niedziela, 11 lutego 2018

ZAPOMPONOWANA na fazie DIY

Cóż znaczy określenie DIY? To znaczy:  do it yourself, czyli po prostu: ZRÓB TO SAM.
Uczciwie przyznaję, że mnie osobiście DIY bardzo odpowiada i najpewniej, wynika to, z mojego charakteru. Sknerowatość, oszczędność i też niechwalący się - odrobina fantazji!!! Poza tym, jakaż to przyjemność wykonać COŚ samodzielnie!!! Ile radości, ile dumy!!!! Ja czasami po prostu wręcz - PĘKAM!!!
pomponowy dywanik mojej roboty
 Jakiś czas temu przestawiłam sobie rytm dnia, nad czym bardzo ubolewałam. Nic pozytywnego z tego nie wynikało. Absolutnie NIC. Nocne maratony  filmowe rozleniwiły mnie bardzo i zaburzyły wszelkie działania za dnia. Niby COŚ tam robiłam, ale zdecydowanie mniej efektywnie.
Faktem jest, że fura nazbieranych blaszanych puszek po groszku, fasolce, czyli inaczej zwykłych "śmieci", powoli przypomina ogrodowy dzwonek wietrzny, przeciwko kretom. Pomysł prosty: stare koło od roweru umocowane do wbitego w ziemię kołka (chyba to jest stara ośka od wozu drabiniastego?), a do kółka przyczepione są puszki w formie dzwonków. Moje puszkowe dzwonki, również mają serca... Dźwięk metalu poruszającego się na wietrze, z założenia powinien odstraszyć krety, a tych w mojej miejscowości jest zatrzęsienie. Spulchniają ziemię? No tak, ale również niszczą rośliny. Tak zniszczyły mi młodą sadzonkę malinki... Tak się cieszyłam, że PYSIA będzie miała używanie, a tu masz - musiałam kupić nowe sadzonki. I muszę w jakiś sposób zaradzić ich ponownemu zniszczeniu. Może mój prymitywny dzwonek wietrzny, zadziała?  Jeszcze trochę puszek (przecież nie będę jadła jedynie groszku i fasoli z puszki!) i dzwonek będzie gotowy!!! 

Serfowałam sobie po sieci w poszukiwaniu  sensownych pomysłów na drugie życie starych przedmiotów i pozostałam w wielkim zachwycie, jak pięknie ludzie potrafią wykorzystać "śmieci". Już zaczęłam szukać w jaki sposób odnowić starą walizkę, ale ze zdziwieniem odkryłam, że moje stare walizki, które zalegają w warsztacie, w ogóle nie wymagają renowacji. Są w świetnym stanie, więc, pozostaje tylko je zagospodarować. Prezentują się zdecydowanie ciekawiej, niż plastikowe pojemniki. I przy tym... tak klimatycznie.
W moim warsztacie stoi dumnie, stara niemiecka maszyna do szycia firmy Dürkopp. Najpewniej sprawna, ale szczerze mówiąc - nie wiem. Stoi tam, a powinna stać w domu!!! I to, w centralnym miejscu. A może powinna być nawet używana? Sprawdzę, zobaczę, przetestuję...
Jako RAK powinnam żyć wśród antyków i cieszyć nimi oko. Nie powiem, uwielbiam antyki, ale ich ceny, jak dla mnie, są poza zasięgiem.
pomponowy dywanik na antypoślizgowej macie - pompony przeniosę na kanwę do tkania dywanów
Moja znajoma JADZIA, świetnie odnawiała stare kredensy. Kupowała od ludzi zniszczone i niszczejące w komórkach meble i robiła z nich cudeńka. Cały dom ma właśnie w takich kredensach. A u mnie stoją sobie i się marnują 2 kuchenne kredensy. Obiecałam sobie, że COŚ sensownego z nich ulepię... ale na to przyjdzie czas wiosną.
Na całe szczęście, dywaniki z pomponików są gotowe!!! Maraton filmowy nie przeszkodził mi w kręceniu pomponów.  Do wykonania dywanika potrzeba bardzo dużo włóczki. Fakt, że prezentuje się pięknie, ale materiał czyli włóczka, idzie jak woda. Ogromny pojemnik pomponów, absolutnie, nie starcza na zrobienie jednego dywanika. DOBRY NAŁOGOWIEC, wyszukuje mi swetry do prucia. I fajnie, ale jeden spruty sweter, to 2 rzędy dywanika. No 2 i pół...
Wszystko, co robię lub zrobię jest z wykorzystaniem posiadanych już rzeczy. Tak, więc, TIPI  dla wnusia, powstanie z materiałów, które już w swoich zasobach posiadam. No, kijki musiałam kupić.
Stare, ale mocne  lniane zasłony w kwiatki, zamienią się w namiocik. Przynajmniej, taki jest plan. Piankowy materac, zostanie obszyty kocykami i będzie służył jak fajne legowisko na ogródku.
Wspomniane wyżej TIPI dla WNUSIA, powstanie z nieużywanej pomarańczowej kapy na kanapę. Ozdobię je chustami z indiańskim motywem, zwieńczę kilkoma większymi pomponami. W TIPI zainstaluję lampki i żarówki na baterie. Mam nadzieję, że WNUSIO chętnie będzie się w owym TIPI bawił lub przynajmniej - wylegiwał.
Mam sporo drewnianych skrzynek po owocach. Solidne i mało zniszczone. Przelecę po nich szlifierką (tak, tak... mam też i szlifierkę!!!), część z nich pobejcuję hebanowo, część zawoskuję na biało. I na pewno, znajdą swoje miejsce, czy to, jako półki, czy też jako pojemniki. Jak DIY, to na całego!!! 
DOBRY NAŁOGOWIEC przyniósł mi do sprucia (na pomponowy dywanik!!!) przepiękny, biały obrus na stół. Na pewno, znajdzie u mnie swoje miejsce i na pewno nie zamienię go na pompony, na pewno go nie spruję!!! Jest po prostu - cudowny!!! Nic, tylko go wyprać, wykrochmalić i wyprasować. Pewnie, kiepsko mi to pójdzie, bo nie dotykałam żelazka, ładnych parę lat. 
Cóż, jako szacowna emerytka, która jednak niekoniecznie lubi siedzieć z założonymi rękoma, muszę COŚ robić, muszę czuć nawał rzeczy do zrobienia, muszę czuć NIEDOCZAS, muszę planować.
Tak musi być, bo siedzieć i marnować czas na rozwiązywanie krzyżówek, które mimo wszystko ćwiczą mózg, to jednak - nie dla mnie. A niech mi się tam lasuje, ile wlezie. A cio!!!


PODPIS

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za zamieszczenie komentarza. Twój komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora.
Tymczasem, poczytaj sobie małe co nieco, albo poszukaj... innego bloga, odpowiedniego dla Ciebie w treści i formie.
Cieplutko pozdrawiam

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...