wtorek, 15 grudnia 2020

Lepiej, chociaż smutniej...❣❣❣

I znowu wylądowałam w Niemczech. Nie z miłości do tego kraju, ale z czystej konieczności. Wiadomo jakiej.
Po moim ostatnim wyjeździe i pobycie u pani PASKUDNEJ długo dochodziłam do siebie. Trauma byłą tak silna, że na samo wspomnienie o tej kobiecie - dostawałam drgawek. 

I jakaś taka zagłodzona wróciłam. Dość powiedzieć, że zaraz po przekroczeniu drzwi swojego domu, zjadłam 4 łyżki musztardy. Dla porządku - miodowej. Pychota!
Potem wzięłam się za gotowanie! I gołąbki zrobiłam i sałatkę i jakieś mięso upiekłam. Szalałam w kuchni, aż miło!
Po prostu tęskniłam za normalnym,  ludzkim jedzeniem!
Ciągłe wyjadanie resztek i szykowanie gotowców, uczyniły ze mnie zagłodzonego głodomora. 
I wylegiwałam... i odpoczywałam... i starałam się zapomnieć. Dochodziłam do normalności. 

Tu jest zupełnie inaczej!
Mój podopieczny jest po prostu... miły. Oczywiście, również mnie nakierowuje: co i jak powinnam zrobić, ale w jakże sympatycznym tonie. 
I jak się pięknie uśmiecha, gdy go atakuję owocami na talerzyku, pomiędzy posiłkami. I zjada wszystko, chociaż z apetytem u niego kiepsko!
Kiedy zaserwowałam mu kaki (oczywiście, pokrojone i obrane!), bardzo się w tym owocu rozsmakował i szczerze przyznał, że je ten owoc pierwszy raz w życiu.

Dzieci pana są również przesympatyczne! To naprawdę miłe i dobrze wychowane dzieciaki. Dzieciaki! Toż to dorosłe osoby, z rodzinami, dzieciakami. 
To właśnie z troski o ojca zamówiły opiekunkę! Przy tacie musi być ktoś, żeby dbać o to, aby jadł na bieżąco, bo jak jest sam, to nic nie je!

Gdy tylko przyjechałam, na przywitanie dostałam kwiaty! Ulokowano mnie na górze, a do dyspozycji mam pokój dzienny i sypialnię i oczywiście, własną łazienkę.
 
Niestety, pan jest poważnie chory! I nikt nie jest w stanie mu pomóc. 

W agencji usłyszałam, że pan miał... raka, ale jest już wszystko dobrze. Lekkie przekłamanie, bo pan... wciąż ma raka.

Usłyszałam, że w grę wchodzi tylko jedynie gotowanie panu i wykonywanie zwykłych czynności domowych. Łatwa Stella! Syn mieszka daleko i nie może się ojcem opiekować. Jakoś nikt nie wspomniał, że córka mieszka parę domów dalej! No, fakt ma bardzo dużo obowiązków: rodzinę, pracę itp. i trochę ciężko byłoby jej opiekować się ojcem.

Nie chodzi o ten drobiazg z przekłamaniem, bo tak naprawdę nikt tu jeszcze nie był i nikt nie mógł wiedzieć, jak to naprawdę z panem jest. To też i agencja nie mogła mieć pełnej wiedzy. Absolutnie ich nie obwiniam.

A z panem jest... faliście i raczej w kierunku - nie jest dobrze!

W niedzielę na przykład, pojechaliśmy sobie na małą wycieczkę. Pan tak sobie zażyczył. Dzielnie prowadził swojego mercedesa, pogwizdywał do muzyczki płynącej z radia na full. I pędził ostro, tak, że chwilami trzymałam się mocno siedzenia i aż prosiłam, aby zwolnił. On jednakże czuł się świetnie po prostu i to było widać i czuć.

W poniedziałek nad ranem obudził mnie w nocy, bo miał krwotok z nosa. Szybko udało nam się zapanować nad krwotokiem. Pan sobie zasnął, ale ja wciąż nad nim czuwałam. Potem poszedł do toalety raz... i dalej sobie uciął drzemkę. 
Potem poszedł na siku... i ponownie dostał krwotoku. Tym razem już zadzwoniłam po pogotowie i do córki. Ta najpierw nie odebrała, potem już tak. Była już w drodze! Czuła, że dzwonię nie bez powodu. Zjawiła się na chwilę przed karetką.

Pan poszedł do szpitala i być może jutro wróci. Być może.

Wolałabym jednakże być uprzedzona, że takie sytuacje mogą mieć miejsce. 

To wszystko co się zadziało, było dla mnie ogromnym zaskoczeniem i nie ukrywam: źródłem ogromnego stresu. Działałam intuicyjnie i właściwie na ślepo. 

Niezależnie od pochwał dzieci podopiecznego, czuję, że COŚ zrobiłam nie tak, że źle zadziałałam. Mam wrażenie, że mogłam wcześniej dzwonić na pogotowie, a nie cieszyć się opanowanym pierwszym krwotokiem.
Mam wrażenie, że nie powinnam jechać na ową wycieczkę, że ta wycieczka była dla niego zbyt wielkim wysiłkiem i stąd ten krwotok. 
Najpewniej, niepotrzebnie się obwiniam. I pewnie jest to skutkiem niewiedzy, że z panem tak często bywa.

A w środę... mieliśmy jechać do szpitala na przetaczanie krwi. 

Faktem jest, że trochę poczytałam o pana chorobie i wiem, że osoba chora na MDS powinna żyć normalnie, robić to, na co ma ochotę, o ile dobrze się czuje i ma siły.  Dlatego też, nie powinnam go od owej wycieczki odwodzić. 
Dowiedziałam się również, że to jest niestety, choroba, której nie da się wyleczyć.

Wiem już też, że lepiej nie będzie, ba... może się po drodze przypętać coś gorszego (tak dzieje się w większości przypadków), a wtedy już nie będzie żadnego  ratunku, ani opcji przedłużania życia transfuzjami.

Osobiście, bardzo źle to widzę i niekoniecznie mogę cieszyć się, że ze zdrowiem podopiecznego będzie lepiej.
Tak niestety, mówią moje karty. 
Zapytałam kart o zdrowie pana i już na pierwszej pozycji wyszła mi karta ŚMIERĆ, czyli śmierć nad nimi wisi, a właściwie śmiało można powiedzieć, że on powoli umiera.
Również pozostałe karty rozkładu nie były budujące. Kart nie udostępniam, bo nie zdążyłam ich zapisać. Zaraz po ich rozłożeniu, zadzwoniła do mnie moja koleżanka i kładłam jej karty. Także, je przemieszałam i nie potrafię odtworzyć rozkładu. Wiem, że na partnerskiej była IX mieczy, na wyniki AS pałek... i tylko tyle pamiętam.
Dodam, że dziwnie na miesiąc grudzień pokazała mi się karta ŚMIERĆ na pozycji 7-ej
Ja oczywiście, wcale nie twierdzę, że podopieczny pożegna się ze światem w grudniu.  Tak wcale nie musi być. 
Może chodzić o moje odczucie, czy też nagłe uświadomienie sobie, że stykam się z człowiekiem, który powoli umiera. 

Moja znajoma koleżanka - wróżka, trochę mnie pocieszyła kartami, ale mimo wszystko, mam wątpliwość, co do jej kart. Taka myśl mi lata po głowie.

A przed samym wyjazdem MOJA ANGLIA położyła mi karty i powiedziała: będziesz dłużej niż zakładasz
Pomyślałam sobie wtedy: o kurcze, coś się zadzieje, że szybciej zjadę.
 Wszak u pani PASKUDNEJ, miało mi być według jej wróżby - fajnie. 😉

Dodam, że wyjeżdżając tutaj nie miałam żadnych lęków, ani obaw. Zupełnie inaczej się czułam, jadąc do pani PASKUDNEJ. Dziwne są te przeczucia.

Tak więc, jak przesympatyczni ludzie, to choroba ciężka i właściwie, co tu dużo mówić -  nieuleczalna.
Jak paskudna i wredna osoba, to choroba standardowa, do przeżycia i tylko  jedynie utrudniająca życie dyktatorowi. 
Oczywiście, pani PASKUDNA ma inne zdanie i pewnie rozpływa się w żalach nad sobą i swoim losem, ale tak naprawdę jest z nią relatywnie całkiem dobrze. No, ale pani PASKUDNA to przecież - WODNIK.

I niech się wszystkie obrażone WODNIKI zamkną i nie komentują! Podobnie jak urażone BLIŹNIAKI, czy tam też... jakieś inne znaki. 
Niech się kiszą w sosie własnym i nie męczą się skrobaniem komentarzy. I tak ich nie czytam, a już na pewno nie udostępniam. Szkoda czasu na tak wielki wysiłek.
Niech się lepiej na inny blog przeniosą i tyle!

Mam koleżanki WODNICZKI i wiem, że podzielają moje zdanie w całej rozciągłości. Jedna moja koleżanka WODNICZKA, która podkreśla: jestem styczniowa, również ma złe zdanie o WODNIKACH
I wcale się nie dziwi, że tak źle zniosłam pobyt u pani PASKUDNEJ. 
Martwi się jedynie tym, aby ona na stare lata, nie stała się dokładnie taka, jak pani PASKUDNA.
Cóż, ja poczekam na rozwój wypadków. Zobaczę jak to będzie, gdy mój podopieczny wróci. 

PODPIS

2 komentarze:

  1. Podziwiam Panią. Ja na pewno bym spanikowała i nie wiedziała, co robić. Silna z Pani babeczka! ;) Jak długo będzie Pani na opiece? Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 🧡🧡🧡 Wstępnie się umawiałam na 6 tygodni. I raczej dłużej nie wydolę, bo jestem świadoma czym to pachnie: kilka dni świetnych i znowu krwotok.
      Pan wciąż w szpitalu. Dzisiaj dostał 2 razy transfuzję i jutro wróci do domu. Takie mam info.
      Powiem Ci, że jak zatrzymaliśmy ten pierwszy krwotok, to zasłabłam. Ledwie doszłam do łóżka. Musiałam chwilę poleżeć, bo strasznie mi się kręciło w głowie.Także z tą siłą, to nie jest tak do końca.
      Pozdrawiam Ciebie cieplutko

      Usuń

Dziękuję za zamieszczenie komentarza. Twój komentarz ukaże się po zatwierdzeniu przez administratora.
Tymczasem, poczytaj sobie małe co nieco, albo poszukaj... innego bloga, odpowiedniego dla Ciebie w treści i formie.
Cieplutko pozdrawiam

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...