poniedziałek, 22 sierpnia 2016

ZA NISKIE KWALIFIKACJE

Nigdy nie czułam TEJ pracy. NIGDY. Zawsze mówię, że praca jest spoko, ale otoczka wokół
niej jakoś już niekoniecznie.

Nawet nie miałam świadomości, jak wiele zawdzięczam małej HEIKE. Przyszła do naszej grupy niedawno. Równocześnie wróciła po chorobowym BIRGID.  Oj, nasłuchałam się o niej samych negatywnych rzeczy: a to, że nie akceptuje cudzoziemców i nigdy z nimi nie rozmawia; a to, że robi na złość, że jest wredna. BIRGID  okazała się całkiem sympatyczną osobą. Szybko złapałam z nią wspólny język. Razem z HEIKE stworzyłyśmy fajny tercet. Sielanka i dobre samopoczucie szybko diabli wzięli, bo BIRGID najnormalniej w świecie, przeniosła się do innej brygady. Powiedziała SOBIE DOŚĆ i załatwiła przeniesienie. Na jej miejsce przyszła BARBIE.  HEIKE, zawsze serdeczna i miła - została.... ale niestety, ostatnio wzięła 2 dni wolnego..... i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki: wszystko wróciło do stanu poprzedniego. 
Okazało się, że pracuję okropnie, że katastrofę odstawiłam.... atmosfera wokół mnie stała się gęsta i śmierdząca, jak przedtem. 
MOJA ANGLIA, której referowałam ostatnio, jak to zostałam pochwalona za dobrą pracę, powiedziała: oni Cię kochają.... będziesz chciała tam pracować, ja kłopotów w pracy nie widzę żadnych. Jedynie zmiany, awans, skok wyżej.
Nic bardziej mylnego. 
Nie mogę nawet powiedzieć, że mnie akceptują. To był jakby przymus sytuacyjny; gra przed kimś? Moje dobre samopoczucie diabli wzięli... I po prawdzie, to tracę je z dnia na dzień, wszystko leci po równi pochyłej.
 Jak zwykle zamiatałam przebieralnie... Tył przeleciałam byle jak... i wcale nie uważałam, że COŚ zrobiłam źle. Ileż to razy widziałam jak MARCEL dokładnie tak robił. Przód przeleciałam już porządnie, a  łatwe to, to nie jest, bo ludzie ciągle się kręcą i nieustannie brudzą.
Jakoś dziwnie od samego początku pracy byłam pod kontrolą.; słynny MARCEL z niewiadomych powodów jechał przez przebieralnie odkurzaczem / myjką. Wiadomo kontrolował mnie. Oczywiście rozpętała się afera, że w szatni jest brudno... Katastrofalnie wręcz.  
Kiedy jakiś czas temu byłam chwalona publicznie, przy całej grupie.... mało tego KONI przychodziła drzewiej mnie kontrolować i na ucho mi szeptała, że ANGELIKA jest bardzo ze mnie zadowolona. Ja zastanawiałam jaką czkawką mi się to chwalenie odbije. Ano dokładnie taką jw. opisałam.  No i mam co mam. Normalny, centralny nalot na mnie... 
Dość powiedzieć, że ledwie zniosłam te 2 ostatnie dni bez HEIKE... ledwie dałam radę psychicznie. ANGELIKA (szefowa, vel kierowniczka) traktuje mnie jak normalnego ćwierć debila, który nie rozumie, co się do niego mówi. 
Dodaj napis

 Czekałam końca pracy niecierpliwie.... a drogę do domu miałam mokrą od łez. Okopywałam się w OCHRONNĄ BAŃKĘ, ale wcale niekoniecznie mi pomogła. O tej bańce, czy baloniku, wyczytałam kiedyś dawno.
Nie mogę liczyć na to, że HEIKE będzie trzymała w jakiś sposób moją stronę.... jej samej zależy na pracy i chwyta się różnych kombinacji... Mnie już się nie chce walczyć, udowadniać, że jestem pilna, pracowita... mam świadomość, że jak się chce psa uderzyć, to kij się zawsze znajdzie. 
O tym mówił MARCO odchodząc, o tym mówiła BIRGID.  Tyle, że MARCO wrócił do swojej grupy, a BIRGID pękło po ładnych kilku miesiącach..... Jej relacje z szefową były już tak napięte, że nie dała rady.  Mnie pękło znacznie szybciej. 
Ostatnio, przed pracą spotkałam jedną z pań, z grupy, z którą pracowałam zaledwie 1 dzień.  Uderzyło mnie, że mnie uściskała, przytuliła do siebie... i oczywiście przywitała z imienia. Może KTOŚ z mojej grupy to widział?
To była kolejna osoba, która mnie pytała o atmosferę w pracy. Jest fajnie - powiedziałam, bo jeszcze wtedy było, a niekoniecznie ufam ludziom, bo nie wiadomo tak naprawdę, dlaczego pyta? Na moje zapewnienie, że jest OK, powiedziała: No, my się zakładamy o to, jak długo wytrzymasz.... Ja też odeszłam z tej grupy, bo miałam z szefową problem...  To samo ALEKSANDRA. Ciekawie, bardzo ciekawie.... 
Niezależnie od tego jak pozytywną opinię głośno wyrażam o szefowej, to sądzę, że jest osobą o minimalnych kompetencjach socjalnych. Jest niesprawiedliwa i dobrze ma się jedynie ten, kto się jej podlizuje i donosi na innych. Wprowadza okropną i niezdrową atmosferę w grupie, stwarza chaos, i buduje klimat szpiegowania jeden drugiego. 
Kiedy trzymała ostatnio kartę w dłoni, ręce jej się trzęsły tak mocno, że pomyślałam sobie: albo alkoholizm, albo Parkinson.  Nie powiem, miała kilka miłych zachowań... ale było to..... kiedyś. Zresztą ONA zawsze musi na KOGOŚ się uwziąć.... Tak już ma.

MOJA ANGLIA stawia karty zawodowo. To znaczy, że czerpie z tego pożytki finansowe. Tyle, że jej karty najczęściej nie mają pokrycia w tym, co się przydarza tj. NIC SIĘ NIE SPRAWDZA.  Słyszę często różne wersje, i jak mniemam, chodzi o to, że w razie wu, któraś z nich się sprawdzi. Tak przeleciałam po jej kartach trochę. 

W grudniu ubiegłego roku usłyszałam, że podejmę pracę marzeń... że przeszłość do mnie wróci... Jak wygląda moja praca, chyba już się do spodu wypowiedziałam. 
W lutym ponownie usłyszałam, że wrócę do przeszłości czyli w miejsce w którym już byłam. Będę zadowolona i szczęśliwa. Pokrętną drogą dostanę propozycję z poprzedniej firmy. I wrócę tam z powodów finansowych.
Oczywiście NIC takiego się nie zdarzyło.
Usłyszałam też, że odeszła chora MIŁOŚĆ (?!?!?), odpłynęła przez intrygi.  Mocno płakałam, wszystko działo się w pracy; a tego KOGOŚ, nie chciałabym już dzisiaj za żadne pieniądze. 
Prorokowana na MUR, na 1000% MIŁOŚĆ odpłynęła przez intrygi... cóż, chyba powinny się  owe intrygi pokazać w kartach? Wróżba nie wyszła, więc intrygi ludzkie ot tak zupełnie z powietrza, ją zniwelowały. Proste? Proste.
W kolejnej wróżbie, zdaje się z marca usłyszałam, że  jak praca, to mam się uważnie przyjrzeć umowie, bo mogą się nie wywiązywać.
Powiedziała również, że czeka mnie choroba i droga. Generalnie mam uważać na zdrowie.
Pojawi się stały partner, który będzie mnie bardzo kochał. Kilkakrotnie położyła nacisk na powrót do poprzedniej pracy i na odbicie się finansowe.
Na faceta, którego już bym w lutym z dopłatą bym nie chciała, w marcu powiedziała, że z nim będę na 1000%. Mówiła, że ON chciałaby ze mną porozmawiać, ale ja to tak definitywnie zakończyłam, że nie sprzyja to rozmowie. Mimo to, spotkam się z nim, nawet mu wygarnę, ale najpierw będzie telefoniczna rozmowa, potem spotkanie. ON mnie nadal bardzo kocha. W ogóle odejdzie z mojego życia PUSTKA.
W pracy nie widziała mnie w relacjach z innymi: tylko TY  i ON.  Do innych ludzi - ogromny dystans. Podobno wiele przejdziemy, ale  i tak będziemy razem. Na tle przeszłych zdarzeń wychodzi na to, że ON miał do mnie jakaś urazę pod wpływem ludzkich knowań i matactw. Tego się trzyma, no bo przecież jakieś alibi dla nietrafionych wróżb musi być.
Dystans, brak relacji z innymi, oczywiście można wytłumaczyć jakoś, bo jak na dłoni widać jak to, u mnie w pracy jest. 
W lipcu z kolei usłyszałam, że BYK dużo o mnie myśli. Chciałby się spotkać ze mną. ON wie, że ja pracuję i jakby wiedział gdzie. Oferta od niego jakby w dalszym ciągu była, ale nie wcześniej jak na jesieni.
No i tak to wygląda w kartach. Oferty od BYKA  nie dostałam, wiadomo zatrudniłam się dzięki własnym działaniom.... I jakoś pokrętnie jest jedynie z  moimi uczuciami? Raz go chcę, raz nie chcę?
A sam BYK? Raz jest PUSTELNIKIEM, innym razem już KOGOŚ ma.
Myślę, że JEJ wróżby nijak się mają do prawdy. Bardziej opiera je na informacjach jakie ode mnie otrzymuję. 
Obaw o niewywiązywanie się firmy ze swoich zobowiązań nie ma. Pod tym względem jest OK. Faktem jest, że wiele przekłamań usłyszałam: 5 dni pracy na 2 dni wolnego, okazały się 7 dniami pracy na 2 dni wolnego. Niby mała różnica, a jednak. Ale przekłamania, to nie jest niewywiązywanie się z umów. Pieniądze wpływają jak trzeba, rozliczone są prawidłowo, co do euro. Żadnych przekrętów  w tym sensie nie ma.
W pracy nikt mnie nie kocha, wręcz przeciwnie.... i wiadomo, że to się nie zmieni. Co prawda postanowiłam poprosić o przeniesienie do innej grupy, ale nie wiem jak "góra" do tego podejdzie... w końcu będę kolejną sobą uciekającą z TEJ grupy.
Jeśli mnie nie przeniosą, to raczej długo tu nie zagoszczę... Nie dam rady psychicznie. Ja czuję i widzę jak się zapadam i jak coraz mniej chętnie do pracy wyruszam.  czasem się zastanawiam czy któregoś dnia nie powiem: nie, nie dam rady... po co mi to... i zostanę w domu.
Muszę się spinać, załatwić wszystko co trzeba w temacie pracy, bo zima za pasem. A w zimie  prace trudno.
VICTORIA CANTONI vel OLA, upiera się przy "przejściówce" i wciąż mówi to samo. Trzyma się jednej i stałej  wersji. Nie dalej jak wczoraj powiedziała: nie zagościsz tam długo, zmienisz pracę.... wciąż kręci się przy osobie ze znaku ziemskiego.... jakby ten kierunek.

POCZEKAM NA ROZWÓJ WYPADKÓW:
Jak mi się ułoży w tej pracy?


1. PUSTELNIK 2. KAPŁAN 3. KOCHANKOWIE 4. Rycerz monet PANNA 5. V denarów 6. Rycerz kielichów RYBA 7. Rycerz pałek STRZELEC 8. IV pałki 9. IX denarów 10. VII mieczy 11. X denarów 12. walet kielichów 13. ŚMIERĆ

Cóż na tle tych "cudownych wydarzeń" i karcianych proroctw.... zadam (po raz nie wiadomo który) kartom pytanie: jak się rozwinie moja praca w TROPIKALU?

1. VII mieczy 2. ŚMIERĆ 3. Król kielichów SKORPION 4. Król mieczy WODNIK 5. X denarów 6. walet kielichów 7. III pałki 8. WIEŻA 9. Królowa kielichów RAK 10. VI mieczy 11. IV pałki 12. Rycerz monet PANNA 13. RYDWAN

Nie chce być inaczej, mój post  REKLAMA DŹWIGNIĄ HANDLU wypowiedział się w tej kwestii dokładnie.... a dzisiejsze karty jedynie potwierdzają poprzedni przekaz kart. 

 NIE RATUJ TEGO CO SIĘ ROZPADNIE; NIE PODPIERAJ TEGO, CO SIĘ PRZEWRÓCI.
Z poprzednich wróżb:
JAK SIĘ ROZWINIE SPRAWA MOJEJ PRACY post z 15 maja.
Już wtedy na pozycji 7-ej pojawił się PUSTELNIK, a ja założyłam, że właściwie praca w jakiś dziwny sposób się rozmyje. Tj. podobnie jak OLA prorokowałam, że COŚ się po drodze zadzieje i do podjęcia pracy w ogóle nie dojdzie.


Tu już PUSTELNIK pojawił się na pozycji 1-szej, a ŚMIERĆ na perspektywie. PUSTELNIK ma swoje uzasadnienie, bo wyalienowana jestem... a ŚMIERĆ nie pozwala mieć żadnych wątpliwości, że zwyczajnie nie dam rady psychicznie i pracę zakończę.
Co prawda ja ciągle mówię: nie rzucę sama pracy, przynajmniej póki nie będę miała innej alternatywy, ale różnie być może.

Ale wracając do dzisiejszego rozkładu. Wszystko jasne... najpierw mam problem zrozumieć... zorientować się we wszystkim, ale ile można myśleć?  Trzeba pamiętać, że VII mieczy to jednak DAREMNOŚĆ.... ŚMIERĆ w negatywie właściwie już przesądziła o wszystkim. Dołożyła się WIEŻA, jako stały element, czyli jest jak jest, dokładnie na WIEŻY..... Nie do końca rozumiem przekaz Króla kielichów, bo o jakim to zaufaniu i traktowaniu innych jak członków rodziny może mówić?  Niby KOGO mam tak traktować?
Przekaz Króla mieczy na obciążeniach jest dla mnie jasny:

Nie wiesz, co począć z wolnością, nie umiesz wykorzystać posiadanych możliwości. A to dlatego, że w przeszłości nie miałeś dość swobody, a ludzie, którzy określali reguły gry, działali na twoja niekorzyść. (Dosłownie rozumiana, ta karta na tej pozycji może oznaczać dawny pobyt w więzieniu lub w innym zakładzie zamkniętym.)
Przekaz tej karty rozumiem jako pracę poniżej moich kwalifikacji...  a działania na moją niekorzyść, mogę potwierdzić w całej rozciągłości.
X denarów mówi o bogatych partnerach... Ufam, że właśnie TO chce mi ta karta przekazać.
Walet kielichów mówi o wielkim znaczeniu osoby młodszej, skromnej i najczęściej oddanej....  Gdzieś w tle działa dla mojego szczęście i spełnienia. III pałek jest dla mnie kartą drogi, takiej pozytywnej.  To też zwiększona niezależność i wyzwolenie. 3 dni? 3 tygodnie?  
Królowa kielichów sygnalizuje, że Warto rozwijać w sobie serdeczny stosunek do ludzi, opiekować się nimi, budować wokół siebie małą, uczuciowo zżytą ze sobą społeczność.
Nie jest to według mojej oceny wykonalne w tym środowisku. Nie powiem, może z HEIKE jedynie.... bo po prawdzie, żeby tworzyć taki klimat trzeba mieć jakiś grunt ku temu, a ja trafiam na ogromną blokadę i mur wokół. Zresztą już mi się nie chce go przebijać. Zwyczajnie już mi się nie chce. Sugerowane VI mieczy czerpanie zysków Z NICZEGO... z szalonych pomysłów.... też mi nie pasuje, a właściwie już mi nie pasuje. Nad całym rozkładem góruje Rycerz monet czyli służbowe, chłodne podejście....... a RYDWAN w perspektywie jakby nie było jest drogą i według mojej oceny opuszczeniem tego miejsca w którym jestem teraz.
Konkludując: moje karty od samego początku nie są dla tej pracy łaskawe. Nigdy nie były, właściwie od początku głośno krzyczały: NIE. Pracę podjąć musiałam.... i nie wykluczam, że kiedy w maju otrzymałam kolejny telefon z ofertą, niepotrzebnie odłożyłam ją na boczek i nigdy się nią nie zainteresowałam... Może COŚ konkretnego i sensownego przegapiłam?

Pewnie już nudna na bólu jestem, ale powtórzę: praca jest fajna, ale atmosfera już niekoniecznie.
Właściwie pierwszy raz w życiu spotkałam się z takim klimatem. Kiedy w czasach kamienia łupanego pracowałam w fabryce jarzeniówek NARVA w Brand Erbisdorf, byłam zachwycona klimatem w pracy. Niemcy byli naprawdę mili, Jeden z nich nawet charytatywnie zaczął mnie uczyć niemieckiego i to w godzinach pracy!!! Kiedy w 2011 ponownie wyjechałam do Niemiec, to raczej złego słowa o Niemcach powiedzieć nie mogłam. Oczywiście nie mam dobrego zdania o Niemcach, ale to jest podyktowane uwarunkowaniami historycznymi (II wojna światowa), no i niestety miałam przyjemność zetknąć się z Niemcami, kiedy prowadziłam biuro matrymonialne.
Natomiast różnie zachowywali się w pracy cudzoziemcy: Rumuni czy Wietnamczycy. Pozytywnie mogę wypowiedzieć się o Turkach... ale nimi akurat powodowało podejście typowo interesowne w stosunku do polskich kobiet przynajmniej. W kolejnej pracy o Niemcach nie mogę powiedzieć NIC ZŁEGO. Byli sympatyczni, życzliwi, rzekłabym pełni ciepła, chociaż zimno było przeokropnie. Moje żartobliwe i pełne spokoju podejście rozmydliło bez mała każdy problem.
W Sauelsie  natomiast najgorsi byli Litwini i zatrudnieni bezpośrednio w zakładzie, Polacy. Byli zupełnie nie wyrozumiali dla nowych pracowników. Panowała tam dziwna zasada nieprzyuczania do nowego miejsca pracy. Od wejścia trzeba było umieć trzymać tempo, co po prawdzie jest awykonalne, kiedy staje się pierwszy raz na danym stanowisku. Latali ze skargą wyżej do niemieckich kierowników; ci z kolei stopowali ich w ich nawiedzeniu. 
Po prawdzie w każdym z poprzednich zakładów cudzoziemcy byli na porządku dziennym; było ich pełno. Tutaj tego nie ma.... Polaków można policzyć na palcach jednej ręki. I co jest  istotne: taki jeden z drugim Polak zabiera miejsce pracy Niemcowi, a bezrobocie dookoła ogromne. Może to jest ten kierunek?  Nie wiem, zwyczajnie spekuluje. A może powinnam winę poszukać w sobie? Nie zabiegam o ich przychylność, ale powiem tak: pierwszy dzień z inną grupą był dla mnie fajny. Wołali mnie do siebie, Nie pozwalali odczuć, że jestem z innego świata; zagadywali i jakoś od wejścia było Ela to, Ela tamto. W grupie w której pracuję tego nie było. Zwyczajnie wyalienowali mnie od samego początku. I po prawdzie to ciągle KTOŚ podchodził i pytał: jak Ci z nimi jest? Właściwie już same te pytania powinny mi COŚ zasygnalizować. Oczywiście ułomkiem nie jestem: SYGNALIZOWAŁY. 


I tak, oto po raz kolejny dowiedziałam się, że moja praca w TROPICALU skończy się i to jest pewne na 1000%. Ja to czuję mocno, a i karty wciąż o tym mówią. Wierzyć, nie wierzyć, ale COŚ na rzeczy jest.
Cóż, po prostu mam za niskie kwalifikacje do obsługi miotły czy szczotki klozetowej.  Bo pewnie można być Teamleiterem 30 osób, koordynatorem 120 osób, ale niekoniecznie można być dobrym menagerem miotły.
A MOJA ANGLIA niech się wypcha ze swoimi wróżami.  KOCHAJĄ mnie! Tez mi coś!!!!
A oferta od znaku ziemskiego? Chyba w innym życiu.
Cóż, Eluśka dzisiaj masz wolne... wykorzystaj ten czas na szukanie innych opcji, a nie na zamartwiniu się, że oto w czwartek trzeba znowu jechać w to bagienko.

=======================================================
PODPIS

9 komentarzy:

  1. Kochana moja odczytuje karty intuicyjnie z pierwszego rozkładu od razu wieje katastrofa bądź otwarta na nowe propozycje ten etap sama wiesz trzeba zamknąć .pozdrawiam Gabriela

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację Gabrielo.... i ja to wiedziałam od początku, ale się łudziłam... Właściwie, to nie chciałam przyjąć do wiadomości... Sama widzisz jakie okropne karty.... a ja jeszcze uparcie jadę i daję się mobbingować.
    Kurcze, Bóg mnie opuścił czy co? Pomoroczność jasna, czy jak?
    A swoją drogą, dlaczego jak ma się pojawić facet, i karty się przy tym upierają, to jakoś się kart nie słucha? Okropne.
    Dzięki za komentarz... Na nowe propozycje otwieram się na maxa..
    Cieplutko pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj .wiesz trochę to smutne ze karty bardzo chcą mowić prawdę ale cytując ciebie wróżki wszelakie ogarnia pomroczność. może to my je blokujemy i w panice klepią bo klepią .Ja miałam straszna przygodę .Mianowicie nie radziłam sobie w wypersfadowaniu przyjaciela mojej najlepszej koleżance (diabeł podstępny),stwierdziłam ,ze jeśli mi nie ufa to zabiorę ja do mojej nauczycielki (sławnej i bardzo drogiej).Jakaz była moja wsciekłość kiedy ona wywróżyła im cudowna przyszłość ,i baranek poszedł na stracenie .Od 10 lat boryka się ze skutkami tej fatalnej decyzji .Od tej tez pory ja jestem bardzo ostrożna ,wole niedomówienie ,lub przyznanie się ze dziś to ja nic nie widzę niż zadufanie w sobie kosztem innych .A odpowiedzialność bierzemy na siebie ogromna .Alez miło ze sobie ciebie przyciągnelam .sciskam Gabriela

    OdpowiedzUsuń
  4. Miło mi bardzo Gabrielo..... że napisałaś. To są mądre słowa. Wiesz, ja uważam, że sławne i drogie wróżki są często zadufane w sobie i trochę jak prorok podchodzą do tematu. Ja mam MOJĄ ANGLIĘ, która widzi przyszłość w zależności od tego jakie dane jej podam. Nijak się to potem ma do następujących wydarzeń. Napisałam, że swego czasu popadłam w próżność.... bo sprawdzało się to co wróżyłam; no i tak szło, że nos mi się coraz bardziej zadzierał. Dzisiaj spuściłam z tonu, bo wiem, że czasem łatwo o pomyłkę w interpretacji, czy to pod wpływem osoby, której wróżymy, jakichś jej nacisków psychicznych czy czegoś co akurat jest w nas w danym momencie. I nie asekuruję się w żadnym razie wtedy, mówię jedynie: tak to wygląda w kartach przynajmniej.... Z tymi podstępnymi diabłami to naprawdę wielki problem, potrafi się świetnie maskować. Mam podobny przypadek w swoim życiu... Przyglądam się jedynie i nic nie mogę zrobić.... a ostrzegałam, a prosiłam... No cóż, każdy ma wolną wolę i wybiera drogę, którą chce iść.... pewnie musi pewne rzeczy przerobić po prostu.
    Cieplutko pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj , ja też pamiętam te czasy kamienia łupanego w Brand Erbisdorf w NARVA pracowałam w 1980-81r na szlembanie ! Ale fakt wspominam TE czasy bardzo miło !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. COŚ mi się wydaje, że powinnyśmy się znać. Ja również pracowałam mniej - więcej w tym samym czasie. Powiem szczerze, że ja nie pamiętam co to jest szlemban. Wiem, że w Narvie opanowałam wiele stanowisk, wkładałam rurki do farbowania, już pofarbowane do pieca (takim wózkiem przyjeżdżały!), też wyciągałam z pieca i wtykałam do jakiejś maszyny. Tam była jakaś zmianówka co 15 minut chyba. Nie pracowałam jedynie przy wkładaniu rurek do jakiejś pompy z rtęcią. Tam pracowały z reguły Niemki, ale też jedną Polkę mgliście pamiętam. Majster, ten, który uczył mnie języka miał na imię Zygfryd. Wiem, ze kierownik (chyba!!!) miał żonę Polkę. Czasy uważam za fajne, bo co jakiś czas odbywały się jakieś imprezy z okazji wykonania planu.....
      Także, czasy kamienia łupanego w moim odczuciu były naprawdę super!!!
      I jeśli nie mylę dat, to raczej miałyśmy przyjemność pracować razem.... Wiesz, skleroza itp....
      Cieplutko pozdrawiam koleżankę z dawnych czasów....

      Usuń
  6. No witam serdecznie ! tak wszystko się zgadza to właśnie była moja zmora - cięzka praca na tej żarłocznej maszynie , Zygfryd był super, spoko ,cierpliwy i opowiadał o rozgrywkach w bilarda lub brydza nie pamiętam i ten majster co miał żonę polkę chyba Krystynę o ile dobrze pamiętam to wygląd ma takiego Rumcajsa z brodą bo mam zdjęcie z " brygadówki " takiej imprezy Ja mieszkałam w jednym z bloków na Wilhelm kulz str. z Jolą Elą i Lidką. Póżniek zjechałam bo byłam w ciązy i w 1982 roku urodziłam synka Michała. Często wspominam tamte czasy bo naprawdę było fajnie.i tak jak piszesz była atmosfera. Tak przez sentyment jakoś weszłam na tę stronkę i proszę... wróciły wspomienia .... Pozdrawiam serdecznie !!! koleżanko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło!!! Ja nie pamiętam przy jakiej ulicy mieszkałam. Wiem, że to były jakieś zakładowe bloki w pełni wyposażone. Mieszkania były dwu, trzy - pokojowe. Były też kawalerki. Ja mieszkałam z Zosią (wróciła do Polski), Irenką (wyszła za Niemca polskiego pochodzenia) i jeszcze jedną młodą dziewczyną (imienia już nie pamiętam), która usilnie szukała Niemca, za którego koniecznie chciała wyjść zamąż. O ile wiem, to jej się udało. Wcześniej mieszkałam na mieszkaniu 3-pokojowym. Wtedy też mieszkała za mną Helenka, która również wyszła za Niemca, urodziła dziecko, ale z tego wiem, wróciła do Polski.
      Z perspektywy czasu, czyli już po moich doświadczeniach w pracy na uchodźstwie, bardzo pozytywnie wspominam tamte czasy. I Polacy byli jacyś inni i Niemcy bardziej serdeczni.
      Tak już niestety nie jest, chociaż wsadzać wszystkich do jednaj beczki - byłoby generalizowaniem.
      Cieplutko Ciebie pozdrawiam....
      Nawet nie wiesz jak to miło, pisać bloga i spotkać kogoś z kim dawno, dawno temu miało się jakaś wspólną historię.
      Tona uścisków.

      Usuń
  7. Witam !!! również mi miło z tego " spotkania " w sieci i przyjemnych wspomnień. Namawiam męża na mały wyskok do Brandu i Freibergu latem . taka mała sentymentalna podróż, z Nowej soli to nie aż tak daleko , a chciałabym żeby wróciły wspomnienia i może smak. bo nie ma to jak ciemne piwo i parówki no i soljanka bardzo pycha .... Pozdrawiam :) PA

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za zamieszczenie komentarza. Twój komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora.
Tymczasem, poczytaj sobie małe co nieco, albo poszukaj... innego bloga, odpowiedniego dla Ciebie w treści i formie.
Cieplutko pozdrawiam

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...