niedziela, 10 lipca 2016

TYDZIEŃ 4 - 10 lipiec 2016

Chciałam się odnieść do mijającego tygodnia, ale zorientowałam się, że nawet go nie opisałam. Cóż, zabiegana, zapracowana.. dni mijają i szybko, wręcz w piorunującym tempie....   Wiele się zdarzyło w tym tygodniu, który dzisiaj mija..... ale, żeby nie było tygodniówka była postawiona:
Nie pojawił się jednak post, ani opis (ten enigmatyczny się nie liczy)... Czynię to niniejszym...
TYDZIEŃ 4 - 10 lipiec

1. KOŁO FORTUNY 2. RYDWAN 3. WISIELEC 4. IV pałki 5. IV mieczy 6. X pałek 7. walet monet 8. II denarów 9. IV denarów 10. KSIĘŻYC 11. AS pałek 12. VIII pałek 13. VII kielichów
Wielka zmiana... na KOLE FORTUNY.... ale jeszcze zawieszenie.... i nie powinnam podejmować decyzji żadnych, raczej zawisnąć w powietrzu i czekać. Zastój, albo zdominowanie wszystkich, to zależy.... sprawy materialne wyjdą na pierwszy plan.  Wielka miłość w perspektywie?

No a co się takiego zadziało, że chciałam się odnieść do posta i go skomentować? Ano przygoda z autkiem. Jadę sobie wczoraj po pracy do domku.... plan mam wielki: wpadnę do KAUFLANDU na małe zakupy, bo dawno nie byłam. Już oczami duszy widzę, że trafiam na jakąś sensowną promocję... a tu nagle słyszę świszczy COŚ okropnie... w moim aucie, czy u kogoś, kto mnie akurat mija?  Nagle COŚ trzepnęło, zapaliła się ikonka akumulatora. Przejechałam jeszcze baustelle.... w jakimś lęku czy w pomroczności jasnej, przy ograniczeniu do 80 km /godzinę, prułam 100 km na godzinę... żeby ją przejechać i przypadkiem nie zatamować ruchu... Stanąć na baustelli to byłaby katastrofa.... Gdy tylko ją przejechałam, zatrzymałam się na poboczu.  Miałam cichą nadzieję, że po odpaleniu ikonka zgaśnie...... ale niestety autko już odpalić nie chciało.....  Włączyłam światła awaryjne i dawaj wydzwaniać na ADAC. Wpadłam w panikę, bo słyszałam tylko numer unbekannt. Oczywiście zadzwoniłam do PYSI... wołając ratunku! Okazało się, że powinnam wbić +, a miałam wbite 00. Nieźle zdążyłam się psychicznie rozwalić chociaż PYSIA mnie uspokajała jak mogła. W końcu się dodzwoniłam.... Zgłoszenie przyjęli, zapewnili, że za 30 minut ktoś będzie, pouczono, że mam postawić trójkąt i oddalić się od samochodu. W końcu przyjechał jakiś antypatyczny gościu. Od wejścia zaczął mnie pouczać, że trójkąt powinien być 100 metrów od samochodu, a ja powinnam mieć kamizelkę odblaskową. Grzecznie się pokajałam....  i grzecznie opisałam co się stało. Gość już po opisie wiedział co jest grane. Oczywiście zajrzał pod maskę, zaczął wymieniać co się zepsuło.... ja po polsku nie znam nazw różnych samochodowych części, a  co dopiero po niemiecku. Naprawa w granicach 1000 euro. Matko jedyna, toż samochód za te pieniądze można z Niemiec ściągnąć... żadną nówkę, ale jakiś jeżdżący egzemplarz na pewno. Odholuje panią na  najbliższy parking NETTO, tutaj stać nie możemy.  Zauważyłam że pod samochodem jest jakiś płyn. Zapytałam czy to z mojego? Nie to stare. Na moje oko wyglądało na świeży wyciek, ale cóż ON jest fachowcem.... a ja niekoniecznie się na samochodach znam. Jakoś udało mu się odpalić auto i w sumie pojechałam sama, ale na  całe szczęście jedynie 1 km, bo niestety ledwie udało mi się nadusić hamulec. Tragedia. Na parkingu gościu zaczął mnie dyscyplinować, że mam równo zaparkować.... Hamulce nie działają - odparłam.... jak mam manewrować? Działają, wszystko jest ok - prawie krzyknął.  
Zadzwonię do firmy, powiem co się zadziało. Sądzę, że samodzielnie pani do domu nie dojedzie. Swoje wymądrzanie się zakończył stwierdzeniem, że nie wie co firma zrobi, bo wszystkie warsztaty są zamknięte, a wszystko musi być zgodne ze statutem.... kazał czekać na telefon z decyzją i pojechał sobie. Na szczęście, bo dłużej bym go nie zniosła.  Trochę się naczekałam, aż w końcu zadzwoniła jakaś pani. powiedziała, że odstawią mnie do granicy.... prosiła o cierpliwość, bo musi kogoś znaleźć....  I tak czekałam i czekałam... znowu telefon, że za 15 minut KTOŚ będzie. Rzeczywiście. Tym razem przyjechał bardzo sympatyczny pan. Od wejścia zapytał jak daleko od granicy mieszkam.... 25-30 km. Zainstalował Merivę na lawecie i pojechaliśmy do domu.  Dzisiaj do pracy pojechałam samochodem PYSI. Na jutro dostałam wole, żeby załatwić sprawy z naprawą samochodu. 
I wracając do opisu kart. Która z nich wieszczyła moją przykrą przygodę? Sądzę, że RYDWAN na pozycji 2-giej:
Ulegasz zaślepieniu tym, że ostatnio wiele ci się udawało. Dobra passa dobiega końca, a tobie wydaje się, że zawsze będziesz dzieckiem szczęścia. Popełniasz błędy z powodu hurra-optymizmu i braku elastyczności.
Tutaj skupiłabym się jedynie na końcu dobrej passy.... RYDWAN to podróż, ale skoro karta jest w negatywie może wskazywać na to, że będzie ona nieudana.  I tak po prawdzie, to nie ma żadnych kart typu WIEŻA, ŚMIERĆ czy innej źle wróżącej i zwiastującej przykre zdarzenie. Uczciwie powiem, że właściwie powinnam być zadowolona, bo cała przygoda mogła się znacznie gorzej dla mnie skończyć....  ADAC (zapewne zgodnie ze statutem) odwiozło mnie do domu. Nie spowodowałam wypadku. Diagnoza co prawda straszna, ale może przesadzona (daj Boże).... Może przyszły tydzień okaże się okropny? 
Poza tym sporo miłych rzeczy się zdarzyło.... PYSIA użyczyła mi samochód, w pracy wykazali zrozumienie i dostałam jutro wolne na załatwienie spraw z samochodem. I czy po prawdzie nie można nazwać szczęściem tego, że warsztaty były zamknięte? Inaczej zapewne autko byłoby reperowane... za jedyne 1000 euro.  Ufam, że w Polsce wyniesie to taniej... No i najważniejsze: nie spowodowałam żadnego wypadku. I przyjechałam pod sam dom. 
Pomyślę o tym jutro.
PODPIS

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za zamieszczenie komentarza. Twój komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora.
Tymczasem, poczytaj sobie małe co nieco, albo poszukaj... innego bloga, odpowiedniego dla Ciebie w treści i formie.
Cieplutko pozdrawiam

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...