Wyjątkowo nie fajnie mam się na tym wyjeździe.
Pani o paskudnym charakterze, niestety, nigdy nie wiem, czy nie wrzaśnie na mnie, nie rzuci nożem, albo widelcem, bo zrobię COŚ nie po jej myśli? Aż tak jestem nieodpowiednia? Aż takie błędy robię? Czy też po prostu, drażnię ją i tyle?
Nieustająco jestem zdenerwowana, rozedrgana i właściwie to, wciąż oczekuję jej ataku, a gdy go nie ma, to jestem wręcz zdziwiona.
Na poprzednich wyjazdach blogowałam równo, ale też jakiś taki wewnętrzny spokój miałam i poczucie równowagi wewnętrznej.
Wspomnienia z poprzednich opiekuńczych doświadczeń napawały mnie nadzieją, że i tym razem, ostro podziałam sobie w sieci. Mam sporo całkiem ciekawych postów do wypolerowania i opublikowania na blogu. Niestety, stałe podminowanie, rozdrażnienie i rozedrganie wewnętrzne, uniemożliwia mi spokojne tworzenie
Codziennie ładuję się energią i światłem, otaczam niewidzialną ochronną bańką, a czerwona nitka niemal wrosła w moje ciało.
Codziennie ładuję się energią i światłem, otaczam niewidzialną ochronną bańką, a czerwona nitka niemal wrosła w moje ciało.
Niestety, babcia o tym nie wie i jakoś jej moje nałożone ochrony nie przeszkadzają jej się przez nie przebić i walić młotkiem bezpośrednio po łbie.
Pracy nie mam prawie wcale, relatywnie mało, naprawdę, ale chwili spokoju wewnętrznego, tak potrzebnego do tworzenia postów - nie mam.
Wiem, że HALINKA niecierpliwie czeka na moje odniesienie się do jej snów.
Tyle, że ja nie bardzo wiem, co jej poradzić?
Nie bardzo wiem z czego owe sny wynikają. Mogę jedynie spekulować.
Jakiś czas temu na blogu jej odpowiadałam:
Pożegnaj HALINKO pana z miłością i puść go wolno... Przegnaj go najzwyczajniej w świecie (ja tak czynię). Niech nie czepia się nikogo!!!Skoro poszedł w swoim kierunku, na swoje własne życzenie, niech ma odwagę odpowiadać za swoje decyzje i nie szuka ratunku pobierając cudzą energię, czepiając się innych i szukając u nich oparcia.Ma i miał wolną wolę, a zachowuje się jak szczeniak, podczepiając się i pozbawiając kogoś siły i energii... czy chociażby zaburzając czyjś spokój.
Osobiście uważam, że ów pan nie jest szczęśliwy w życiu, które sam wybrał.
Inaczej byłby na owym życiu skupiony i w nim się pławił. A już na pewno odpuściłby sobie bywanie w Twoich snach.
Pisałam, kiedyś o pewnym panu, który pojawił się w moim życiu. Zaintrygował mnie bardzo, ale niestety, uwikłana w pewne trudne relacje, nie mogłam pana do swojego życia zaprosić.
Pan nękał mnie często. I w snach się pojawiał i w myślach. Po prostu, czułam jego nieustającą obecność.
Na chwilę zniknął, dał mi trochę od siebie odpocząć. Potem pojawił się we śnie, chwycił mnie za rękę i powiedział, że bardzo mnie kocha, ale nie chce być dłużej sam, że spotkał kogoś i się żeni.
Na dłuższą chwilę zniknął, a za jakiś czas pojawił się znowu. I znowu mi się śnił... i znowu mnie ciągał na jawie. I coraz bardziej, i więcej i coraz częściej.
Pomyślałam sobie wtedy, że to niemożliwe, aby to, co mówił we śnie było prawdą. A jeśli prawdą było, to niechybny znak, że nie ożenił się szczęśliwie.
W ogóle cała sytuacja wydawała mi się przedziwna i jakby nierealna.
Po jakimś czasie, wysłałam do pana smsa z zapytaniem jak mu się darzy.
Niestety, odpowiedzi nie otrzymałam żadnej.
Może zmienił komórkę, może nie ogarniał, kto do niego napisał?
Tej samej nocy miałam sen. Widziałam pana w szpitalu, na łóżku ledwie sięgającego po telefon i z biedą odczytującego mojego smsa.
Tym nie mniej, zaakceptowałam brak odpowiedzi i żyłam dalej.
Kiedy już wracałam po urlopie do pracy, w drodze usłyszałam dźwięk smsa.
Zjechałam na parking i ze zdziwieniem odczytałam wiadomość od pana.
Pisał, że będzie jechał do Zielonej Góry i czy mógłby na chwilę wpaść do mnie i mnie odwiedzić.
Szybko odpisałam, że nie ma mnie w domu, że obecnie pracuję w Niemczech.
Pan zapytał czy może do mnie kiedyś zadzwonić. Oczywiście, potwierdziłam i podałam numer niemieckiej komórki.
Po kilku dniach pan zadzwonił.
I właśnie ta rozmowa potwierdziła, że moje sny miały swoje potwierdzenie w realu.
Pan się ożenił. Jakiś czas był nawet szczęśliwy, ale krótko.
Tylko pani powiem, nie wiedzą o tym nawet moi koledzy: w dniu ślubu, miałem poważne wątpliwości, czy dobrze robię, ale głupio było się wycofać.
Opowiadał mi wiele innych rzeczy, ale cóż, było to właściwie jego żalenie się na swój wybór.
Potwierdził mi również, że mojego smsa odebrał w szpitalu. Okazało się, że ma poważną chorobę serca, głęboką depresję, a to razem niestety, to mieszanka wybuchowa.
Pani sms, dodał mi sił.
Całą historię opisałam w poście MASZ PROROCZE SNY
Cóż, tak właśnie miesza się jawa ze snem.
Tyle, że nie miesza się wtedy, gdy w grę nie wchodzą emocje.
Ja być może kojarzyłam się panu za spokojem, zaufaniem i bezpieczeństwem. Może i nawet kawałek miłości w tym było?
W każdym razie, bez emocji, nie byłby w stanie ściągnąć mnie myślami. Nie byłby w stanie bez emocji wtargnąć do mojego snu.
Tak uważam. Jestem o tym głęboko przekonana.
W poście INNY ŚWIAT we ŚNIE opisałam bardzo tajemniczy sen, który dane mi było śnić. Bardzo ciekawe doświadczenie, które chętnie bym powtórzyła.
Zaraz po przebudzeniu przelałam na "papier" wszystko to, co zapamiętałam.
Jednakże, stoję na stanowisku, że nasze sny w dużym stopniu są ważnymi informacjami od naszej podświadomości dla nas, żyjących w hmm, powiedzmy MATRIXIE.
Tak naprawdę, to my - ludzie nie bardzo wiemy gdzie w ogóle żyjemy.
Nie mamy zielonego pojęcia jak, tak naprawdę wygląda ziemia. Czy na pewno jest okrągła? Może jajowata? O płaskość jej nie posądzam, ale teorię, że żyjemy w "małym" kraterze (co trochę płaskością trąci), na niewyobrażalnie ogromnej ziemi, stosunkowo niedawno poznałam.
Ktoś powie: ale mamy przecież zdjęcia ziemi! Ale czy aby zdjęcia ziemi opublikowane przez NASA rzeczywiście są prawdziwe?
Czy w ogóle kiedykolwiek człowiek był w kosmosie?
Skoro tak, to dlaczego na starych mapach ziemia wygląda conajmniej dziwnie?
Nie znamy swojej historii, ani tego jak powstaliśmy i czy aby ktoś nas nie stworzył, kombinując małe co nieco w naszym DNA.
Dzisiaj słyszymy, że mamy, hmm... jakieś śmieciowe DNA, a skoro jesteśmy doskonali i stworzeni na wzór i podobieństwo Boże, to niby skąd w naszym doskonałym organizmie jakieś śmieci?
Wpaja nam się do głowy różne rzeczy w szkole, ale czy są one, aby na pewno zgodne z prawdą?
Wszak i ja byłam uczona przekłamanej historii. Może wtedy nie do końca mnie ona interesowała, ale pamiętam dyskusje kolegi z nauczycielką, która otwarcie powiedziała, że musi trzymać się programu z książek. Chodziło o to, że równolegle z atakiem Hitlera na Polskę, zaatakowali nas Rosjanie.
Spójrzmy na starożytne płaskorzeźby, chociażby olbrzymiego Gilgamesza. Jest on tak olbrzymi, że sobie spokojnie trzyma pod pachą lwa, tak jak my dzisiaj kota pod pachą na przykład. I jakby zegarki na nadgarstkach... i dziwne bransolety i... rogi!
Dziwni ludzie ze skrzydłami, a niektórzy z ptasimi dziobami, ale również z owymi tajemniczymi zegarkami na nadgarstkach.
Na jednej z płaskorzeźb widać na piersi jednego z Bogów (?) krzyż różokrzyżowców. I niby miecze, a może jakieś laserowe różdżki?
Odbiegłam od tematu?
Tylko pozornie. Bo jeśli nie wiele wiemy o naszej historii, bez mała nic, brak nam wiedzy o naszym powstaniu, to najpewniej nie wiemy zbyt dużo o naszych możliwościach i mocach.
Kiedy zaczniemy stosować modlitwę HUNY, szybko zauważymy, jak bardzo jesteśmy w stanie zmieniać rzeczywistość wokół nas.
I pewnie wiele się nie pomylę, ale gdybyśmy chcieli moglibyśmy... latać. Nie tylko we śnie, ale i w realu.
A wracając do snów. Pisałam przede wszystkim, o swoich osobistych doświadczeniach. I tylko na tych mogę bazować.
Swego czasu po jakimś dziwnym śnie, zwróciłam się do OLI o pomoc w jego zrozumieniu. Moja OLA malowała mi się jako znawca snów.
Niestety, nie potrafiła mi wytłumaczyć tego snu, który według mojej oceny, był bardzo ważny. Czułam, że jest ważny i, że COŚ znaczy, a OLA tylko mi namieszała w głowie, namataczyła i kompletnie zbiła z właściwej drogi zrozumienia.
![]() |
Prentice Mulford |
Znaczy to tyle, że tak naprawdę w sobie znajdziemy odpowiedź. Sami. Bez żadnej pomocy z zewnątrz.
Ostatnio trochę dyskutowałam z pewną panią, która przykłada ogromną wagę do swoich snów.
Ta wymiana doświadczeń spowodowała, iż doszłam do wniosku, że tak naprawdę pełną wiedzę o wszystkim mamy w sobie.
Pozostaje jedynie kwestia dokopania się do niej, do jej odkrycia w naszym wnętrzu.
Ta nasza pełna wiedza, czasami, chociaż zagłuszana równo, wydobywa się podczas snów.
My, ludzie jesteśmy doskonali. Nie jest to jakaś próżność, ale fakt.
Jednakże żyjemy obecnie na ziemi, która jest napstrzona najprzeróżniejszymi masztami emitującymi fale, które w dużym stopniu zaburzają nasze odczuwanie, czy inaczej - odbieranie otaczającej nas rzeczywistości, wszystkimi zmysłami.
Mało kto z nas, chodzi po ziemi boso i doładowuje swoją energię z samej matki ziemi.
I mnie samej przysparza to wiele trudności, bo narobiłam sobie na ogrodzie mnóstwo ścieżek z potłuczonej cegły i jak tu chodzić boso? A należałoby tak z minimum 10 minut dziennie pozwolić sobie na bezpośredni kontakt z matką ziemią.
Mało kto śpi smacznie, bo jego łóżko jest źle ustawione i nie doładowuje swoich akumulatorów, czerpiąc energię z ziemi.
Jemy toksyczne jedzenie, nafaszerowane najprzeróżniejszymi sztucznościami, które kompletnie nam nie służą i również zaburzają nasze prawidłowe odczuwanie i odbiór świata.
Poza tym, jemy niezgodnie z porami roku.
Dla zainteresowanych tematem załączam link do ciekawego wykładu, pana Rafała Wilka:
A wracając do snów.
Często sny wynikają w dużym stopniu z tzw. zjawiska ciągania.
Zupełnie niespodziewanie ktoś przychodzi nam na myśl i kręcą się nasze myśli wokół tej osoby upierdliwie.
Swego czasu przy sprzedaży książek na OLX, poznałam pewną panią, która osobiście odbierała ode mnie zakupione książki.
Okazała się przesympatyczną osobą i od czasu do czasu rozmawiamy.
Tak się składa, że pani jadąc i wracając z pracy przejeżdża obok mojego domu.
Oczywiście, nie zawsze o niej myślę, ale czasami się zastanawiam, czy aby zaraz nie przejedzie obok mojego domu, czy może siedzi w pracy do późna.
Najczęściej wtedy odzywa się telefon i bajdurzymy sobie tak długo, aż pani podjedzie pod swój dom.
Łączy nas podobne postrzeganie rzeczywistości, chociaż zdecydowanie różnimy się od siebie charakterami.
To właśnie owa pani wiele mi o mnie opowiedziała, posiłkując się swoimi wrażeniami i... numerologią.
I mam pełną świadomość, że myśląc o niej, ściągam ją w dużym stopniu myślami.
Oczywiście, nie należy zaraz zakładać, że dana osoba kocha nas i dlatego nas ciąga. Byłoby to, poważnym nadużyciem. Podłożem ciągania mogą być zupełnie inne motywy. Ot, chociażby: współczucie, wyrzuty sumienia itp. itd.
Gdyby KTOŚ poddawał w wątpliwość istnienie owego zjawiska, niech koniecznie prześledzi swoje życie i zastanowi się, czy rzeczywiście nigdy nie zdarzyło mu się tak, ni z gruszki, ni z pietruszki pomyśleć o kimś dawno nie widzianym, a chwilę potem pomyśleć: do diaska, właściwie dlaczego ON przyszedł mi na myśl?
Cóż, może właśnie doświadczył zjawiska ciągania czyli myślenia tej osoby o nim.
Swego czasu w poście MASZ PROROCZE SNY, opisałam swoje doświadczenie z owym zjawiskiem. Też i zweryfikowałam zdarzenia po jakimś czasie.
Na bazie swoich doświadczeń, mogę jedynie potwierdzić, że zjawisko ciągania, jak najbardziej istnieje.
Tak naprawdę, ja nie jestem w stanie nikomu wytłumaczyć, dlaczego ta czy inna osoba się komuś śni. I dlaczego nieustająco? Może rzeczywiście kogoś ciąga, bo myśli, bo wspomina? Bo czuje się zagubiony, a dana osoba kojarzy mu się z poczuciem bezpieczeństwa?
Może ten śniący, zepchnął myśli o tym kimś do podświadomości, a te podczas snu się uwalniają i upierdliwie męczą?
A może jest jeszcze inna kwestia. W realu mamy tak wiele problemów, że w jakimś stopniu myśląc czy śniąc o kimś, odrywamy się od nich?
Może pozwalają nam one zdystansować się od realnych problemów i przekierować umysł na inne tory?
Myślę, że tak naprawdę HALINKA zna odpowiedź, tak jak i ja znałam, a mimo wszystko prosiłam OLĘ o pomoc w zrozumieniu mojego dziwnego snu.
Ona w niczym mi nie pomogła, a ja wkrótce miałam odpowiedź na tacy.
W snach dostajemy jedynie obrazy, które musimy rozszyfrować. I prędzej czy później każdy je odszyfruje i będzie wiedział, bez żadnej podpowiedzi osób z zewnątrz.
I na koniec, nie dajmy się nigdy nikomu hipnotyzować w celu np. zrozumienia rzeczy nieznanych, czy nie rozumianych.
Nie pozwólmy nigdy, aby ktoś grzebał w naszej świadomości, czy podświadomości.
Pamiętajmy, że jesteśmy doskonali, a każda ingerencja z zewnątrz pozbawia nas doskonałości.
Wszak każdy z nas ma w sobie cząstkę Boga, a kto w to wątpi, to znak, że się pogubił i póki co - jeszcze nie odnalazł.
Być może trochę pokrętny to post. Niby o snach, a wiele wątków w nim zawarłam, ale prawda jest taka, że szukamy drogi do siebie, chcemy zrozumieć, a drogę do siebie i do zrozumienia możemy odnaleźć sami, tylko i wyłącznie.
I może wystarczy pochodzić boso po lesie? Może wystarczy przestawić łóżko, a znowu scalimy się z matką ziemią i pojmiemy wszystko, każdym naszym zmysłem, każdą naszą cząsteczką. I już nikogo nie będziemy o nic pytać, bo po prostu będziemy wiedzieć.
Wspomnę na koniec o pewnym panu. Nadałam mu przydomek POGUBIONY.
Pan co jakiś czas pisał do mnie i oczekiwał prawdy, ostrej prawdy o swoim związku.
Prawdę mu swego czasu napisałam. Niby ją przyjął, a za jakiś czas znowu pytał o to samo.
Mnie zastanawia jak bardzo pan jest oddalony od siebie samego? Jak bardzo sam się okłamuje, bo przecież skoro pyta, to tak naprawdę, zna odpowiedź, tylko nie chce jej przyjąć, bo jest mu ona niewygodna, lub mu się nie podoba.
I mam nadzieję, że HALINKA będzie wiedziała, dlaczego na koniec wspomniałam o tym panu właśnie.
Cieplutko pozdrawiam HALINKO,
Wejrzyj w siebie, a będziesz wiedziała, dlaczego ten pan Ci się śni. Już nie gdybając i nie zgadując. Będziesz wiedziała na 100%.
Bardzo ciekawy post. :)
OdpowiedzUsuńPani Ellu, mam takie pytanie i myślę, że mogę je tu zadać, skoro opisała Pani całą sytuację z owym Panem. Czy kiedy Pani z nim szczerze porozmawiała sny i myśli z nim odeszły na zawsze?
OdpowiedzUsuńTak Karolinko - odeszły. Nie mogę powiedzieć, że na zawsze, bo od jakiegoś czasu jakby znowu pan zaczął mnie nawiedzać, ale rzadko.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że po tej rozmowie nastąpiła taka cisza, że aż się zastanawiałam czy pana serducho wytrzymało jego życiowe pomieszanie i czy ON w ogóle żyje.
Pewnie tak, skoro od czasu mnie "odwiedza".