNANY, ale wkrótce odkryłam, że prawie wszyscy dekarze z tej miejscowości się znają, w większości mają koligacje rodzinne, a i często wspólny adres. Taka zaplatanka dekarska. 
Pan z którym rozmawiałam, akurat miał robotę u pani w ramach... zgłoszonej przez nią reklamacji. Cudownie!

Rada nie rada, zmuszona przez ponurą rzeczywistość, ponownie wzięłam się za wydzwanianie po fachowcach. Listę miałam już zbudowaną wcześniej. Okolicznych dekarzy już sobie odpuściłam, bo skoro problem POWSZECHNIE ZNANY i nikt się jego usunięcia podjąć nie chce, to trzeba szukać gdzieś dalej. 
Nie powiem, paru przyjechało na oględziny. Prosiłam o informację, czy w ogóle się podejmą roboty, żeby mnie zatrzymywali w miejscu. Jakoś nawet do tego się nie poczuwali. 
Jeden na oględziny się umówił i w ogóle nie przyjechał. 
tak wydzwaniałam i wydzwaniałam. W pewnym momencie, na fazie totalnej bezradności po raz nie wiadomo który, otworzyłam swój notes, który jakoś tak dziwnie otworzył mi się na stronie, gdzie miałam zapisany rytuał zdejmujący klątwy, usuwający pecha, ucinający złe życzenia - czyli generalnie rytuał oczyszczający ze wszelkiego zła, jakie się w naszym życiu pojawiło, a który podała mi moja znajoma. Ona jest za pan brat z szeptuchami i wszelkiej maści czarownicami. Szeptuchą była jej babka, ciotka i prawdopodobnie mama. Prawdopodobnie, bo ona o mamie mówiła jedynie tyle, że stawiała karty i od niej stawiania kart się nauczyła. 
Z ogromną niewiarą, dokładnie jak tonący, który łapie się brzytwy, zabrałam się za przygotowania do wykonania rytuału.
Wieczorkiem za rytuał się wzięłam, a dlatego wieczorkiem, żeby przypadkiem nikt mnie na wykonaniu rytuału nie nastał i śmiechem mnie nie zabił.

Słabo mi trochę szło z tym rytuałem, ale jakoś sobie poradziłam.

Podobno, jeśli ktoś rzucił na nas klątwę, to przyśni nam się w nocy, a już na pewno osoba, która nam źle życzyła szybko będzie szukała z nami kontaktu w ciągu pierwszych kilku dni.

 Nikt mi się w nocy nie przyśnił, a pierwszą osobą, która usilnie starała się ze mną skontaktować była... znajoma, która podała mi ów rytuał. Nie wykluczam, że swego czasu źle mi pożyczyła, bo byłam odmiennego zdania niż ona i całkiem o tym zapomniała? Mściwa, czy szczególnie pamiętająca urazy, absolutnie nie jest. 
Nie wykluczam też, że był to najzwyklejszy przypadek. 
Jeśli jednak za ciągnącym się za mną pechem kryje się ONA, to muszę być w tej relacji bardzo ostrożna, żeby jej się nie narazić niechcący. Palnie sobie w myślach jakieś złorzeczenie, wkrótce o nim zapomni, a ja będę się borykała z problemem latami. Masakryczna wizja, nie ma co!

Po rytuale poczułam się dziwnie spokojna. Na drugi dzień odezwał się do mnie pan, który umówił się i nie przyjechał. Wytłumaczył się i już na drugi dzień stawił się na oględziny. 
Już podczas oględzin usunął mi jeden problem z rynnami na tyle domu. Ten problem pojawił się zaraz po wymianie rynien, a związany był najzwyczajniej w świecie z niechlujnym wykonaniem roboty. Oczywiście, zgłosiłam reklamacje, pan nawet deklarował, że przyjedzie i poprawi, w ostateczności firma się zamknęła i zniknęła z rynku. Telefon kontaktowy został wyłączony. 

Pan już podczas oględzin, wskazał jakie są możliwe przyczyny przecieku i powiedział, co według niego należy zrobić, aby go usunąć. Rysował mi na piasku, tłumaczył jak dziecku. Zgadzało się to z tym, co ja już sama rozpracowałam, studiując w necie dekarstwo.😊
Okazało się, że  wiedzę ma przeogromną. Dekarstwem zajmuje się od 18 lat. To jest jakaś tam praktyka i doświadczenie.  Podpowiedział mi również, że nie tylko na tyłach domu powinnam zainstalować dodatkowy spust, ale również na przodzie domu.
Przewlekał swoje wejście na mój dach. I to mnie rozwalało, bo przeciek wyglądał coraz gorzej przez nieustające opady.
Koło środy pan zadzwonił i podał cenę swojej usługi, która wcale nie była zawyżona. Zadeklarował, że przy dobrych wiatrach, wejdzie na dach w sobotę - 1 października. 
W piątek przed 20-tą potwierdził, że przyjedzie robić. Zdążę przed deszczem, który zweryfikuje od razu, czy robota jest skutecznie zrobiona. Tak też się stało. 

Przyjechał sam. Sam rozłożył rusztowanie i zabrał się do dzieła. Pracował jak mrówka. Zaczął od słynnego przecieku: zaślepił kosz, wstawił spust, uszczelnił co trzeba,  potem wstawił dodatkowy spust na przodzie domu, a na końcu - rynnami na tyłach domu się zajął. Tam również założył dodatkowy spust. Ma pani 19 metrowy dach, za małą rynnę i jeden spust to stanowczo za mało. Rynna zwyczajnie nie odbiera i leci wszystko również na fasadę.
Był już po robocie, kiedy zaczął padać deszcz. Z ulgą obserwowałam, że zaciek się nie powiększa, co miało miejsce przy byle deszczu.

Widzi pani, to jest częsty problem. To nie jest tak, że woda leci tylko w dół, woda leci również w górę. I to miało miejsce na pani dachu. Wlatywała pod blachę, leciała po membranie i zalewała ściany. Każdy doświadczony dekarz jest w stanie ten problem wychwycić. Miejsce jest trudno dostępne, ale i to jest do ogarnięcia. 

Dodał, że konstrukcja dachu w żadnym razie nie została naruszona, dostało się jedynie murom, ale one same wyschną... prędzej czy później.
Swego czasu, kiedy żaliłam się na swój dachowy problem, pisałam jak pewien dekarz, którego w ostateczności nie wzięłam, a szkoda, powiedział: gorzej wygląda jak jest. Wskazywał dokładnie na ten sam problem, o którym mówił pan, który w ostateczności 1 października problem zamknął.

Ja mam nadzieję, że problem został skutecznie zamknięty. Przekonam się dopiero wtedy, kiedy mury całkiem obeschną i żadna kropla wody więcej się na nim nie pojawi.
Mam zresztą pełne prawo się bać, bo fachowcy skutecznie pozbawili mnie wiary w swoje umiejętności, ba nawet solidność i odpowiedzialność, a przede wszystkim w skuteczność. Nie przesadzę, jeśli napiszę, że wręcz w ich człowieczeństwo.

Na fazie stresu i kompletnego przybicia zadawałam kartom wiele pytań, o których później, ale najistotniejsze pytanie jakie mi się nasuwa, to takie: czy ostatni pan skutecznie zlikwidował problem?

1. X pałek 2. VI kielichów 3. Królowa denarów KOZIOROŻEC 4. GŁUPIEC 5. IX kielichów 6. walet pałek 7. VII kielichów 8. walet kielichów 9. IV pałek 10. CESARZOWA 11. VI denarów 12. AS pałek 13. KOCHANKOWIE

Skuteczność zamknięcia problemu potwierdza usadowiona już na 1-szej pozycji X pałek. VI kielichów wskazuje na moją zależność od jego fachowości. Poległam na nim i liczę na niego. To jakby zrozumiałe, bo na dekarstwie znam się na tyle, na ile jestem w stanie przestudiować internet.
Jak mam działać, jak mam postępować: ano cieszyć się z tego, co pan zrobił. I nie powinnam się martwić. I w żadnym razie nie powinnam wracać do przeszłości, rozpamiętywać, utyskiwać. Ot, mam zająć się innymi sprawami, a tych mam pod dostatkiem. 
Pan pokazał mi się jako człowiek, który fuszerką się brzydzi. Stawia na solidność i trwałość.
Generalnie powinnam być trochę jak dziecko i radować się z usunięcia problemu. Mam spać spokojnie i zająć się innymi sprawami.
Nie do końca tak do tego podchodzę. 
VII kielichów wskazuje na to, że czeka mnie nagłe zadowolenie, wielka radość. 

A jakie pytania zadawałam kartom w chwili, kiedy pan i owszem, potwierdził, że problem zlikwiduje, ale jakoś tak zwlekał z robotą. W swoim egoizmie nie brałam pod uwagę, że ma jeszcze jakieś inne zobowiązania.

Przede wszystkim sprawdziłam: czy pan problemem się w ogóle zajmie. Karty mi potwierdziły, że TAK.
Dlaczego się pytałam, ponieważ różnie to bywało. Jeden taki przez parę miesięcy podawał mi coraz to inne terminy wejścia na mój dach, aby w końcu... zniknąć. Wiele złego wyczytałam o nim w necie. Nie dość, że okazał się partaczem, który na reklamacje nie reagował, to jeszcze podobnie jak w moim przypadku: znikał.

Oczywiście, pytałam kart również: kiedy mi ten dach zrobi.
25 września karty mi odpowiedziały tak:

1. Królowa denarów KOZIOROŻEC 2. IV denarów 3. VIII denarów 4. IX pałek 5. GWIAZDA 6. III kielichów 7. KOŁO FORTUNY 8. VI denarów 9. ŚWIAT 10. GŁUPIEC 11. V denarów 12. MAG 13. VIII pałek

Z rozkładu wynikało, że pan będzie przewlekał swoje wejście. O tym mówiła VIII denarów. GWIAZDA zapewniała, że jak najbardziej pracy chce się podjąć. Jednakże, chce być w swoich działaniach skuteczny. Królowa denarów to osoba, która kocha luksus, piękne przedmioty, ale również rozsądna i logiczna. Być może ON analizuje jak wdrapać się na ten dach, w to trudno dostępne miejsce, w którym najprawdopodobniej jest umiejscowiona przyczyna problemu. W żadnym razie nie chce zrobić fuszerki.

III kielichów potwierdza, że problem skutecznie zamknie. Tak z nagła wejdzie i go zlikwiduje. Jednym słowem rozpracuje to, co też się z tym dachem porobiło.
Na oko wszak wszystko wygląda elegancko, a jednak w tajemniczy sposób... leje się po ścianach i po murze.
VI denarów to znak, że kwestie finansowe odgrywają niebagatelną rolę. Żadna nowina, wszak nikt nie robi NIC za darmo.
VI denarów to również sprawność i skuteczność. 
ŚWIAT potwierdza, że to co pan zrobi będzie trwałe. Choćby nie wiem jak się namęczył, to problem zlikwiduje.
MAG to człowiek czynu, aktywny, pracowity i skuteczny.

VIII pałek potwierdza pozytywne zakończenie problemu.
 
Pełna optymizmu liczyłam, że pan wejdzie na dach za 3 dni, czyli 27, albo 28 września, w zależności czy policzymy dzień stawiania kart, czy policzymy już od następnego dnia. Tak się jednak nie stało. 
Nie wykluczam, że wejdzie dopiero za 8 dni, co skazywałoby na poniedziałek 3 października.
Jak widać, żadna z kart nie wskazała dokładnie terminu wejścia pana na dach, który jak już wspomniałam nastąpił 1 października.

28 września ponownie postawiłam karty z tym samym pytaniem, czyli kiedy pan wejdzie i naprawi szkodę?

1. VI kielichów 2. VI denarów 3. III pałki 4. Królowa denarów KOZIOROŻEC 5. Rycerz kielichów RYBA 6. VIII pałek 7. II mieczy 8. ŚWIAT 9. ŚMIERĆ 10. IX denarów 11. walet pałek 12. Królowa kielichów RAK 13. CESARZ

Pan i w tym rozkładzie pokazał się pozytywnie. Pozytywnie również namalowała się likwidacja problemu. Będzie zlikwidowany skutecznie i to jest najważniejsze!
Pan będzie działał bystrze, chociaż chwilami napotka na trudności.
A kiedy w końcu wejdzie na dach? 
VI kielichów mówi o 6 dniach, czyli 3 października.
VIII pałek to już 5 październik.
II mieczy to może być 30 wrzesień lub 1 październik!!!

Rozkład kończy karta CESARZ, czyli naprawdę skuteczne osiągnięcie celu. I chyba poza moją radością, pan również będzie dumny z siebie.

Jak już wspomniałam, pan za mój problem wziął się dokładnie 1 października. Tak to wyglądało z czasem wejścia na dach i likwidacją problemu.

Zamknięcie problemu przecieku, to jedno. Teraz muszę w skuteczny sposób osuszyć mury i ściany, które całkiem mocno oberwały i napiły się wody ponad miarę.
To poważny temat, bo może się skończyć wystąpieniem grzyba, który niestety niszczy cegły. Taką mam wiedzę... 

I tu rodzi się kolejny problem, a mianowicie osuszanie murów domu. Bez problemu wypożyczyłam osuszacz, który postawiłam w pokoju. Już właściwie po jednym dniu chodzenia, ścianę w pokoju wysuszył, chociaż najpewniej jedynie po wierzchu. Długo myślałam, przeliczyłam koszty wypożyczenia osuszacza i w ostateczności... kupiłam osuszacz. Znacznie tańszy, ale o podobnych parametrach, jak ten wypożyczony. 
Jeśli idzie o mury, tu już możliwości postawienia osuszacza nie ma. 
Jest taka technika iniekcji murów, ale nikt poza mną takiej potrzeby nie widzi. Oczywiście, chętnie sprzedadzą mi preparat, którym sama miałabym sobie opryskać jakoś mury. Hmm. Musiałabym więc kupić jakąś sensowną stabilną drabinę i w końcu to zrobiłam. Wciąż czeka na rozpakowanie, bo to wcale nie jest mała rzecz. Drabina jako taka bardzo mi się przyda. 
Znajomy opryska mi mury, bo uczciwie przyznaję, że to taka trochę męska robota. 
Może przeginam, może panikuję, ale uważam, że powinnam zrobić wszystko co możliwe, aby uniknąć większych problemów.
Pozostaję w nadziei, że dachowo - rynnowy problem całkiem mi odpuści!

Domniemywam, że nie ja jedna borykam się z podobnymi problemami. I wcale niekoniecznie dachowymi!
Może niejednej osobie czyjeś złorzeczenia, czy najzwyklejszy pech skutecznie wprowadza kompletnie bezsensowne kłopoty w życie, dlatego też podzielę się rytuałem, który zastosowałam.
Ukaże się on w następnym poście.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za zamieszczenie komentarza. Twój komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora.
Tymczasem, poczytaj sobie małe co nieco, albo poszukaj... innego bloga, odpowiedniego dla Ciebie w treści i formie.
Cieplutko pozdrawiam

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...