piątek, 25 października 2019

WYCINKA DRZEW

Przepraszam tych, którzy niecierpliwie czekają na wróżby, czy też na jakikolwiek mój odzew. 
Jeśli ktoś odezwał się do mnie komentarzem, to żaden problem, ten do mnie prędzej czy później trafił. Gorzej jest z e-mailami. Miałam problem z moim DreamMailem... stara wersja się zdezaktualizowała, musiałam zainstalować nową jego wersję, przez co, parę e-maili mogło do mnie nie dotrzeć.
Też, jak zwykle podkreślę, że mam na ogrodzie roboty po kokardkę, a siły już nie te, więc nie idzie mi tak bystrze i szybko jaki kiedyś.
Oczywiście - tasuję karty i pomagam zagubionym, ale bywa tak, że e-mail zwrotny z wróżbą, wysyłam o 1-szej, czy 2-giej w nocy... ale wysyłam!
Dzisiaj trochę nadrabiam postowanie, wygładzam posty zardzewiałe w roboczych, być może uda mi się je na tyle wygładzić i wstawić na bloga! Wielki wyczyn, po okresie NIC nie robienia! W sensie blogowania, oczywiście!


wycinka drzew

           Działo się u mnie trochę w październiku, ale nie dziwota! Październik miał dla mnie wibrację 3, czyli musiało się dziać!
Przede wszystkim mam wycięte drzewa wokół domu, przycięte lipy i przyciętą wierzbę. Tej ostatniej bałam się najbardziej, bo rośnie dziadostwo przy płocie, i właściwie przechylona była po całości nad drogą. Nie daj Boże, żeby kiedyś komuś na łeb nie spadła!!! Wierzba, wiadomo: kruche drzewo, a wiatrów, ba wichur u nas coraz więcej. Na szczęście już przycięta i mało szkodliwa.
Do wycinki wzięłam firmę. Kosztowało mnie to trochę, ale nie żałuję.
Pracowali sprawnie i szybko... Wszystkie obcięte kawałki drzewa / gałęzie wylądowały na mojej posesji... dłuższe gałęzie i konary zostały pocięte na mniejsze. Te gałęzie, które niechcący wylądowały na drodze, w 3 sekundy z niej znikały.
Panowie zaczęli pracę o 11-tej, albo o 12-tej, a o godzinie 16.00 już  wszystkie drzewa były wycięte! Na koniec pozamiatali jezdnię i wyczyścili mi rynny, nawet te z niższego poziomu.

Miałam chętnego chłopaka na ową wycinkę, ale przyznam uczciwie, że się bałam. Argument, że pracował w lesie i już niejedno drzewo wyciął, niekoniecznie do mnie przemawiał. Drzewa przy drodze publicznej, kable elektryczne pomiędzy gałęziami, to jakby nie było żaden las!

Pan który się za ową wycinkę wziął jest, a właściwie był - strażakiem. 
W każdym razie,  robota poszła chłopakom szybko, sprawnie i póki co, jestem zadowolona, szczególnie, że... pojaśniało w mojej wciąż zacienionej kuchni. 
Oczywiście, żeby było całkiem jasno, musiałabym wyciąć dodatkowo orzechy laskowe (miałam taki zamiar!), ale te jakoś tak dziwnie zaczęły ponownie rodzić zdrowe orzeszki i trochę mi się zrobiło ich szkoda. 
W sumie pierwszy raz odkąd tutaj mieszkam zjadłam własne orzeszki laskowe. Początkowo wcinały je sobie wiewiórki, potem drzewka zachorowały, a tego roku, w jakiś tajemniczy sposób... ozdrowiały. Wiążę to ściśle z suchym ubiegłorocznym latem. 
W każdym razie temat orzechów jest otwarty. Tyle, że nie muszę do ich wycinki zamawiać specjalistycznej firmy. 

Najgorzej jest TERAZ, bo wszystkie gałęzie i konary jakoś trzeba będzie uprzątnąć, aby móc spokojnie korzystać z ziemi i coś na niej posadzić.
W miarę szybko należałoby pociąć na odpowiedniej długości kawałki, połupać łuparką, albo porąbać siekierą. Oj, będzie co robić!!!
Ja co prawda w momencie, kiedy oni działali wiele do roboty nie miałam, ale też nie bardzo wiedziałam za co się wziąć, zważywszy, że popadywało.
 Pętać im się pod nogami nie chciałam. Stać nad nimi też nie. 

A'propos blogowania: mam nadzieję, że sytuacja się zmieni w zimie (zależy jaka będzie zima!) i trochę częściej będę blogowała, o ile nie wyjadę do pracy.
Ofertę pracy otrzymałam, ale póki co, wyjechać - nie mogę. 

Oferta całkiem sensowna, chociaż  nie przetestowana, co znaczy, że po prostu - nie wiem jaka jest rzeczywistość i czy faktycznie jest to spoko oferta.
Praca podobno lekka - przy pakowaniu sprzętu medycznego, co samo w sobie o lekkości pracy absolutnie nie przesądza, raczej bardziej pachnie czymś ciężkim, bo słowo sprzęt jakoś z niczym lekkim się nie kojarzy, ale być może chodzić jedynie o sprzęcik w rodzaju narzędzia chirurgiczne?
Swego czasu jechałam przecież lekką pracę na wózkach widłowych, a wyszło jak wyszło.


Praca jest na 3 zmiany. Za 5 dni pracy w tygodniu, co średnio wskazuje na 38 - 40 godzin, można liczyć na 1250 euro przy 1-szej klasie podatkowej. 
Za nocleg płaci pracodawca, co jest bardzo budujące, bo nie wyrywa nam z kieszeni, ciężko zarobionych euro. Dodać muszę, że na dzień dzisiejszy wiele firm życzy sobie za zapewniony nocleg od 200 do 250 euro miesięcznie. Tak przynajmniej płaciła OLA, która jak już wspomniałam w niejednym poście skorzystała z agencji, którą jej poleciłam.
Odległość do miejsca pracy od mojego domu, to niespełna 450 km. Oczywiście, nie muszę dodawać chyba, że chodzi o "kochane" NIEMCY.
Pracę oferuje leihfirma, która (jak sprawdziłam) ma całkiem pozytywne opinie. 

Główny powód dla którego nie mogę teraz jechać, to kot i konkretne roboty około-domowe. Też niezbędny jest samochód, a mój już lekko szwankuje -  i również - jako takie porozumiewanie się po niemiecku. To akurat żaden dla mnie problem, ale przecież nie każdy musi władać językiem niemieckim.

Piszę o tym dlatego, że być może KTOŚ chciałby z tej oferty skorzystać i wyjechać sobie na zarobek, chociażby na kilka miesięcy... powiedźmy do Bożego Narodzenia, dla podreperowania domowego budżetu. 
W razie potrzeby służę telefonem kontaktowym, czy jakimkolwiek namiarem na firmę.
Kilku osobom już podałam namiary na agencję opiekunek w której kiedyś pracowałam. Czy skorzystali i wyjechali na opiekę - nie wiem. 
Wiem jedno, że OLA pracę na opiece sobie chwali, a była takim zdecydowanym wrogiem opieki!


Tak a'propos moich dywagacji, czyli zrzucenia balastu zalegających emocji... oglądam ostatnio na YouTube kanał Prawdziwe Zbrodnie Podcast. 


Na tym kanale, dziewczyny zanim przejdą do opowiadania o zbrodniach, poprzedzają je tzw. dygresjami. 
Uczciwie przyznaję, że długo nie mogłam się do nich przekonać, a dzisiaj z ogromną przyjemnością owych dygresji słucham i niecierpliwie czekam na ich kolejny podcast. 
Także, rozumiem, że niekoniecznie moje dywagacje mogą być upierdliwe.
Jak najbardziej, nie powiem, miałam trochę sygnałów, że najbardziej interesujące są na moim blogu... dywagacje. 
Sama nie wiem, bo jakby nie było są to moje subiektywne oceny sytuacji, ludzi, wydarzeń.
Jak najbardziej - mam do nich prawo, chociaż niekoniecznie muszą być one zgodne z ogólnie przyjętym spojrzeniem... i najpewniej bywa, że nie jedna osoba z takim widzeniem jak moje, absolutnie się nie zgadza.
Jednakże, nie mam takowych danych. Nikt mnie nie dyscyplinuje, nikt mnie nie krytykuje, ani nie atakuje. 
Tak więc... od czasu do czasu... takowe dywagacje zaserwuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za zamieszczenie komentarza. Twój komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora.
Tymczasem, poczytaj sobie małe co nieco, albo poszukaj... innego bloga, odpowiedniego dla Ciebie w treści i formie.
Cieplutko pozdrawiam

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...