wtorek, 3 września 2019

NIGDY nie mów NIGDY

Dawno nie pisałam NIC o OLI. Nie, żebym nie miała z nią kontaktu, NIE, żeby ONA odpuściła stawianie sobie kart. Żadna z tych rzeczy!!!

OLA jak każdy, kto potrafi odczytywać przekaz kart - wpadła w jakieś tam drobne uzależnienie. To jakby typowe, jakby normalne.
Jeśli dzieje się tak, że OLA zasiada do kart dla siebie, bywa, że  karty COŚ jej sygnalizują, o czymś konkretnym mówią, a wtedy OLA natychmiast konsultuje to ze mną, a właściwie z tym, co mówią moje karty.
Oczywiście, daleko jej do MOJEJ ANGLII, bo ta to już w ogóle w straszne uzależnienie od kart wpadła. Na całe szczęście (dla mnie), nasza relacja trochę się rozluźniła. Zawdzięczam to pracy w... sklepie. 
MOJA ANGLIA musi wciąż z kimś gadać, a ja byłam w owym czasie - najczęściej niedostępna. Jakoś sobie dziewczyna poradziła i na moje miejsce wprowadziła innych słuchaczy i doradzaczy.
I ja również nie jestem wolna od spoglądania sobie w karty, czego dowodem jest cała bateria KABAŁ PERSKICH, jakie ostatnio udostępniłam na blogu. To prawda, że przynajmniej dwie z nich są zaległościami, które siedziały sobie w roboczych, ale jednak!
No, ale wracając do OLI i przewodniego tematu jej pracy. 
OLA po słynnych serach, o których jeszcze pisałam na blogu, trochę popracowała w starej Leihfirmie, ale wkrótce zmieniła ją na inną. W nowej firmie, po jakimś czasie usadowiła się w ZALANDO. Koniecznie chciała tam zostać na stałym kontrakcie, bo... praca fajna, a i samodzielna się stała. 
Dodać muszę, że OLA nauczyła się języka niemieckiego!!! Uczyła się sama, ale mimo wszystko - skutecznie!
Przyszedł moment, kiedy jej ewentualny kontrakt bezpośrednio z ZALANO stanął na JEDNEJ WIELKIEJ NIEWIADOMEJ i OLA oczywiście, wpadła w wir bezustannego stawiania sobie kart. Najpewniej - koniecznie chciała w kartach zobaczyć, że ZALANDO weźmie ją pod siebie. 
Uczciwie powiem, że mi jej kontrakt bezpośrednio z ZALANDO jak najbardziej - wychodził, do pewnego momentu. 
Obwarowany był bowiem warunkiem: OLUŚ nie wychylaj się, cierpliwie czekaj, z nikim z Leihfirmie nie gadaj, a kontrakt masz w kieszeni. - mówiłam do OLI.
Oczywiście... OLA nie wytrzymała!!!  Zaczęła wokół tematu chodzić, molestować swoich przełożonych, ba nawet jakieś warunki zaczęła stawiać... Mało tego, powiedziała wszem i wobec, że właściwie... to już ma zabukowaną pracę i to znacznie lepiej płatną.
Oczywiście, jej bezpośredni pracodawca skutecznie kontrakt zablokowała i tym samym OLA pracę straciła. Na własne życzenie!
Siedź cicho i czekaj, znaczy dokładnie tyle, że nie powinna działać!

Sporo wtedy stawiałam jej kart, właściwie co niedzielę pytała kart o to samo, aż do znudzenia!

OLUŚ zgłoś się do opieki! - namawiałam ją, na co w odpowiedzi słyszałam:


Pójdę wszędzie, ale na pewno nie na opiekę!!! Nie chcę!!! To ostateczność, kiedy już nie będę miała żadnego innego wyboru! - mocno akcentowała OLA.

Stało się tak, że rzeczywiście nie miała żadnego wyboru.  
Jej Leihfirma kontrakt z ZALANDO skutecznie zablokowała, co wyraźnie wychodziło mi w kartach.
Kiedy już stało się pewne, że OLA na kontrakt nie przejdzie, a jej Leihfirma umowy z nią nie przedłuży, córki wampirki, dosłownie zaczęły zawalać ją telefonami i wymuszały podjęcie jakiejkolwiek pracy, byleby tylko im pieniądze słała!

O jej córkach wypowiadałam się w poście:
SERY OLI

Póki co, córki wampirki nie udowodniły mi, ani OLI w żaden sposób, że nie są wampirkami, czy wręcz pasożytami podczepionymi pod mamuśkę, wysysającymi z niej ostatnie krople krwi. 
Co prawda, podjęły tego roku pracę w Polsce: jedna w sklepie, druga w ZUS-ie... tyle, że większość studentów najczęściej wyrusza zagranicę, rypie na szklarniach, na sadach czy na jakiejkolwiek produkcji, z prostego powodu: na studiach trzeba się utrzymać jakoś przez cały rok, a zastrzyk gotówki zarobionej w Polsce, raczej tego nie gwarantuje. 

Dlatego też, molestowały mamuśkę równo. Wręcz nie dawały jej spokojnie odetchnąć.

Zapewniałam OLĘ, że będzie jej się na opiece podobało, ale ONA absolutnie nie uznawała przekazu moich kart za wiarygodny, bo miała w pamięci negatywne doświadczenia z pracy na opiece w Polsce.

Nie będzie tak, jak to masz w pamięci!!! Nie wygląda to tak, jak w Polsce - zapewniałam. Naprawdę Ci się spodoba!

Nie ma takiej opcji!!! - oponowała OLA.

Dałam OLI telefon do agencji w której swego czasu pracowałam. OLA  zgłosiła się do nich. Wynegocjowała całkiem sensowne warunki finansowe i... pojechała.
Miała odezwać się natychmiast po przyjeździe na miejsce pracy, ale odezwała się dopiero po dwóch tygodniach. 

Okazało się, że jest... bardzo fajnie.

Wiesz, czuję się jak w rodzinie. Nie wracam do pustego domu po pracy. Nie czuję się najbardziej samotną osobą na świecie. Wciąż jestem wśród ludzi.
Praca jest lekka, mam dużo wolnego czasu. Wieczorem oglądam z panią telewizję. Rozmawiamy sobie 😀. Jedynie mam problem z gotowaniem. Eluś jak się robi sos?

Uśmiałam się setnie, bo trochę to dziwne, że osoba na chwilę przed sześćdziesiątką, która swego czasu miała pełną rodzinę, ma tak blade pojęcie o gotowaniu, ale przecież - różnie bywa.

Martwię się, że będę musiała stąd zjechać, bo ta dziewczyna, która tu pracowała - wróci z powrotem.
Nie martw się - zapewniłam i uspokoiłam OLĘ - odejdziesz, ona wróci, ale trafisz jeszcze lepiej.

Jak zwykle OLA musi się czymś zamartwiać!!!
Zawsze uważałam, że praca na opiece jest idealną pracą dla OLI.

OLA jest typowym samotnikiem, bardzo często jest nieadekwatna do środowiska i  ludzi. Nie bardzo potrafi być częścią większej całości. 
Prawdziwa indywidualistka z niej. Czasami niestety - nie do zniesienia. 

Po pracy czy to na serach, czy w ZALANDO, najczęściej wracała do pustego domu, albo jeszcze lepiej: do domu w którym mieszkali wrogo do niej nastawieni współlokatorzy. Nic przyjemnego. Żadna radość!  Wątpliwe zadowolenie!

Tym razem jest trochę inaczej. Na opiece, mało, że jest potrzebna i ważna, to jeszcze musi bardziej skupić się na innych, pomagać im, to jeszcze traktowana jest jak osoba bliska, bez mała jak... członek rodziny!
OLA nie otrzymuje takiego potwierdzenia od swoich córek, bo ich potrzeba finansowa,  w żadnym razie nie przypomina bliskości, miłości. Ważna jest na tyle, na ile jest w stanie zaspokoić ich kaprysy i nieustające kształcenie się.
Ja już parę lat temu słyszałam, że jeszcze chwila, a zacznie pracować jedynie na siebie. Ta chwila wciąż się oddala... i chyba będzie się oddalała w nieskończoność.

Póki co, na całe szczęście - OLA odnalazła się w pracy na opiece... W końcu trafiła do właściwej pracy, chociaż tak długo się przed nią broniła rękoma i nogami.
Wystarczyło spróbować... 
Nie warto mówić NIGDY, OSTATECZNOŚĆ... 
Trzeba spróbować, dotknąć, zobaczyć i poczuć.
Chwilami zazdroszczę OLI, że poczuła tą pracę... Ja jej nie czuję, nie lubię... dla mnie to rzeczywiście ostateczna ostateczność!!! Tyle, że spróbowałam, dotknęłam, zobaczyłam i poczułam.... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za zamieszczenie komentarza. Twój komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora.
Tymczasem, poczytaj sobie małe co nieco, albo poszukaj... innego bloga, odpowiedniego dla Ciebie w treści i formie.
Cieplutko pozdrawiam

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...