Zdarzyło się wam przebywać w mieszkaniu, w którym atmosfera była tak gęsta, że w powietrzu swobodnie sobie wisiała ostro naostrzona siekiera?
Nie do pozazdroszczenia prawda? A ja tak właśnie mam teraz tutaj.
Tak mi przypadło, niestety.
Każdy dzień to wyzwanie, to męka, to ogromny stres i czekanie, kiedy w końcu minie.
Po kilka razy dziennie patrzę na kalendarz i szacuję, ile mi jeszcze zostało dni tej męki, jakbym w ten sposób była w stanie przyspieszyć upływ czasu.
I jedyna nadzieja, że w końcu ta męka kiedyś minie.
Nieustająca krytyka bardzo mnie osłabia i wykańcza psychicznie.
Nie ma spokojnego dnia, nie ma wyciszenia i ani grama równowagi. Przepraszam, skłamałbym: jedna niedziela była całkiem spoko. Po obiedzie pani PASKUDNA była tak obżarta, że nie chciała ani ciasta, ani kawy, a zaraz po kolacji poprosiła mnie o przebranie jej do snu, nasmarowanie maściami nóżek i poszła sobie oglądać TV.
I byłam już wolna i swobodna.
Śmiesznie to brzmi, bo nawet wolność i swoboda tutaj, cuchnie więzieniem.
Śmiesznie to brzmi, bo nawet wolność i swoboda tutaj, cuchnie więzieniem.
Nieustająco słucham, jak mnie obgaduje do swoich znajomych. To nie jest miłe! Wczoraj na przykład żaliła się swojej znajomej, czy znajomemu:
Ona ze mną w ogóle nie rozmawia, ani słowa! Siedzi wciąż w pokoju, nie wiadomo co tam robi.
To prawda, nie zabawiam pani rozmową. Nawet mi taka myśl, nie przelatuje przez głowę.
Pani PASKUDNA poniżyła mnie już tyle razy, krzyczała nazbyt często, strofowała o byle co, że przyjemność przebywania w jej towarzystwie spadła do zera.
To niestety, tak nie działa, że najpierw kogoś obrazimy, potraktujemy jak nikogo, a potem oczekujemy, aby był dla nas słodki jak ulepek i z nami konwersował.
Dziewczyna, którą zmieniałam pięknie obgadała opiekunki - zmienniczki, które tu przyjeżdżały na miesiąc, aby ją zastąpić: jedna pani NIC nie gotowała, inna siedziała tylko w pokoju, a jeszcze inna wytrwała całe 9 dni i ona miała okazję ją poznać.
Najczęściej, po powrocie zastawała panią samą, dom zapuszczony itp. itd.
Pytanie skąd ta wiedza, że były to nieodpowiednie dziewczyny? Najpewniej od pani PASKUDNEJ, bo niby od kogo?
Ciekawe dlaczego, tak się sprawy miały, czy też mają? Dlaczego, aż tyle nieadekwatnych opiekunek trafiało akurat do tej pani właśnie? Trefne egzemplarze tak hurtem do jednej pani przyjeżdżały? Co najmniej dziwne! Niepojęte wręcz! CO za pech!
Wkrótce poznałam w czym problem. Otóż, problem jest tylko i wyłącznie w pani PASKUDNEJ.
Pani PASKUDNA nie mówi, ona krzyczy, wydaje rozkazy i dyspozycje, komenderuje i komentuje, w bardzo brzydki sposób.
Może nie każdy człowiek przyjeżdżający na opiekę, mówi perfekcyjnie po niemiecku, ale z obgadywania zawsze jakieś mało co nieco, zrozumie. A pani PASKUDNA leci po bandzie: równo i ostro.
Dzisiaj akurat usłyszałam owo żalenie się, że z nią nie rozmawiam. Pani dodała również, że na gwiazdkę woli być sama. Niedosłyszałam, ale pewnie dodała: niż z kimś takim.
Temat opiekunki na Gwiazdkę najpewniej spędza jej sen z powiek, bo już kilka razy słyszałam jak z kimś o tym rozmawiała. Jej stała opiekunka zjeżdża na ten czas do Polski. Po nowym roku przyjedzie jeszcze na 2 miesiące i na tym koniec.
Pani nieustająco powtarza: wolę być sama!
Sama, według mojej oceny, być nie może. I owszem, dużo robi wokół siebie, ale sporo czynności ją po prostu, przerasta.
Każda nowa opieka, każda nowa osoba, nowa Stelle, to ogromne ryzyko! Wyzwanie również, ale przede wszystkim ryzyko.
I nie tylko dla opiekunki, ale dla podopiecznej również, żeby było sprawiedliwie.
Rozumiem, że może ją wkurzać nowa osoba, bo niekoniecznie wie, jak się odnaleźć w nowym miejscu. Opiekunki sobie wiele rzeczy przekazują, ale wiele niestety, im umyka.
Raz pojechałam na zastępstwo na 4 tygodnie, gdzie opiekę sprawowała córka, która niecierpliwie czekała na mój przyjazd. Wspominałam kiedyś, że pani bardzo zmieniła się po szpitalu i strasznie podupadła na zdrowiu. Opiekunka zrejterowała. Może prawdziwie COŚ jej się przestawiło, a może się wystraszyła nowej sytuacji.
Jednakże przed zjazdem uszykowała dla mnie dokładną listę rzeczy do wykonywania. Pełną wiedzę przelała na papier i w razie gdyby coś jej uciekło zostawiła kontakt telefoniczny do siebie i swoje konto na F.
To była najdoskonalsza lista na świecie.
Każdy człowiek jest inny, ma swój charakter, swoje przyzwyczajenia i swoje widzenie świata.
Gdy komuś świat kręcił się tylko i wyłącznie wokół jego osoby, to trudno jest mu spojrzeć na życie z trochę innej perspektywy, z perspektywy drugiego człowieka.
Pani PASKUDNA tego absolutnie nie potrafi. Życie ją rozpieszczało, tak sądzę. Nie miała co prawda dzieci, ale z jej pokrętnej odpowiedzi, wnoszę, że może nawet niekoniecznie chciała je mieć. Miała dobrego męża i dobre życie. Niczego nie musiała sobie odmawiać. I chociaż sama powtarza, że ma dużo pieniędzy, to każe mi oszczędzać na workach do śmieci, bo kosztują. Ile kosztuje jeden worek? 1 centa? 2 centy?
Czy każda osoba, która miała dobre życie i żyła w bogactwie staje się z czasem PASKUDNA?
Na pewno NIE.
Byłam przecież na opiece u pewnej bardzo zasobnej pani. W jednej miejscowości miała chyba 3 domy, jak nie 4. Współwłaścicielką dużej firmy była, w której już królowali synowie.
Dzieci mówiły, że ona jest despotyczna, ostra, mało wyrozumiała i ma swoje zdanie. Mama jest trudna. Nie raz, nie dwa dała nam popalić. Jak się uprze to nie ma zmiłuj. Niestety, z jednej pani musieliśmy zrezygnować, bo mama jej nie zaakceptowała.
Córka sporo mi o swojej mamie opowiadała. Z całych opowieści pamiętam tylko to, że nie miała talentu do gotowania: na ziemniakach szukała przepisu, jak je ugotować!
Osobiście, nie zauważyłam u niej, ani grama despotyzmu. Nie odczułam, aby się wywyższała i, żeby była trudna.
Ani razu na mnie krzywo nie spojrzała. Ani razu nie podniosła głosu.
Pewnie, że miała swoje humorki, ale nigdy nie były one zwrócone przeciwko mnie. Po prawdzie, darzyła mnie ogromnym zaufaniem, chociaż na prośbę syna i lekarza, kłamałam jak z nut. Uwierzyła mi. To było zresztą dla jej dobra, więc nie mam wyrzutów żadnych.
Cieszę się, że tu jest zastępstwo na miesiąc jedynie. WIęcej bym nie przetrwała. Zresztą nie wiem jak przetrwam jeszcze 2 tygodnie. Wyjazd mam zamówiony na 16 października.
Nie daj Boże trafić paskudnie i siedzieć dwa bite miesiące i patrzeć na nieciekawą osobę.
Pewnych rzeczy niestety, człowiek nie przeskoczy, tak też i ja ledwie znoszę kobietę, która nie ma za grosz szacunku dla mnie, poniża mnie, lekceważy, traktuje z pogardą. Jest przy tym tak wyniosła, jakby za przeproszeniem robiła złotą kupę.
W każdej pracy i owszem chodzi o pieniądze, ale także o uszanowanie i uznanie dla wykonywanej pracy, co jest szczególnie ważne na wyjeździe, na obczyźnie, daleko od domu, od bliskich.
Mnie się już zdarzyło mieć antypatycznych szefów... i bez namysłu odchodziłam. Nie chciałam tracić cennego życia na bycie źle traktowaną.
Jestem już dojrzałą, żeby nie powiedzieć przejrzałą osobą i mierzi mnie złe traktowanie innych. Sama zresztą traktuję ludzi z szacunkiem, bo każdego trzeba traktować tak, jak chciałoby się, aby nas traktowano. Nie inaczej!
Na pewno mało chętnie pracuje się z kimś, kto krzyczy i obraża. Nie powie spokojnie, ale wrzeszczy, a w jego tonie wyraźnie czuć agresję i zniecierpliwienie. Głos podniesiony, nieustające pretensje, poniżanie - nic bardziej obrzydliwego.
Tak właśnie zachowuje się pani u której obecnie jestem. Nadałam jej przydomek PASKUDNA. Pasuje do niej jak ulał.
Ona ma w swoją osobowość wbudowany wrzask i krzyk. Obrazić kogoś?
Co to takiego?
To człowiek niższej kategorii. To NIKT. To ktoś komu płacę i wymagam. Prosta filozofia.
Swego czasu, gotowałam prościutki obiad: ziemniaki, do ziemniaków podsmażona szynka szwardzwaldzka i gotowe śledzie w śmietanie. Oczywiście, trzeba mnie było przeszkolić, bo pewnie nie ugotuję jak trzeba.
Na rozkaz uszykowałam i nastawiłam ziemniaki. Upewniłam się, czy dobrze zrozumiałam, że mam usmażyć szynkę do ziemniaków.
Pokroiłam szynkę, wrzuciłam na patelnię z dodatkiem masła. Wszystko tak jak trzeba. Nagle pani wpada do kuchni z wrzaskiem: dlaczego smażysz szynkę! Tutaj obiad się je kiedy ja jestem głodna! I bla, bla, bla!
Spokojnie odpowiedziałam, że jedynie szynkę uszykowałam, jeszcze nie smażę.
Pani PASKUDNA się uspokoiła, usiadła przy stole, a ja po małej chwili zapytałam: ziemniaki już gotowe, czy mogę już smażyć szynkę?
Kosmiczna złośliwość, ale jej chyba przypasowała, bo tylko odpowiedziała, że tak. Najpewniej złośliwości nawet nie pojęła, bo nie posądzam ją o błyskotliwość, czy inteligencję.
Akcja pod tytułem: zeżarła moje ciastko
Pani nie zjadła jednego ciastka przy kawie o 16-tej. W opakowaniu znajdowały się 3 kawałki. Pani PASKUDNEJ nałożyłam dwa. Zjadła jedno krzywiąc się niemiłosiernie, bo jej nie smakowało, drugie podziobała i odstawiła na bok, nic nie mówiąc.
Wyrzuciłam to jej rozdziabane cholerstwo do śmieci.
Niestety, na kolację pani PASKUDNA zażyczyła sobie właśnie to niedojedzone ciastko. Szybko sobie przekalkulowałam, że lepiej powiedzieć, że je zjadłam niż, że je wyrzuciłam.
Chyba NIC by tu nie pomogło! Jazda była taka, że szkoda słów. Niby początkowo całkiem spokojnie przyjęła informację, że zjadłam to nadgryzione ciasteczko, ale po chwili wrzaskom nie było końca!
I, żeby nie było: w lodówce stały jeszcze 3 kawałki tegoż ciasta. Stoją do dzisiaj!
Ja naprawdę nie rozumiem w czym problem. Naprawdę nie kumam. To zahacza o jakieś psychiczno - choleryczne agresywne ataki.
Zdobyłam się po jakimś czasie na przeprosiny, dla spokoju świętego, bo jakoś muszę przetrwać do końca, ale to chyba nie był zbyt dobry pomysł. Pogoniła mnie z wrzaskiem i kazała mi zniknąć z jej oczu i zamknąć za sobą drzwi.
Wieczorem, jak zwykle chciałam jej pomóc w rozbieraniu się, ale kazała mi zostawić siebie w spokoju. Pukałam, stukałam, ale mnie pogoniła w cholerę.
Muszę przyznać, że mnie psychicznie rozwaliła, bo ileż można i o co można? Jeszcze wieczorem wysłałam smsa do agencji z informację co zaszło, a z samego rana do nich zadzwoniłam.
Dostałam reprymendę, że w ogóle poszłam ją przepraszać: niech się pani nie poniża! Ciastka nie ma i już. Żadnego przepraszania.
Trochę opowiedziałam jak tu jest, ale pani z agencji nie do końca dała mi wiarę, bo przecież jest jedna dziewczyna, która trzyma się tego miejsca.
Jednakże, ja nie przesadzam w żadnym calu.
Pogadałam trochę z panią, która tutaj sprząta. I dzisiaj i kilka dni temu. Przesympatyczna osoba.
Otóż, okazało się, że pani zna bardzo dobrze panią PASKUDNĄ, bo od dawna ma z nią do czynienia. Znała również jej ŚP małżonka. I była pierwszą opiekunką pani PASKUDNEJ. Szybko jednak zrezygnowała, ze względu na... chorobę. Prawdziwą czy udawaną, to znaczenia nie ma.
W żadnym razie nie wróci do opiekowania się panią, za żadne skarby: uchowaj Boże! Nigdy w życiu!
Mówiła, że jest jej bardzo żal opiekunek, które tu przyjeżdżają, bo dokładnie wie czego doświadczają.
Nie była w stanie zliczyć ile pań tu było i ile wyjeżdżało już po paru dniach. W każdym razie DUŻO. Nie wytrzymywały, po prostu!
M się trzyma, ale ona jest młoda i pewnie myśli, że takie zachowanie jest normalne. To jej wybór i jej problem. W każdym razie normalna osoba nie wytrzymuje zbyt długo! - to słowa Birgit, nie moje.
Dlaczego nie wytrzymują?
Pani PASKUDNA jest bardzo trudnym człowiekiem i złym, po prostu złym. Ona rozumie jedynie swój ból, swoje cierpienie i absolutnie nie czuje, że staje się przedmiotem czyjejś udręki.
Nie znosi sprzeciwu! Tylko i wyłącznie ona ma rację! Po prostu, cała jest zbudowana z RACJI.
Krytyka pani PASKUDNEJ jest nieustająca. Choćbym nie wiem co zrobiła, choćbym nie wiem jak się starała, jak bardzo byłabym zaangażowana i tak wszystko będzie źle. Wszystko będzie nie tak! I dotyczy to na pewno, wszystkich pań, które tutaj się przewinęły.
Popadłam w okropne lęki, że znowu COŚ i właściwie to sama już nie wiem CO, ale na pewno zrobię źle.
Zauważam u siebie dziwne objawy drżenia rąk, dziwnie podpuchnięte oczy mam, mam jakieś nerwowe wypieki na twarzy. Serducho mi czasem tak wali, że boję się abym jakiegoś ataku serca nie dostała.
Doprowadziła mnie pani PASKUDNA do nerwicy? Najpewniej!
Uważam siebie za osobę odważną, skłonną nawet do ryzyka, bo i w nieznane się wybiorę i był czas, że grałam na giełdzie, ale z panią PASKUDNĄ wymiękam, zwyczajnie wymiękam i nie daję rady.
Moją misją jest po prostu: przetrwanie i wytrwanie. Jeszcze 2 tygodnie. O Boże! Niechże ten czas szybciej leci !!!
Każdą wolną chwilę spędzam w swoim pokoju. Zrobię co muszę, co jest moim obowiązkiem i tyle. Oby jak najmniej i jak najrzadziej ją widywać. Proste jak drut.
Pani PASKUDNA też nieustająco mnie kontroluje. Nie żebym była pod stałą obserwacją i kamerą, ale gdy na przykład kiedyś zeszłam do piwnicy, na prośbę Birgid powiesić wyprane szmatki, pani PASKUDNA już stała pod piwnicą z tekstem: po co tam byłaś?
Pewnie COŚ wykraść. Najpewniej jakiś jej skarb.
Czy pani PASKUDNA ma klasę? Absolutnie ŻADNEJ !
Ma pieniądze i jak sama podkreśla ma ich dużo. To widać na każdym kroku: co jakiś czas przychodzi fryzjerka i coś tam modzi jej na głowie. Przychodzi pedikiurzystka. Ma panią do sprzątania, która wpada 2 razy w tygodniu. Przychodzą też z opieki, guzik zrobią (właściwie to samo co ja), ale przychodzą, bo ją stać. Przychodzi masażysta i masuje jej nóżki. Chore ma, ale nie wiem czy te masaże tak po prawdzie są w ogóle skuteczne? No, ale chłopak słodko gada i masuje, bo to jest jego chleb, jakby nie było.
W każdy piątek przychodzi pani z opieki ją kąpać. Trwa to ledwie 15 minut. I pewnie też nie jest za darmo.
Dziewczyna, którą zmieniałam powiedziała o pani PASKUDNEJ, że jest narwana. Ciekawe jakież to też doświadczenia musi mieć owa dziewczyna, że pani PASKUDNA jest dla niej ledwie narwana?
Ja tylko staram się robić to, co ta pani sobie życzy. Brzmi niby normalnie i tak po ludzku, nieprawdaż? Jednakże, nie ma w tym ani źdźbła prawdy.
Trzeba być do pani cierpliwym. O Boże, co to znaczy być cierpliwym dla pani PASKUDNEJ? Niech mi ktoś mądry to wytłumaczy!
No, chyba, że dla niej pani PASKUDNA jest inna? W to pewnie bym i uwierzyła, bo każdy ma przecież swoje ulubione typy, a ja niekoniecznie muszę pani PASKUDNEJ pasować, ba mogę ją zwyczajnie i po ludzku drażnić, ale Birgid stanowczo temu zaprzeczyła. Niejedno tornado przeleciało!
Informowałam tą dziewczynę, o pierwszym dniu i wrzaskach jakie pani PASKUDNA na mnie poczyniła. W odpowiedzi otrzymałam zapytanie: a co ją tak zdenerwowało?
Co ją tak zdenerwowało? Dobre sobie! I poradziła mi, abym z panią PASKUDNĄ porozmawiała i zapytała czego ode mnie oczekuje?
Można być głupim, naprawdę, ale bez przesady. Ja również wykazałam się kosmiczną głupotą idąc przepraszać za wyrzucone rozdziabane ciastko. A'propos: czy ona naprawdę uwierzyła, że zjadłam to nadgryzione przez nią dziadostwo?
Pewnie tak, bo gdy dzisiaj na chwilę wpadła sąsiadka, po rozpiskę co jej kupić, Birgit słyszała jak o tym fakcie jej opowiada. I, żeby nie było: ja nie zjadłam JEJ ciastka, ja je zeżarłam!
Pewnie ta sąsiadka powie, że nastała mnie na papierosie i znowu będzie jazda! Trochę się wystraszyłam. Nie żebym się przejmowała, bo przecież nie rzucę dla niej palenia, ale po prostu, jej ujadania pod nosem, mam serdecznie dość. Tego co doświadczam, mi starczy.
Nie powie, ona ją zna, nic nie powie! STARA (tak dokładnie wyraziła się Birgit), paliła kiedyś jak smok, a teraz proszę jaka chora i nie może znieść kogoś, kto pali na zewnątrz! I w tym miejscu wyraziła się niestosownie, bardzo niestosownie, że aż nie przytoczę. Chyba nawet ja, nie zionę taką nienawiścią do pani PASKUDNEJ.
Generalnie jadę na opiekę, aby komuś pomóc, jeśli jego choroba uniemożliwia samodzielne funkcjonowanie. Bo tylko takie osoby zawierają umowy i zamawiają opiekunkę. I, żeby zarobić, oczywiście!
I tak było do tej pory.
I owszem, uważam opiekę za trudną pracę, trudną bo nudną i daleko od domu, daleko od rodziny, ale ja jadę pomóc, a nie służyć komuś jako worek treningowy do wyładowywania jego osobistych frustracji czy nadużywania postawy: płacę - wymagam... i robię i mówię, co uważam za stosowne.
Nie jadę po to, żeby ktoś mnie tresował, nieustająco krytykował i szkolił. W gotowaniu na przykład.
Ja gotuję dobrze, śmiem twierdzić, że nawet bardzo dobrze. Nikt mi nie powie, że nie!
Fakt, że zdarzyło mi się zachwycić czyjąś kuchnią nie raz, nie dwa. Wtedy wprowadzałam owe nowo poznane przepisy do swojej kuchni. Zdarzyło się to jednakże jedynie parę razy w życiu! I czasem sobie oglądam programy kulinarne i czerpię z nich inspirację.
Sądzę, że pani PASKUDNA dałaby nieźle popalić samej Magdzie Gessler i wyrzuciłaby ją z kuchni na zbity pysk.
No cóż, RACJĘ ma, a cio! U siebie jest i obiad jest wtedy, gdy ona jest głodna. HAWK.
Co robiłam dotychczas na opiece dotychczas?
Pomagałam wstać z łóżka i prowadziłam do toalety (nie ważne ile razy w nocy), pomagałam się ubrać i rozebrać, czasami "bawiłam" się sztucznymi szczękami, szykowałam jedzenie, robiłam zakupy. Często kąpałam podopiecznych. Niektórym nawet wkładałam apart słuchowy do uszu.😀 To akurat była przypadłość pani Cili, która nijak nie mogła sobie z owym aparacikiem poradzić. Sprzątałam, myłam, zajmowałam się kwiatkami. "Tańczyłam" na ogrodzie! Zdarzyło mi się gówna sprzątać, po dziwnych eksperymentach z syropkami na rozluźnienie kupy. Zawijałam nogi elastycznym bandarzem, bo trzeba było. Zawijałam i odwijałam.
Najczęściej jednak rozmawiałam z podopiecznymi. Nie za długo, nie za często, tyle by znieśli i wytrzymali moje gadanie. A gaduła ze mnie przeokropna.
Umownie, u pani Cili, chętnie siadałam przy ich pokoju na tarasie, bo ona tak bardzo lubiła słyszeć i czuć, że jestem obok. Może czuła się bezpieczniejsza, że jest ktoś obok, stuka, puka cichutko w klawiaturę.
Pani Cili zresztą, pierwszego dnia mnie obgadywała do córki, która kontrolnie zadzwoniła. Niemiło się tego słuchało, po paru dniach zaskarbiłam sobie jej sympatię i zahaczyłam o tą jej rozmowę z córką. Przeprosiła mnie i powiedziała, że absolutnie tak nie myśli, że to był pierwszy dzień. Wracała do tematu codziennie i się tłumaczyła, codziennie przepraszała.. do znudzenia.
Przed każdym pójściem spać wołała mnie na pogaduchy. I gadałyśmy, póki nie zauważyłam, że ją już najnormalniej w świecie nudzę.
A pani PASKUDNA?
Nie mam ani ochoty, ani życzenia z nią rozmawiać! Żadnej!
Nie potrzebuję widelca! Po co kładziesz widelec! Gdzie jest widelec!
Erni zrobił kupę, sprzątnij i wymień mu szmatkę! Pojedyńczą, nie podwójną! To nie jest dobra szmatka. Zobacz Erni jaką masz śliczną szmatkę!
Co tak długo sprzątasz, ja chcę już napić się kawy! Sprzątaczka przyjdzie jutro i posprząta!
Nie pani Kowalska, nie pani Basia, ale... sprzątaczka.
Zważywszy, że kobieta sprząta u niej ładnych kilka lat, brzmi to dziwnie. Poza tym, przedtem się nią opiekowała.
Moja koleżanka swego czasu powiedziała: opieka to niewdzięczna praca. Daleko od domu, wciąż dla kogoś coś robisz i często dostajesz kopa w przysłowiową dupę.
Tak, to święta prawda. W pełni się z nią zgadzam.
Jak dotąd, na każdym z wyjazdów, czułam wdzięczność na każdym kroku. I za każdym razem, gdy wyjeżdżałam do domu dostawałam sowitą odprawę od opiekunów. Kiedy dane mi było spędzać na wyjeździe swoje urodziny, również dostałam prezent: ogromny duży szal, a cena jego świadczyła o tym, że ta wdzięczność jest spora.
O prezentach i gratyfikacji finansowej opowiadała mi również OLA. I pogaduchach, poza obowiązkami.
Nie powiem, to wszystko ma ogromne znaczenie!
Gorzej, gdy zamiast gratyfikacji dostajesz nieustające kopy w przysłowiową dupę.
Sympatyczna Stelle to jest to, o co naprawdę chodzi w pracy na opiece.
Na taką opiekę na której obecnie jestem, na pewno nie ma się ochoty wracać. NIGDY, NIGDY więcej.
Podobnie jak Birgit powiem: niech Bóg broni!
Swego czasu, napisałam pracę o komunikacji poza-werbalnej. Polecam ją przeczytać, jako mały wstęp dla zgłębienia tematu.
I może też dzięki temu, że swego czasu studiowałam mowę ciała i bacznie obserwowałam ludzi, łatwo odczytałam panią PASKUDNĄ, jako osobę po prostu, złą, paskudną i nie miłą.
I wcale mi jej nie żal, gdy popłakuje nad swoim losem, gdy żali się iż nikt jej nie odwiedza, że jest taka samotna, biedna i chora.
Wcale, ale wcale. Współczuję jej choroby, współczuję, że nie jest do końca sprawna i sprytna jak dawniej, ale starość i zależność powinna na niej wymusić postawę zgoła odmienną od tej, którą emanuje na codzień.
Nie można ludzi źle traktować i oczekiwać, że będą dla niej mili, że będą z nią rozmawiali, że będą jej wysłuchiwali i rozumieli.
Pewnie jakaś część z musu, z konieczności będzie chłodno miła. I tylko tyle.
Otrzymujemy to, co dajemy.
Na koniec, powiem, że słyszałam o znacznie gorszych przypadkach, niż ten mój tutaj. (Nie chwal dnia przed zachodem słońca!!!)
Znajoma znajomej wyjechała na opiekę, akurat do Włoch. Prywatnie.
Trafiła paskudnie: była wyzywana od najgorszych, oskarżana o kradzież, nawet doszło pewnego razu do rękoczynów. Na noc barykadowała się w swoim pokoju, bo nigdy nie wiedziała, czy dane jej będzie spokojnie przespać noc, czy znowu nie nastąpi jakiś atak. Drżała i się trzęsła.
Gdy tylko otrzymała pierwsze należne i ciężko wyduszone pieniądze, szybko się ewakuowała do Polski. Uciekła przez okno i szybko wsiadła do zamówionego busa. Zraziła się do opieki na długo i niestety ponad rok, leczyła się psychiatrycznie.
O ile wiem, wróciła do opieki, ale nie wiem czy nadal wyjeżdża do Włoch.
Pocieszające? Chyba jednak - nie bardzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za zamieszczenie komentarza. Twój komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora.
Tymczasem, poczytaj sobie małe co nieco, albo poszukaj... innego bloga, odpowiedniego dla Ciebie w treści i formie.
Cieplutko pozdrawiam