czwartek, 30 czerwca 2022

LIPIEC 2022

1. V mieczy 2. X denarów 3. SŁOŃCE 4. VI kielichów 5. CESARZ 6. VII kielichów 7. II pałek 8. walet pałek 9. X pałek 10. IV mieczy 11. WIEŻA 12. IX kielichów 13. DIABEŁ

Przyszła pora na spojrzenie: jak to też będzie wyglądał dla mnie miesiąc LIPIEC.
Zanim jednak przejdę do opisu tego miesiąca, chciałabym się odnieść do miesiąca CZERWCA, który w kartach nie wyglądał wcale źle:

1. IX palek 2. Król mieczy WODNIK 3. AS pałek 4. SŁOŃCE 5. VI denarów 6. VII pałek 7. VIII mieczy 8. AS mieczy 9. UMIARKOWANIE 10. III pałek 11. X kielichów 12. VII kielichów 13. KAPŁAN

Pewnie gdybym miała jakieś talenta jasnowidzenia, poprawnie odczytałabym przekaz np. VIII mieczy, która wcale nie wieszczyła żadnego wyjazdu, a "zjazd"... ze schodów, z nieciekawym skutkiem. No, ale ja nie jestem Jackowski, wizji żadnych nie mam i nijak nie przewidziałam, że swoją podróż po schodach przypieczętuję pobytem w szpitalu.
Wina ewidentnie moja, bo kto normalny bierze się za znoszenie szafki po schodach? Właściwie, to ja jej nawet nie znosiłam, a zsuwałam jedynie... tyle, że ona z racji swojej masy, nabrała przyśpieszenia i pociągnęła mnie za sobą. W obawie, że wybije mi okno, trzymałam ją kurczowo, zamiast ją puścić i olać wszystko. I doigrałam się. Ostro przywaliłam potylicą o drewniany schodek. Żeby było ciekawie, absolutnie tego uderzenia nie zarejestrowałam i kontynuowałam swoją robotę. Dopiero krew zalewająca mi oczy, spowodowała, że od pracy się oderwałam i usilnie próbowałam ją w jakiś sposób zatamować. Z zerowym skutkiem! Zadzwoniłam więc, na pogotowie, objaśniłam co się stało, a pani przyjmująca telefon kazała mi przyjechać. Z auta wysiadałam rozkojarzona na tyle, że zostawiłam w nim swój ręcznikowy turban i papierosy. Wspominam o nich dlatego, że ich brak dał mi w późniejszym czasie ostro popalić.
Pani z pogotowia, która zobaczyła lejącą się z mojej głowy krew i słysząc moje tłumaczenia, że ręcznik zostawiłam w aucie, zamiast natychmiast otworzyć drzwi (którymi się od pacjentów odgradzają) i jakiś opatrunek mi zaaplikować, spytała: czy daleko mam do samochodu? Nie wytrzymałam i ostro zareagowałam: pani, przecież ja jestem na pogotowiu!!! Zdyscyplinowana otworzyła drzwi i w końcu głowę mi opatrzyła. Zresztą za chwilę musiała mi opatrunku dokładać, bo szybko przesiąkł krwią. Na głowę nasadziła mi siatkę, taką jakbym do wędzenia szła.
Lekarz z kolei, ostro mnie zdyscyplinował, że nie wezwałam karetki i nieodpowiedzialnie sama siadłam za kierownicą. Wytłumaczyłam, że dzwoniłam i pani mi kazała. Co z tym fantem zrobił, pojęcia nie mam.
Pewnie gdybym odczuwała jakiś ból, reagowałabym zupełnie inaczej, ale jedynym moim dyskomfortem była... niemożliwa do zatamowania krew.
Lekarz wezwał karetkę i odesłał mnie do szpitala do oddalonej o 30 km miejscowości. 
Po przyjeździe na miejsce, spokojnie czekałam w karetce, jak się okazało na chirurga, który przyszedł mnie obejrzeć. Niechcący słyszałam jak panowie z karetki mówili do chirurga, że ten z pogotowia już zupełnie zgłupiał i z byle czym odsyła ludzi do szpitala i karetkę wzywa. Chirurg siatkę odsunął, ocenił swoim wprawnym okiem i stwierdził, że trzeba ranę zszyć. No i poszłam na SOR. 
Jak się okazało, rana była całkiem sporawa, a przy okazji pękła mi jakaś tętniczka. Chirurg, który wziął się za szycie, dokładnie jak na tacy obejrzał mój łeb i zaniepokojony zapytał mnie czy coś mnie boli. Zaprzeczyłam, na co on powiedział: i to jest bardzo niepokojące. Zlecił wykonanie tomografu. Przy okazji pobrano mi krew, zmierzono ciśnienie, które było bardzo tajemniczo wysokie i wynosiło 250/130. Oczywiście, dostałam tabletki, potem kolejne, póki jakoś się nie uspokoiło. Pani pielęgniarka nawet w ramach obniżania ciśnienia poczęstowała mnie papierosem.😊
Tomograf niestety przesądził o umieszczeniu mnie na oddziale. Pani stłukła sobie mózg!! - stwierdził chirurg. Dodał, że dziwny ze mnie przypadek: kontaktuję, chodzę, funkcjonuję i rozmawiam normalnie, a wiele osób przy takich wynikach najzwyczajniej w świecie leżałoby plackiem. Cóż, muszę się jeszcze dużo uczyć - pokornie skonstatował.
Dawno temu, kiedy swego czasu moja mama leżała w szpitalu, rozmawiałyśmy z siostrą o niej, z jej lekarzem prowadzącym. Staliśmy na korytarzu, a moja mama akurat przemycała się do toalety na papierosa. Pokazał nam naszą mamę i też na pewnego pana, którego przywieziono do szpitala na noszach: ten pan ma lepsze parametry życiowe niż wasza mama. Chyba charakter ją przy życiu trzyma.
Prawdą jest też, że człowiek w stresie funkcjonuje zupełnie inaczej. I całkiem możliwe, że nie czuje bólu.

Moja przesympatyczna współlokatorka, starsza, miła pani, z chęcią słuchała o mojej przygodzie i skwitowała krótko: coś mi się wydaje, że to nie była szafka, a szafa. No, prawie...

Muszę uczciwie przyznać, że ciągnęłam to życie, trochę jak parowóz i chwila przerwy wyszła mi pewnie na dobre. Taką mam nadzieję. Tak to sobie tłumaczę i pewnie wcale, a wcale się nie mylę. 

Jeśli by jednak przyjrzeć się kartom na CZERWIEC, to jakiś taki drobny niuans można by zauważyć, tyle, że z kart ogólnie rysujących klimat danego miesiąca, namalować  wydarzeń, które mogłyby zajść, nijak się nie da. Także, wybaczam sobie, że swojej podróży po schodach - nie widziałam.

Pamiętam też, że swego czasu na MAJ pokazała mi się wygrana w Lotto Nie powiem, trafienie w Lotto miałam, ale takie marne, że chwalić się nie było czym.

W każdym razie LIPIEC zaczyna się nieciekawą kartą, czyli V mieczy.  Czym pachnie ta karta? Najlepiej odnieść się do posta traktującego o tej karcie V mieczy:
Odwrócony pentagram jako symbol zła.
Nie ma co ukrywać, ta karta nie jest w żadnej pozycji pozytywna.  Oznacza klęskę przez ludzkie, najczęściej podstępne działania. Za tą kartą kryją się wszelkie podłości, intrygi, matactwa, na które reagujemy lękiem, obawą, strachem, bólem i cierpieniem. W końcu dla pokrzepienia ducha, żeby psychicznie przetrwać, odrywamy  się od otaczającej nas rzeczywistości uruchamiając mechanizmy obronne. Alister Crowley  nadał tej karcie tytuł PORAŻKA. Staramy się, walczymy, działamy i.... ponosimy KLĘSKĘ
X denarów może wskazywać na COŚ co nie jest moje, na COŚ co absolutnie mi się nie należy. To też karta pewnych braków finansowych, jakichś koniecznych wydatków na przykład. 
Zawsze, ale to zawsze, kiedy widzę w relacjach międzyludzkich tą kartę, wiem, że osoba, której stawiam karty jest już czyjaś. 
Jasne, że każdy inaczej może interpretować tą kartę, ale ja ją tak czytam i mi się sprawdza. 
Nie wykluczam też, że przyjdzie mi się martwić o jakąś większą kwotę. Tak może być, ale wcale niekoniecznie. 

Tak mi się kołacze po głowie, że w moim życiu może się pojawić jakaś zajęta osoba i próbować w nim zaistnieć. Dlaczego idę w tym kierunku? Ano, ze względu na CESARZA, który usadowił się na pozycji partnerskiej i VII kielichów na wyniku.
CESARZ to zawsze ważny dla nas mężczyzna, nierzadko na całe życie, przynajmniej dla kobiet w starszym wieku. Natomiast VII kielichów to ogromne uczucia. Jasne, że często są to uczucia platoniczne, ale wcale niekoniecznie. W żadnym razie nie są to uczucia letnie!
W powiązaniu z ową X denarów w negatywie wcale cudownie to nie wygląda. Pokochać zajętego faceta, to żadne szczęście, niestety. O ile oczywiście, o ten przypadek chodzi.

SŁOŃCE nakazuje, właściwie radzi mi się dokształcać i douczać. I wcale niekoniecznie muszę zaraz do szkoły się wybierać, aby jakąś wiedzę zdobyć. Może chodzić po prostu o rozpracowywanie jakiegoś skomplikowanego tematu, czy pozostającego w mrokach... niewiedzy.

I, żeby było zabawnie, nawet jak się nie douczę, to tak czy siak, dopadnie mnie MIŁOŚĆ. Bo VI kielichów, to również - zawsze MIŁOŚĆ

Ciekawe te karty, takie tajemniczo - intrygujące. Nie chciałabym jednak przegiąć, bo wszak chodzi ogólnie o energię LIPCA. Jednakże wyjątkowo miłośnie karty pachną, nie ma co udawać, że nie!
 Wyraźnie będę współpracowała w jakiejś większej grupie i to na całkiem przyzwoitym poziomie. I kto wie, może spotkam kogoś, kto wywrze na mnie wyjątkowe wrażenie. Oby nie jakiś już zajęty gość.😊
Będą w moim życiu obecne dzieci, bez mała prawie cały czas. Jak dzieci to i wnuki. 
Czasami będę odnosiła swoje małe zwycięstwa. Oby. W końcu!
Żadne zewnętrzne tragedie mnie nie dopadną. Ominą mnie szerokim łukiem... tajemnicze "podróże".😁😁
Cały miesiąc będzie wyjątkowo rodzinny, a to co w nim zapoczątkuje będzie wyjątkowo trwałe i stabilne.
Trochę niepokojąco wygląda DIABEŁ na ostatniej pozycji. DIABEŁ po zawsze pokusa, przymus, często zniewolenie, uzależnienie. 
Jednakże, być może ten problem będzie mnie nękał dopiero w SIERPNIU.

I na koniec, mam nadzieję, że wszystkie osoby, którym obiecałam postawić karty, wytrzymają jeszcze trochę. 

26 komentarzy:

  1. ELLU przeżyłaś koszmar. I zobacz siedzi jakaś głupia babula i jeszcze każe Tobie samej przyjechać. Tak to jest, jak trafisz na idiotę, to możesz szybko zejśc ze świata. Tak tez było ze mną, tylko ja zapowiedziałam, że dzwonię na policję, do prokuratury, to dopiero wzięli się za mnie. Leje mi się krew, a cymabły nic mi nie chcą pomóc, obok pacjenci na SOR ''pani ma krwotok, co oni z pania wyprawiają'', zajeli się i owszem mna, ale też dla mnie grozili policją ''to dzwoń, może niech policja zrobi zdjecia co wy robicie ze mną''. ELLU no i ten brak papierosków...ELLU uważaj na siebie, jestes inteligentna kobietką, a tu zachowalas się głupio trzymając się tej szafki. Alina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ALINKO, ja mam tak dziwnie umiejscowione schody, że naprzeciw nich jest okno. One dopiero potem trochę skręcają. To jakieś 3-4 schodki. Okropne schody według Feng Shui! Jedyna myśl jaka mi towarzyszyła była taka, aby ona nie rozbiła mi tego okna. Pewnie dlatego, kiedy ona nabrała rozpędu, nie zakonotowałam uderzenia potylicą w schodek. Ogólnie, to pamiętam, że zsunęła się z jednego schodka, potem z drugiego i nagle... poleciała jak szalona i zatrzymała się na parapecie. Jak pisałam, nie zarejestrowałam uderzenia. Nie zarejestrowałam np. utraty przytomności, chociaż mój syn, który przeprowadzał "wizję lokalną" stwierdził, że nic mu się w tym wszystkim nie klei i na pewno straciłam przytomność. Wszystko, co stało na parapecie zostało z niego zmiecione i potłuczone. Nie wiem jakim cudem stłukła się butla z winem, która stała w całkiem sporej odległości od schodów.
      Wiem, że po tym wszystkim, działałam dalej i szafkę stargałam na sam dół. Miałam dalej robić to, co miałam w planach, ale lecąca krew mi to uniemożliwiła. Usilnie chciałam ją zatrzymać, ale się nie dało. I to mnie przeraziło. Dlatego też zadzwoniłam na pogotowie. Wszystko zostawiłam w mojej ocenie na chwilę. I tą rozwaloną butlę i potłuczone wazony i firanki, które spadły i pojechałam zatrzymać krew.
      Chirurg, który szył mi głowę, a któremu zwróciłam uwagę, że mam dwa guzy, z nieznanego mi powodu, dusił mi mi na głowę i powiedział: nie chce pani wiedzieć, co pani ma na tej głowie. Przed szyciem nie ogolili mi głowy, pani jedynie trochę pościnała mi włosy brzytwą.
      I cały ten czas, nie czułam żadnego bólu.
      Dostawałam tyle kroplówek, że chyba w całym swoim życiu tylu nie dostałam. I przeciwdziałające opuchnięciu mózgu, i przeciwbólowe.
      Pierwszy tomograf który przesądził, że zostawiono mnie w szpitalu - był bez kontrastu, drugi już z kontrastem. Ten z kolei wskazał na jakieś zmiany i spowodował, że dostałam skierowanie na oddział neurologiczny.
      Przyznaję uczciwie, że pierwsze dni, jakoś obyłam się bez papierosa. Kiedy na miejsce mojej przesympatycznej współlokatorki przyszła inna pani, która akurat spadła z konia i wzięli ją na obserwację, dopiero zebrałam się w sobie i poczęstowana przez nią papierosem, wymknęłam się ze szpitala, aby zapalić. Nie dałam rady spalić całego, bo zrobiło mi się zwyczajnie słabo i ledwie wróciłam na oddział. Daleko nie było, bo parę kroków do windy i parę kroków z windy, ale mi było po prostu niedobrze. Leżałam potem długo plackiem. Po powrocie do domu, przez cały tydzień musiałam brać tabletki przeciw bólowe i nie nadawałam się do niczego. Ledwie żywa pojechałam w piątek odebrać wypis i ustalić termin przyjęcia na neurologię.
      Dopiero od poniedziałku nie muszę wspomagać się lekami przeciwbólowymi. Przyznaję, że właściwie NIC nie robię, ale pewne to normalne i chyba w rezultacie korzystne dla mnie, chociaż strasznie ubolewam nad zachwaszczonym ogrodem. Póki co, chociaż szwy mam już zdjęte, wciąż wyczuwam bolące guzy na głowie i okropne strupy. Jednakże, wszystko się zmienia z dnia na dzień.

      Usuń
    2. ALINKO, ja nie mogę tak w czambuł wszystkich lekarzy wsadzić do jednego worka z paskudami.
      I na paskudnego trafiłam, ale cóż: taki charakter odczłowieczony, więc, po prostu należy takiego przerobić i iść dalej.
      Raczej opiekowali się mną wzorowo. No, może w pierwszym momencie podchodzili do mnie trochę olewczo, póki moje wyniki ich nie postawiły do pionu.
      Zresztą chirurg mi to elegancko wytłumaczył i trochę się pokajał.

      Siostry na oddziale były przesympatyczne i skaczące, chociaż nie wszystkie dobre w swoim fachu. Wciąż jeszcze mam posiniaczone ręce po nieudanej instalacji wenflonów. Panie sprzątające i podające jedzonko również były sympatyczne i bardzo pomocne.
      Wszystko ALINKO zależy od ludzi. Paskudny człowiek - to paskudny lekarz. On może być profesjonalistą, ale obie wiemy, że poza profesjonalizmem konieczna jest odrobina człowieczeństwa.

      ALINKO, ja ostatni raz byłam w szpitalu, kiedy rodziłam najmłodszą córkę i moja opinia jest absolutnie mało znacząca. Zresztą wtedy roztaczała nade mną parasol ochronny siostra oddziałowa, która była z mojej rodziny.
      Ty masz więcej doświadczeń i więcej możesz w temacie powiedzieć.
      I obyśmy nie były częstymi gośćmi szpitali.
      Pozdrowionka

      Usuń
    3. ELLU napisz z dwa, trzy słowa jak sie czujesz? czy jest juz lepiej? Alina

      Usuń
    4. Wielki Boże otocz opieką wspaniałą kobietę i człowieka ELLĘ. Martwię sie o Ciebie Ellu i to bardzo, dziesięc razy dziennie wchodze na Twoja stronę a tam nic nie ma, cisza. Jestem z Tobą Ellu. Alina

      Usuń
  2. Droga Przyjaciółko cały czas jestem myslami koło Ciebie. Mam nadzieję, że jest oki, albo się prostuje stan zdrowia po upadku. Całuski ELLU. Alina

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana Ellu mam nadzieję, że z Toba jest wszystko dobrze. Dzisiejszej nocy przyśniłaś się mi, tak wygladałas jak na tym zdjęciu, cos mówiłaś ale nie zrozumiałam.... Pozdrawiam i zycze zdrówka Kochana Przyjaciółko. Alina

    OdpowiedzUsuń
  4. Alinko kochana, bardzo Ciebie przepraszam, że nie dawałam znaku życia. Wzięłam się za nadrabianie zaległości i zupełnie odpuściłam blogowanie. Dzisiaj skończyłam rozliczenia podatkowe, które mnie ścigały jeszcze w szpitalu. Parę postów mam zaległych i wkrótce się za nie wezmę. O ogrodzie nie wspomnę.
    Odpuściłam sobie dalszą kurację i zrezygnowałam ze szpitala. Uważam, że zrobiłam słusznie.
    Alinko, czuję się naprawdę dobrze. Przejścia zostały jedynie wspomnieniem, chociaż guza wciąż mam.
    Dziękuję Ci za cierpliwość, troskę i zainteresowanie. To naprawdę miło mieć kogoś, komu zależy o kto się szczerze martwi.
    Mam nadzieję, że wkrótce wrócę do sukcesywnego blogowania.
    Tona buziaków🧡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taki we mnie był jakiś niepokój o Ciebie Ellu, dzieki Bogu jesteś cała i zdrowa, i niech tak pozostanie Alina

      Usuń
  5. Pani Ellu, dobrze, że dała Pani wreszcie znak życia, bo też się niepokoiłam o Panią. Dużo zdrówka i wszystkiego dobrego! :) Karolina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miłe, kochana Karolinko. Staram się nadrobić zaległości. Te blogowe bardzo leżą mi na sercu, ale roślinki wołają, a ręce mam dwie. To fakt, że większość postów mam już prawie skończone, ale to jedynie... prawie.
      Generalnie, padam na mordkę i wieczorami już nie znajduję siły na ich dopracowanie.
      Wygląda na to, że nie stać mnie na jakiekolwiek chorowanie. Pozdrawiam cieplutko

      Usuń
  6. Dawno nie pisałam do Ciebie Przyjaciółko moja. ELLU jak wiesz nie zgodziłam się na żadna chemię. 5 go sierpnia po kilkunastu badaniach, stwierdzono, że jestem wyjątkowo silna osobą, mam silny organizm i dlatego dostałam pierwszy wlew tzw. Immunoterapii Pembrolizumab. Trwało to koło 50 minut. Całkiem dobrze sie czułam i na drugi dzień wypisano mnie do domu. Teraz czekam na drugi wlew 26 go sierpnia /co 21 dni/. Immunoterapia walczy z najcięższymi nowotworami, to jest nowość od kilku lat, i ludzie dalej zyją, a mieli umrzeć dość szybko. Obserwowałam kobiety które dostawały chemioterapie, to był koszmar - wymioty, biegunki, i po niedługim czasie schodziły. Inne jeszcze zyja ale wygladają jak upiory - wyniszczone, wychudzone, łyse, słabe...
    ELLU dzis zadałam Kartom takie pytanie: '''Czy zastosowana u mnie immunoterapia uleczy mnie z raka?"" - odpowiedz kart była taka: ŚWIAT + 7 PAŁEK + 4 MIECZE, 3 MIECZE + KOŁO F. + 6 DENARÓW.
    Kochana może ja sie mylę, ale odczytałam karty, że immunoterapia mi pomoże. Kochana jak bedziesz miała czas to zerknij na te karty. Pozdrawiam i licze na to, że jesteś cała i zdrowa, czego Ci zycze z całego serca. Alina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak uważam. Faktem jest, że w Twoim rozkładzie pojawiła się III mieczy, świadczy o tym, że czeka Ciebie życie zbudowane na zgliszczach starego. Pozostałe karty są cudowne.
      Wciąż i nieustająco jestem zarobiona ALINKO. Z całych sił staram się ogarnąć zaległości, które powstały na skutek mojego miesięcznego de facto wykluczenia z aktywnego życia.
      Mam nadzieję, że za jakiś czas wrócę do aktywnego blogowania. Na dzień dzisiejszy to jest po prostu niemożliwe, stąd tak rzadkie moje wizyty na blogu. Jak sama zauważyłaś nawet Twój komentarz ukazał sie z ogromnym opóźnieniem. Pozdrawiam i lecę na ogród.

      Usuń
  7. Pani Ellu, czekam z utęsknieniem, kiedy wróci Pani do aktywnego blogowania. Pozdrawiam! :) Karolina

    OdpowiedzUsuń
  8. ELLU CZEKAMY NA CIEBIE, TU JEST TAK PUSTO....ZAPEŁNIJ TĄ STRONĘ....POZDRAWIAM ALINA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ALINKO kochana chciałabym, ale wciąż jestem w niedoczasie. A jak już mam małą wolną chwilkę, to wypoczywam, nabieram sił do dalszej walki. Blogowanie wymaga spokojnej głowy, a ja jej nie mam. Na pewno wrócę do blogowania, zapewniam Cię. Chwile musi potrwać moje "odosobnienie" i mam nadzieję, że wkrótce się ono skończy. Pozdrawiam cieplutko. Pozostaję w nadziei, że wszystko u Ciebie ok.

      Usuń
  9. Ellu chyba dobrze, co 3 tygodnie zjawiam się w szpitalu pulmonologicznym i dostaję immunoterapie, taka małą flaszeczkę plastykową, kapie przez pół godziny. Jest ona na wzmocnienie mojego organizmu, niektórzy nawet wychodzą z jej pomoca z raków. Jak bedzie ze mna nie wiem, czuje sie dobrze, nic mi nie dolega. Teraz 7 go pazdziernika znów jade na ta kroplówke, mam nadzieję, ze jeszcze trochę pozyję, ale w szpitalu napatrzę sie na tragedie młodych 50 latków i bardzo to przeżywam, bo płaczą, rozpaczaja, a ja w swoim wieku...już tak nie trzymam się zycia, co bedzie to bedzie, boje się tylko cierpienia, bo je czesto widzę własnie w szpitalu. Całus Kochana Ellu. Alina

    OdpowiedzUsuń
  10. Ellu kochana, czytam i niedowierzam. Dobrze, że zadbałaś o siebie i dałaś sobie czas na powrót do zdrowia i do równowagi. W pierwszej kolejności trzeba zadbać o siebie. O swoje zdrowie, samopoczucie, komfort. Dopiero później gdy jest się w dobrej kondycji można myśleć i zadbać o innych. I nie nosi to znamion egoizmu tylko miłości własnej i zdrowego rozsądku ( czego ja się ciągle uczę). Regeneruj się i wracaj do siebie tyle czasu ile potrzebujesz. Życzę dużo zdrowia i sił witalnych.
    Posyłam uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzadko zaglądam na bloga. Jakoś tak, nie czuję potrzeby, bo skupiona jestem na swoich problemach. Na moje samopoczucie ma wpływ raczej nie rozwiązany wciąż problem przecieku dachowego. Spokój miałam całe lato, bo upały były i nie padało. Spokojnie robiłam ogrodowe zaległości. Nie mogłam zweryfikować, czy kolejna naprawa była skuteczna. Pierwszy solidny deszcz wykazał, że po raz kolejny zapłaciłam za nieskuteczność naprawy. Czułam gdzieś tam w środku, że problem wylezie znowu, co potwierdzały również karty. I wylazł. Nie, żebym się prosiła i przywołała problem, ale zwyczajnie czułam... Oczywiście, telefonu z reklamacją już nikt nie odebrał. Z innego numeru - jak najbardziej, ode mnie nie.
      Przyznaję, że straciłam wiarę w ludzi, co nie jest dobre.
      Znowu zaczęłam szukać firmy, która zajęłaby się problemem. Niektórzy jak to wcześniej było, nie chcieli się podjąć, bo się narobią i nie zarobią. Inni od wejścia mówili, że nie wiedzą w czym rzecz i się naprawy nie podejmą.
      Umęczona i zdegustowana, trochę bez wiary w jego skuteczność - zrobiłam rytuał, który dość dawno temu, podała mi moja znajoma. Trochę na zasadzie: tonący brzytwy się chwyta.
      I o dziwo, odezwał się pan, który miał przyjechać i obejrzeć o co chodzi, a nie przyjechał. Wytłumaczył się oczywiście i umówił się na kolejny dzień. Już na oględzinach naprawił mi rynnę na tyle domu. Wdrapał się po drabinie i zrobił w 5 minut. W tym tygodniu ma się moim kłopotem zająć. W czwartek, piątek najpewniej.
      Pan ma trochę daleko do mnie, ale się roboty podjął. I w kartach wygląda to całkiem dobrze.
      ALINKO, cieszę się, że czujesz się dobrze.
      Wrócę do blogowania i najpewniej szerzej opiszę moją małą walkę z dachem, kiedy tylko zyskam spokój, bez którego funkcjonować się nie da.
      Pozdrawiam cieplutko

      Usuń
  11. Pani Ellu, życzę tego spokoju, którego Pani tak potrzebuje, i dużo zdrówka. Z niecierpliwością oczekuję, kiedy wróci Pani do blogowania i postów. Pozdrawiam! :) Karolina

    OdpowiedzUsuń
  12. Ellu, przykro mi, że problem dachu powrócił. U nas też problem z fachowcami od dachu. Do napraw długo czekają, tak słyszę. Dużo się wokół buduje i pracy mają mnóstwo więc pewnie wybierają co bardziej opłacalne. Kiedyś wspominałam o dobrym fachowcu, ale podupadł na zdowiu. Wierzę, że z obecnym fachowcem pozytywnie zakończysz temat dachu. Wszystkiego dobrego Ellu. Dużo zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim rejonie fachowiec na fachowcu siedzi. Właściwie można spokojnie powiedzieć, że to dekarski rejon, tyle, że nikt nie chciał się moim problemem zająć. W tej swojej desperacji wybrałam nieodpowiednich, niestety. I żadnym wyznacznikiem nie są gwiazdki przy firmie! Parę lat temu moi znajomi borykali się z podobnym problemem. Również zaliczyli kilka firm, zanim swój problem skutecznie zamknęli.
      Ja pozostaję w ogromnej nadziei, że pan przeciek usunął. Był w sobotę i pracował jak mrówka. Teraz pozostaje mi osuszanie, bo jakby nie było afrykańskie lato się skończyło... mamy już jesień i coraz chłodniejsze noce.
      Cieplutko pozdrawiam

      Usuń

Dziękuję za zamieszczenie komentarza. Twój komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora.
Tymczasem, poczytaj sobie małe co nieco, albo poszukaj... innego bloga, odpowiedniego dla Ciebie w treści i formie.
Cieplutko pozdrawiam

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...