Z ogromną pasją oglądam Poirota. Może nie jest ideałem mężczyzny, ale jego SZARE KOMÓRKI budzą mój podziw. W sumie nieciekawy facet: pedantyczny, schludny do przesady (och ta pielęgnacja wąsów!), nieduży, lubiący symetrię i rzeczy do pary. Agata Christie mówiła o nim: napuszona, paskudna, nieznośna kreatura, z jajowatą głową. No, ale miał szare komórki!!!! I już samego faktu ich posiadania - zachwyca. Przynajmniej mnie.
To. co mnie zachwyca jest niestety, poza zasięgiem.
Codziennie około 19.00 nawiedza mnie DOBRY NAŁOGOWIEC z SZARYMI KOMÓRKAMI w zaniku, bo kończy swój "dyżur" w sklepie i wracając do domu wpada, sprawdzić czy żyję. Od rana mam torsję i mnie trzęsie. Ileż to razy mówiłam: wystarczy telefon. Mnie nie potrzeba wizyt towarzyskich. Subtelne aluzje? Zapomnij. Delikatna sugestia? Co to takiego? I tak dochodzę do kresu. Ileż można wysłuchiwać jego użalania się nad sobą, ileż można słuchać w kółko tego samego? Do niego trafia jedynie chamskie i bezczelne zachowanie.
Niektórzy ludzie przymuszają nas do chamstwa, do brzydkiego zachowania się, bo najnormalniej w świecie, brak im SZARYCH KOMÓREK. Nie chcę być bezczelna i chamska, niekoniecznie dobrze się czuję w takim klimacie. Lubię DOBREGO NAŁOGOWCA. chętnie jemu pomagam, gdy trzeba to jadę przywieźć, zawieźć, odwieźć... ale wchodzi za bardzo i za często w moje życie. I nie czuje tego, że przegina. I gdyby jeszcze rozmowy z nim były twórcze i COŚ wnosiłyby w moje życie, to może sprawiałby mi przyjemność. Bicie piany mnie nie kręci, wręcz wzbudza moją niechęć do niego....
Kręci mnie w mężczyźnie inteligencja, błyskotliwość, wiedza. Wzdrygam się na prymitywne i chamskie żarty.
Na pewno miałam dziwny wyraz twarzy na żart kierowniczki w tropikach, która przykładała sobie parówkę do intymnego miejsca i nią kręciła. Wszyscy zwijali się ze śmiechu. Ja spinałam wszystkie mięśnie twarzy w COŚ na kształt uśmiechu, ale wątpię, żeby mi to dobrze wychodziło. Czułam niestety pogardę i pojawiało się we mnie uczucie wyższości. I wcale nie była dumna z tych uczuć, ale tak czułam i nie mam co zaprzeczać owym odczuciom.
Chwilami dochodzę do wniosku, że nie jestem inteligentna, bo przecież inteligencja, to:
To. co mnie zachwyca jest niestety, poza zasięgiem.
Codziennie około 19.00 nawiedza mnie DOBRY NAŁOGOWIEC z SZARYMI KOMÓRKAMI w zaniku, bo kończy swój "dyżur" w sklepie i wracając do domu wpada, sprawdzić czy żyję. Od rana mam torsję i mnie trzęsie. Ileż to razy mówiłam: wystarczy telefon. Mnie nie potrzeba wizyt towarzyskich. Subtelne aluzje? Zapomnij. Delikatna sugestia? Co to takiego? I tak dochodzę do kresu. Ileż można wysłuchiwać jego użalania się nad sobą, ileż można słuchać w kółko tego samego? Do niego trafia jedynie chamskie i bezczelne zachowanie.
Niektórzy ludzie przymuszają nas do chamstwa, do brzydkiego zachowania się, bo najnormalniej w świecie, brak im SZARYCH KOMÓREK. Nie chcę być bezczelna i chamska, niekoniecznie dobrze się czuję w takim klimacie. Lubię DOBREGO NAŁOGOWCA. chętnie jemu pomagam, gdy trzeba to jadę przywieźć, zawieźć, odwieźć... ale wchodzi za bardzo i za często w moje życie. I nie czuje tego, że przegina. I gdyby jeszcze rozmowy z nim były twórcze i COŚ wnosiłyby w moje życie, to może sprawiałby mi przyjemność. Bicie piany mnie nie kręci, wręcz wzbudza moją niechęć do niego....
Kręci mnie w mężczyźnie inteligencja, błyskotliwość, wiedza. Wzdrygam się na prymitywne i chamskie żarty.
Na pewno miałam dziwny wyraz twarzy na żart kierowniczki w tropikach, która przykładała sobie parówkę do intymnego miejsca i nią kręciła. Wszyscy zwijali się ze śmiechu. Ja spinałam wszystkie mięśnie twarzy w COŚ na kształt uśmiechu, ale wątpię, żeby mi to dobrze wychodziło. Czułam niestety pogardę i pojawiało się we mnie uczucie wyższości. I wcale nie była dumna z tych uczuć, ale tak czułam i nie mam co zaprzeczać owym odczuciom.
Chwilami dochodzę do wniosku, że nie jestem inteligentna, bo przecież inteligencja, to:
Inteligencja to zdolność przystosowania się (adaptacji) do otaczającego środowiska. Osoba inteligentna zachowuje się adekwatnie do okoliczności, a jeśli nie przestrzega reguł panujących w środowisku, to czyni to z chęci kontestacji, a nie z braku rozeznania wśród tych reguł czy też z powodu nieumiejętności wypracowania przystosowawczych wzorców działania.
Jednym słowem: nie potrafiłam się dostosować. Cóż, nic dodać, nic ująć.
W tropikach często przerabiałam podobne sytuacje. Najczęściej stałam z boku i pracowałam nad miłym wyrazem twarzy, żeby nie było, że nie znam się na żartach.... Myślę, że się znam, że czuję żart, ale nie każdy mnie bawi i powoduje, że się autentycznie i szczerze uśmiecham.
Póki co, jestem zawiedziona, bo oblepia mnie cała masa prostych ludzi, którzy nie stymulują moich SZARYCH KOMÓREK. Tak, tak, one wymagają stałej stymulacji....
Mulfort powiedział bardzo istotne rzeczy:
Ileż prawdy jest w JEGO słowach. Tylko jak przełożyć je na życie? Ciężko, naprawdę ciężko, a czasami wręcz niemożliwe.
Jak sprawić, żeby do DOBREGO NAŁOGOWCA dotarło, że nie można, że nie należy się narzucać i nachodzić KOGOŚ codziennie? Słowa do niego nie trafiają przecież. Jakie to skomplikowane.
W tropikach często przerabiałam podobne sytuacje. Najczęściej stałam z boku i pracowałam nad miłym wyrazem twarzy, żeby nie było, że nie znam się na żartach.... Myślę, że się znam, że czuję żart, ale nie każdy mnie bawi i powoduje, że się autentycznie i szczerze uśmiecham.
Póki co, jestem zawiedziona, bo oblepia mnie cała masa prostych ludzi, którzy nie stymulują moich SZARYCH KOMÓREK. Tak, tak, one wymagają stałej stymulacji....
Mulfort powiedział bardzo istotne rzeczy:
Wchłaniamy w siebie myśli tych ludzi, do których czujemy największą sympatię i z którymi najczęściej przestajemy. Jeżeli są oni od nas niżsi i żyją myślowo w niższych sferach, wówczas cierpimy długotrwałą szkodę - gdyż wyższy i subtelniejszy duch zawsze ulega w nierównym towarzystwie.
Odpowiedni stosunek towarzyski jest najpierwszą podstawą do osiągnięcia szczęścia, zdrowia i powodzenia. Stosunek towarzyski oznacza tu coś, co wychodzi daleko poza ramy fizycznego obcowania. Stajemy się bliscy jakiemuś człowiekowi zależnie od psychicznego natężenia, z jakim się nim interesujemy - oddalenie jego ciała w przestrzeni nie gra tu żadnej roli. Kto dłuższy czas związany był z jakąś niższą od siebie naturą, ten nie może od razu zatamować fal duchowego stosunku, które są mu z tego źródła posyłane dalej, siłą przyzwyczajenia. Musi on nauczyć się zapomnieć, nie powinien nigdy wrogo o niej myśleć, lecz raczej nic, zupełnie nic, bo tylko w ten sposób może przeciąć niewidoczne, telepatyczne "druty" i zrzucić więzy! Może to dźwięczy zimno, twardo, okrutnie?
Zapewne nikt nie powinien i nie może długo pozostawać samotnym; lecz ten, kto posiada siłę do przecięcia niższych połączeń, toruje przez to drogę wyższym. Kto posiada siłę, aby czekać, ten w świecie zjawisk przyciąga na swą drogę ludzi, którzy mu dadzą rzeczywiste wytchnienie i pomoc, jaką powinna dać towarzyskość.
Jeżeli przestajesz z ludźmi o spaczonych pojęciach, wydających z siebie złe myśli i nieżyczliwe uczucia, musisz w końcu odczuć ich szkodliwy wpływ, bez względu na to, w czyją stronę są one skierowane; złość bowiem jest jakby dymem zasłaniającym ci jasność oczu. Jeżeli zadajesz się z niedowiarkami, wchłaniasz w siebie niedowiarstwo. Twoja siła i myśl zatrutą zostaje pośledniejszymi żywiołami, bo przyswajamy sobie miazmaty niezdrowych i błędnych myśli w ten sam sposób, jak bakcylusy tyfusu i malarii. Co więcej, walczyć musimy ze złem nie tylko dotykalnym, ale i niewidzialnym, czyli z potęgami Ciemności.
Lepiej nie utrzymywać żadnych stosunków towarzyskich, niż utrzymywać je z ludźmi rozprzężonymi, nie mającymi przed sobą celu; ich prądy myślowe izolują nas od istot podobnych do nas, od rzeczywistych przyjaciół.
Istnieją zatrute duchowe prądy, jak istnieją trujące wyziewy arszeniku albo metali. Kto przebywa zupełnie biernie w pokoju wśród zazdrosnych, przepełnionych nienawiścią, cynicznych albo nie wyzwolonych ludzi, wchłania z nich trujący pierwiastek, pełen choroby i niszczącej siły: pierwiastek daleko niebezpieczniejszy, aniżeli nawet dająca się wykazać chemicznie trucizna, ponieważ jego działania postępują delikatniej i tajemniej, często dopiero po wielu dniach dają się odczuć i są najczęściej przypisywane innym przyczynom.
Ileż prawdy jest w JEGO słowach. Tylko jak przełożyć je na życie? Ciężko, naprawdę ciężko, a czasami wręcz niemożliwe.
Jak sprawić, żeby do DOBREGO NAŁOGOWCA dotarło, że nie można, że nie należy się narzucać i nachodzić KOGOŚ codziennie? Słowa do niego nie trafiają przecież. Jakie to skomplikowane.
Dzień dobry,
OdpowiedzUsuńChcąc polecić znajomej osobie pisma Mulforda, a zwłaszcza "Przeciw śmierci", przy okazji, "przypadkiem" trafiłem do Pani.
Ciekawe, że zachęcając do lektury, chcę zacytować te same przywołane przez Panią Jego słowa.
Życzę pogodnego lata, pod każdym względem - może takiego, jak w "Lecie leśnych ludzi" Marii Rodziewiczówny
Leszek
Cieszę się, że "przypadkiem" trafiłeś na mojego bloga. Trochę dziwny i pokręcony jest, ale mam nadzieję, że nie wskazuję nikomu błędnego kierunku.
UsuńZa życzenia DZIĘKUJĘ i również życzę pogodnego, a przy tym spokojnego lata... a właściwie CAŁEGO ŻYCIA.
Cieplutko pozdrawiam